Komisja Licencyjna wciąż bada sprawę dokumentów opublikowanych w mediach w ubiegłą niedzielę. Przypomnijmy, że chorzowski klub podpisywał z zawodnikami podwójne umowy - piłkarze dostawali część wypłaty z Ruchu a część z Fundacji Ruchu Chorzów. Problem w tym, że nie wszystkie zaległości zostały uregulowane, a Komisja nie wiedziała o wszystkich działaniach klubu.
Jak powszechnie wiadomo, Ruch miał narzucony limit wynagrodzeń i taka sytuacja miała pomóc w... obejściu przepisów. W Chorzowie próbują wykazać, że w związku doskonale wiedziano o istnieniu fundacji. A na pewno wiedział o niej Łukasz Wachowski z departamentu rozgrywek krajowych PZPN. Tak przynajmniej utrzymuje portal SportoweFakty WP, który opublikował dziś na ten temat obszerny artykuł. Prezentujemy jego fragmenty.
Czy Bednarz składał wyjaśnienia?
Ma o tym świadczyć korespondencja z lutego 2015 roku. Wówczas Robert Chwastek (obecnie Gryf Wejherowo) wysłał do PZPN pismo, w którym upomniał się o zaległe pieniądze z fundacji. PZPN wysłał do Ruchu pismo, w którym informuje, że "nieuzasadniona zwłoka w regulowaniu należności w stosunku do wierzycieli jest podstawą do nałożenia przez Komisję ds Licencji Klubowych (w skrócie nazywamy ją Komisją Licencyjną - red.) na klub sankcji regulaminowych z zawieszeniem lub pozbawieniem licencji włącznie".
Pod pismem podpisany jest właśnie Wachowski. W PZPN tłumaczą, że o sprawie Chwastka faktycznie wiedzieli, ale nie mieli pojęcia, że takich sytuacji było więcej i że jest to "proceder". Teraz Ruch będzie chciał wykazać, ze to nie powinno mieć żadnego znaczenia. Jeśli Komisja Licencyjna podejrzewała Ruch, powinna sprawę zbadać. Nie robiąc tego i przyznając licencję na kolejne dwa sezony, przyzwoliła na takie praktyki.
Komisja nie pamięta
Donata Chruściel, rzecznik prasowy Ruchu wyjaśnia: - 12 lutego 2015 roku przed Komisją Licencyjną wyjaśnienia złożył Jacek Bednarz, ówczesny prokurent Ruchu Chorzów. Odpowiadał także na pytania dotyczące umów o prace zawieranych z zawodnikami Ruchu Chorzów przez Fundacje Ruchu, tłumacząc, że fundacja to osobny podmiot, zarejestrowany w KRS, więc zobowiązania z tego tytułu nie podlegają prawu związkowemu. Ponadto, w czasie obowiązywania limitu wynagrodzeń, do każdego nowego kontraktu dołączano oświadczenie zarządu, podpisane przez zawodnika, zawierające informację, że kwota w kontrakcie, to jedyny wynagrodzenie, które otrzymuje od Ruchu Chorzów - pisze.
Szef komisji, Krzysztof Sachs, mówi, że ani on, ani jego koledzy nie przypominają sobie, żeby Bednarz składał jakiekolwiek wyjaśnienia.
- Przyjmijmy nawet, że Ruch rzeczywiście przekazał komisji informację o całej strukturze. I przyjmijmy, że komisja w jakimś stanie zbiorowego zamroczenia uznała wówczas, że wszystko jest ok. Czy dzisiaj powinniśmy uznać, że nie ma problemu i wolno piłkarzom nie płacić tylko dlatego, że Komisja kiedyś zrobiła głupotę? Ale jeszcze raz powtórzę: komisja nigdy nie dostała tych informacji. Jedynie do departamentu rozgrywek PZPN trafił wycinek informacji, który w żaden sposób nie pokazywał istoty całego mechanizmu - mówi Sachs.
Wiele klubów stosuje podobne praktyki
Zresztą jest tajemnicą poliszynela, że wiele klubów stosuje tego typu praktyki, zaś zawodnicy często występują jako pracownicy działu promocji. To odkrycie mniej więcej tak przełomowe jak to, że Wisła jest najdłuższą rzeką w Polsce. Ruch przedstawia tu dość istotne argumenty w tej sprawie. Gdy klub zszedł z płac, miał spore oszczędności. Dlatego zwrócił się do PZPN z prośba o możliwość przekroczenia limitu płac (15 tysięcy miesięcznie) dla dwóch zawodników: Rafała Grodzickiego i Matusa Putnockiego.
- To dokładnie potwierdza tezę, że ominięcie przepisów licencyjnych nie było celem tej konstrukcji, ale być może niezamierzonym skutkiem. Nie zmienia to faktu - sytuacji, kiedy piłkarze maja trzyletnie zaległości, nie można zostawić bez reakcji - mówi Sachs.
Tu jest kość niezgody. Ruch uważa, że fundacja jest podmiotem zewnętrznym nie prowadzącym działalności piłkarskiej (dlatego jej zaległości nie są zaległościami Ruchu), PZPN i Komisja Licencyjna, że nie.
O co więc chodziło? Istnieje podejrzenie, że Ruch podpisywał umowy, żeby odprowadzać mniejszą składkę do ZUS (umowy zawierano z piłkarzami na minimalne kwoty 2000 złotych. To pozwala nie płacić składki ze znacznie wyższej umowy zlecenia).
”Ruch nie dostanie licencji”
Niestety, w tej sprawie bardzo ważny jest też kontekst emocjonalny i personalny. Smagorowicz, akcjonariusz Ruchu, który od lipca formalnie nie pełni w klubie żadnych funkcji, w wyborach na prezesa PZPN poparł Józefa Wojciechowskiego, kontrkandydata dla Zbigniewa Bońka. I co ważne zaangażował się mocno w jego kampanię. Potem nastąpiła dziwna seria komentarzy działaczy związkowych. Wiceprezes PZPN, Andrzej Padewski na twitterze wymienił kilka osób, które Józef Wojciechowski powinien "rozstrzelać". Wśród potencjalnych ofiar był "Smagor".
Potem, jak twierdzi Smagorowicz, inny wiceprezes związku, Eugeniusz Nowak, podczas kolacji PZPN w Bukareszcie (przy okazji meczu Rumunia - Polska) miał stwierdzić, że "jednego spadkowicza już znamy, to Ruch, który nie dostanie licencji". I zaznacza, że są na to świadkowie.
- To dla nas szokujące, ale to pokazuje, że oni uważają, że wszystko im wolno. Że jeśli będą chcieli, po prostu znajdą haki i zniszczą klub. Nie liczą się z nikim. Proszę zrozumieć, wygląda mi to na próbę zabójstwa na zlecenie. Zlinczowano nas medialnie - mówi Smagorowicz.
Cały artykuł jest dostępny
tutaj
źródło: Sportowe Fakty WP