- Metodą prób i błędów zyskałem nowe hobby. A nuż okaże się, że mam do tego jakiś dryg? Nie mówię o talencie, bo to za duże słowo. Może będę mógł wykorzystać doświadczenie boiskowe, żeby wiedzieć, kiedy warto skupić się na konkretnej sytuacji - mówi
Wojciech Grzyb, który w obszernej rozmowie opowiedział nam o swoim nowym, nietypowym jak na byłego piłkarza, zajęciu, a także skomentował sytuację chorzowskiego Ruchu. Zapraszamy.
Zaskoczyłeś wszystkich, gdy kilka tygodni temu pojawiłeś się na meczu Ruchu przy Cichej w roli fotoreportera.
Wojciech Grzyb: - Ta historia nie ma jakiegoś wielkiego początku. Kiedy jeszcze grałem w piłkę, to przeglądając fotogalerie z meczów, czasami zastanawiałem się, jak to jest możliwe, że zdjęcie zostało zrobione prawdopodobnie z przeciwległego rogu boiska, a wygląda to tak, jakby fotoreporter stał parę metrów przede mną. Czyli musiałby stać... na środku boiska. Zawsze chciałem to zobaczyć od tej drugiej strony.
I po paru latach się udało.
- Z uwagi na to, że ostatnio nie pracuję przy piłce i w zasadzie opiekuję się tylko Amelią, pomyślałem, że w wolnych chwilach warto się zająć robieniem zdjęć. Postanowiłem skompletować sprzęt, pomógł mi w tym Norbert Barczyk z agencji "Press Focus", który doradził mi, co warto kupić w takim budżecie, jakim dysponowałem. Mogłem na niego liczyć i udało mi się nabyć jedną "puszkę" oraz parę obiektywów. Metodą prób i błędów zyskałem nowe hobby. A nuż okaże się, że mam do tego jakiś dryg? Nie mówię o talencie, bo to za duże słowo. Może będę mógł wykorzystać doświadczenie boiskowe, żeby wiedzieć, kiedy warto skupić się na konkretnej sytuacji i zrobić jakieś fajne ujęcie.
Wydawałoby się, że naturalny będzie dla ciebie debiut na meczu piłki nożnej, a tymczasem postawiłeś na inną dyscyplinę.
- Pierwsze dwa mecze były na piłce ręcznej u mojej żony Kingi w Lubinie. Potem dwa spotkania Ruchu, a jeszcze po drodze był hokej w Oświęcimiu, ale to tak przy okazji, bo akurat wtedy grałem. Był to mecz charytatywny z Reprezentacją Artystów Polskich. Wyjąłem sobie aparat i w tym całym ekwipunku hokeisty spróbowałem coś zrobić, ale to było zupełnie nieudane. Natomiast z tych dwóch meczów Ruchu dosłownie parę ujęć można było pokazać.
Minęło już sporo czasu od twojej ostatniej pracy w roli szkoleniowca drużyny piłkarskiej. Bierzesz pod uwagę, że mógłbyś porzucić plany o trenowaniu i zająć się fotografowaniem meczów?
- Trudno wyrokować, bo mimo wszystko w pierwszej kolejności chciałbym być trenerem i pracować przy piłce. A jeśli nie trenerem to może w marketingu - przez rok zajmowałem się tym w Ruchu. To nie jest praca, która w pełni zaspokaja moje ambicje, ale też jest ciekawa. Nie da się ukryć, że odkąd wyjechaliśmy ze Śląska, to perspektywy mocno się dla mnie zawęziły. Śląsk to jednak Śląsk. Nawet w trakcie tego trzyletniego okresu, gdy nas tutaj nie ma, odbierałem telefony od różnych śląskich klubów w kwestii ewentualnego podjęcia pracy trenera. Niestety bylem zmuszany odmawiać. Mam świadomość, że gdybyśmy mieszkali na Śląsku, to jest tu tyle klubów, że coś by się znalazło.
Gdybyś jednak pracował w roli trenera, to zabrakłoby czasu na tego typu hobby.
- Trafnie to ująłeś. Rola fotografa to wykorzystanie pustej przestrzeni, która mi od dłuższego czasu towarzyszy. Gdybym był trenerem, to pewnie nie miałbym czasu, aby się w to bawić. Oczywiście, można wziąć aparat na ramię, iść na spacer i zrobić zdjęcie. Wiem już jednak, że nie kręcą mnie w żaden sposób fotografie architektury czy przyrody. Mogę ewentualnie zrobić zdjęcie rodzinie, córce, która akurat wyczynia coś ciekawego na placu zabaw. Jeśli chodzi o fotografię zawodową, to tylko sport, gdzie są krótkie czasy i trzeba zamrozić ruch, a potem złapać ujęcie. Już zauważyłem, że na kilkaset klatek dobrych jest kilkanaście. Jak zapewne wiesz, nie jest to tak, że włączasz tryb automat i robisz zdjęcia.
Coś mi się obiło o uszy.
- To zupełnie inna bajka. Kupiłem kilka książek, bo czytając różne fora i artykuły, zorientowałem się, że samo mi to nie przyjdzie. Nie jest tak, że to się ma i od razu wiesz, jak w danych warunkach oświetleniowych ustawić aparat i zrobić dobre zdjęcie. Hala co innego, boisko co innego, słabo oświetlone boisko jeszcze co innego, a w nocy i mgle to już w ogóle inna bajka. Na meczach Ruchu z Jagiellonią i Wisłą warunki nie rozpieszczały. Sam Norbert mi mówił, żebym się nie zniechęcał, bo za dużo mi nie wyjdzie.
Spodziewałeś się, że to wszystko jest aż tak skomplikowane?
- Kiedyś człowiek robił na automacie i tylko włączył, albo wyłączył lampę błyskową. Już nie mówiąc o tym, że od dawien dawna nie korzystałem z kompaktowego aparatu, bo wszystko jest w telefonie. Mogę powiedzieć, że zderzyłem się z warsztatem. Trójkąt ekspozycji, światło, matryca, przysłona, jeśli jedno zmienisz to drugie oczywiście też musisz. To wszystko jest bardzo ważne i łatwo możesz doprowadzić do tego, że na zdjęciu będą tzw. "szumy". Tak naprawdę potrzebujesz szereg obiektywów, więc musisz zabrać na mecz co najmniej plecak. Już nie mówię o zawodowcach, którzy mają jeszcze więcej sprzętu i ciągną za sobą walizkę na boisko. Kiedyś się z tego śmiałem, a teraz już wiem, o co chodzi.
Wielu ludzi pewnie nie zdaje sobie sprawy, że fotoreporterzy pracują często w bardzo trudnych warunkach. Deszcz, śnieg, mróz, upał...
- Ja już nabrałem szacunku do tego zawodu. Dwa mecze, które zrobiłem w hali to może nie lekka praca, ale na pewno przyjemność. Zajmujesz miejsce w rogu, masz ciepło, ciągle takie same światło, możesz sobie usiąść na podłodze i czekać, aż akcja przeniesie się pod drugą bramkę. A to się akurat w piłce ręcznej dzieje co chwilę. Na boiskach piłkarskich są zupełnie inne warunki.
Ostatni mecz Ruchu z Jagiellonią? Jeszcze pół biedy. Z Wisłą Kraków robiłem już jednak zdjęcia tylko w pierwszej połowie, bo to wystarczyło, żeby mi całkowicie zmarły palce. I to do tego stopnia, że nie potrafiłem w odpowiednim momencie wciskać przycisku migawki. Nie jest to łatwa sprawa i faktycznie trzeba docenić to, że fotoreporter przez ponad 90 minut musi czekać na właściwy moment z okiem przy wizjerze. A jak jeszcze do tego cały czas obsługuje laptopa i na bieżąco wrzuca zdjęcia do bazy... Wielki szacun.
Mieszkasz w Lubinie, ale ciągle jesteś blisko Ruchu. Jesteś zaskoczony, że klub został tak surowo ukarany przez Komisję Licencyjną?
- Im więcej się nad tym zastanawiam, tym trudniej mi o własny osąd tej sytuacji. Różne zapowiedzi słyszałem. Najpierw była ta słynna o bombie i degradacji klubu już w trakcie sezonu, później wycofywanie się z tego wszystkiego, tłumaczenia klubu, słowa pana Sachsa, że Ruch ma jednak swoje argumenty i sprawa nie jest taka łatwa. Słyszałem też opinie, że albo klub jest winny i dostanie minus dziesięć, albo jest niewinny i w ogóle nie zostanie ukarany. Okazało się, że został wypracowany jakiś kompromis. Patrzę na to wszystko z boku i nie wiem, co o tym myśleć.
Część osób jest zdania, że Ruch mimo wszystko nie powinien zostać w ten sposób ukarany.
- Czytałem ciekawy wpis Pawła Czado na jego blogu, gdzie podważa tę decyzję i wskazuje na chęć zachowania twarzy przez komisję. Przytacza tam dwa punkty, z których wynika, że Ruch jest niewinny, a mimo wszystko dostaje karę. Dlatego trudno mi to jednoznacznie ocenić. Na początku podszedłem do tego emocjonalnie, a później mimo wszystko starałem się tonować swoje wypowiedzi. Od początku zaznaczałem, że Ruchu nie bronię, bo na pewno musi zapłacić za swoje błędy. Swoje zobowiązania trzeba spłacać.
Byłem też jednak zaskoczony tym, że wielu ludzi skazało Ruch na ścięcie, zanim zapadł jakikolwiek wyrok. Tak sobie myślę, że chyba to wszystko wymknęło się spod kontroli. Nikt się nie spodziewał, że rozpętanie tej afery i wypuszczenie pewnych informacji na światło dzienne sprawi aż tak wielkie zamieszanie wokół Ruchu. Nie wiem, czy ta kara jest adekwatna do tego, co Ruch przewinił, ale przewinił na pewno.
Czego oczekujesz w tej sytuacji od działaczy klubu?
- Ruch dostał termin do 31 stycznia, aby spłacić swoje zobowiązania wynikające z funkcjonowania fundacji. Jeżeli to zrobi, to da fajny, pozytywny sygnał, że jednak chce z tej sytuacji wyjść obronną ręką. Już nie mówię o tym, że nie będzie ośmiu minusowych punktów tylko cztery. Po podziale zostaną minus dwa, a to jest kwestia jednego wygranego meczu.
Bardzo chciałbym, żeby Ruch spłacił tę kwotę, bo to będzie sygnał dla wszystkich, że nie jest tak źle z tym klubem. Gorzej będzie, gdy nie zostanie to zrealizowane, ale ja takiego obrotu sprawy nie przyjmuję do wiadomości. Klub został postawiony pod ścianą i musi zrobić wszystko, aby swój wizerunek poprawić. A został on nadszarpnięty bardzo mocno.
Ostatnie udane akcje marketingowe chorzowian, delikatnie rzecz ujmując, zeszły na dalszy plan.
- O "Blue Mannequin Challenge" mówiono nie tylko w Polsce. Chwaliliście się, że ten spot został został wyświetlony w wielu państwach. To wszystko mogło pójść na marne, bo teraz mówi się tylko o złej stronie Ruchu, przewinieniach i próbach oszustwa. Co prawda klub został z tego oczyszczony, ale czy to coś zmienia w opinii publicznej, że komisja powiedziała, iż klub nie próbował tego wszystkiego zataić? Jest to bardzo wątpliwe. Ten smród przez jakiś czas się będzie ciągnął i trudno mi powiedzieć, jak z tego wyjść. Po pierwsze, klub najpóźniej 31 stycznia powinien powiedzieć: spełniliśmy wymóg Komisji Licencyjnej, zaległości są spłacone, prosimy nie dawać nam kolejnych czterech minusowych punktów i gramy dalej. Inna sprawa, że boisku też będzie to musiało funkcjonować lepiej.
Wygrany mecz z Wisłą Kraków, w ostatniej tegorocznej kolejce, może być dobrym prognostykiem na przyszłość?
- Pierwsza połowa to były bardziej szachy, niezbyt ciekawe widowisko. Po przerwie wyglądało to natomiast bardzo fajnie i taki Ruch chcielibyśmy pewnie oglądać. Abstrahując od słów trenera Wisły, który stwierdził, że jego podopieczni zagrali słabo. Mimo wszystko gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Ta druga połowa była jedną z lepszych, jakie Niebiescy rozegrali jesienią. Oczywiście były bardziej efektowne zwycięstwa z Koroną czy Łęczną, ale nie widziałem ich na żywo, więc nie chcę oceniać. Ta połówka z Wisłą bardzo mi się podobała pod tym względem, że piłkarze tworzyli sobie sytuacje i oddawali sporo strzałów. Bramkarz z Wisły uwijał się tam jak w ukropie i ratował swój zespół, ale Ruchowi w końcu dopisało szczęście. I to po strzale najmniej efektownym z tych wszystkich.
Bolączką Niebieskich były mecze, w których przegrali różnicą jednej bramki. Jesienią takich spotkań było aż osiem.
- W innych meczach rzeczywiście bywało różnie. Spotkania z Arką i Jagiellonią były podobne do siebie. Po pierwszej połowie 0:2, a to determinuje grę zespołu w drugiej połowie. Po przerwie Ruch grał lepiej, ale zabrakło czegoś, żeby zdobyć chociaż punkt. Nieszczęsny mecz w Płocku również odcisnął swoje piętno. Ruch grał nieźle do przodu, ale te indywidualne błędy w defensywie... Przy takich pomyłkach nie da się wygrać meczu, nawet jeśli strzela się trzy bramki na wyjeździe. Nie poszło to po myśli Niebieskich, ale fajnie, że już tydzień później okazało się, że obrona potrafi zagrać na zero. Przez przerwą zimową to bardzo pozytywny aspekt. To dodaje wiary we własny umiejętności i sensu pracy nad pewnymi elementami.
Jak oceniasz szanse chorzowian w kolejnej rundzie?
- Przed Ruchem ciężka wiosna, bo od problemów pozaboiskowych nie da się uciec. Jestem przekonany, że to był temat numer jeden w ostatnich dniach w szatni drużyny. Chwała chłopakom za to, że pomimo bardzo trudnej sytuacji potrafili zdobyć punkty z Wisłą i zakończyć ten rok zwycięstwem. Jako kibic patrzę na to wszystko z boku i nie chcę rozbierać gry Ruchu na czynniki pierwsze. Od tego jest sztab ludzi, który codziennie pracuje z drużyną. Na pewno coś nie grało i nie funkcjonowało w tym zespole. Trenerzy mają teraz czas, aby to wszystko poukładać. Nie wiem, czy zakaz transferowy będzie obowiązywał. Jeśli tak, to na pewno utrudni to układanie puzzli na nowo. Ale cóż, trzeba grać tym, co się ma. Gdyby się okazało, że nie można pozyskać nowych piłkarzy, to myślę, że ci którzy są w klubie, zagwarantują taki poziom sportowy, który wystarczy do tego, aby na boisku Ekstraklasę obronić.
Korzystając z okazji chciałbym życzyć wszystkim kibicom Ruchu, aby nadchodzący nowy rok był lepszy pod każdym względem od poprzedniego. Spokojnych i rodzinnych świąt!
Rozmawiał: Neo (Niebiescy.pl)