Sytuacja w Ruchu Chorzów jest coraz bardziej nerwowa. Składają się na to zarówno kiepskie wyniki sportowe jak i fatalna sytuacja finansowa Niebieskich. - Cały czas próbuję uratować Ruch. Mój poprzednik na stanowisku prezesa publicznie apelował o wszystkie ręce na pokład, ale ja obserwuję raczej zejście pod pokład w celu wiercenia dziur w kadłubie, by klub jak najszybciej zatonął. Sytuację uspokoić mógłby tylko poważny zastrzyk gotówki. Żeby zrestrukturyzować zadłużenie potrzeba nam około 15 mln zł. Innego wyjścia nie ma. Milion czy dwa nie poprawią naszej sytuacji - powiedział Janusz Paterman, prezes Ruchu.
Nowy największy udziałowiec Niebieskich przyznał, że od marca razem z wiceprezesem Michałem Dubielem wpompował w klub ponad 3 mln zł. W efekcie zaległości wobec piłkarzy, które jeszcze niedawno sięgały października, wynoszą obecnie tylko 1,5 miesiąca. Ostatnie przelewy na konta piłkarzy zostały przesłane przed Świętami Wielkanocnymi. Dotyczy to również Patryka Lipskiego, który wysłał klubowi wezwanie do wypłaty zaległych pensji. Jak zapewnia Paterman, powodem nieobecności młodzieżowego reprezentanta Polski w meczu z Pogonią była tylko i wyłącznie kontuzja, którą potwierdził mu trener Waldemar Fornalik.
Na Cichą cały czas wpływają wnioski o zajęcia komornicze, z którymi nowe władze Niebieskich nie są wstanie sobie poradzić. Paterman chce znów namówić do pomocy klubowi władze miasta. - 20 kwietnia chcę się spotkać z radnymi z Komisji Sportu, a także z pozostałymi członkami Rady Miasta Chorzowa. Muszę przekonać ich do pomocy klubowi, bo inaczej może być bardzo źle. Nie chcę ratować Ruchu tylko za pieniądze miasta. Niech samorząd da 10 mln, a ja z kolegą dołożymy kolejne 5 i wspólnie definitywnie wyprowadzimy ten klub na prostą - powiedział Paterman.
źródło: Gol24.pl