- Staram się przed zagraniem piłki obrać konkretny punkt w polu karnym i tam posłać piłkę, pamiętam, żeby podnieść głowę i sprawdzić, jak są ustawieni czy jak nabiegają na piłkę partnerzy. Może proste, niemniej wcześniej, muszę się do tego przyznać, wrzucałem piłkę w szesnastkę byle ją po prostu wrzucić - mówi
Martin Konczkowski, który w obecnym sezonie zaliczył już cztery asysty. Zapraszamy do przeczytania wybranych fragmentów wywiadu opublikowanego w tygodniku "Piłka nożna".
Wyczytałem, że na treningach mocno przykładasz się do dośrodkowań.
Martin Konczkowski: - Konkretnie to po treningach. Wiadomo, że czasem w trakcie meczu pomoże szczęście, wrzutkę przetnie kolega z drużyny i zdobędzie bramkę. Tyle że w moich dwóch pierwszych sezonach na poziomie ekstraklasy nawet zbieg okoliczności nie był w stanie pomóc, ponieważ dośrodkowania zatrzymywały się na pierwszym przeciwniku. Mówiąc wprost, wyglądało to słabo. Postanowiłem jednak, że to zmienię, zacząłem mocno nad tym pracować. Od dwóch lat niemal po każdym treningu zostaję dłużej i kilka czy kilkanaście dośrodkowań wykonuję.
To była tylko twoja inicjatywa?
- Tak. Po treningach wielu zawodników zostaje dłużej. Jedni idą na siłownię, drudzy ćwiczą uderzenia z rzutów wolnych, ja postawiłem na centry, a pomagał mi Michał Helik, który chciał oddawać strzały głową z dośrodkowań. Trwało to kilka miesięcy, aż do kontuzji Michała, natomiast wokół nas zaczęło pojawiać się coraz więcej zawodników, chcących wykańczać podania. Doszli choćby Eduards Visnakovs, Pepe Ćwielong, Jarek Niezgoda, Michał Koj, Miłosz Przybecki z kolei zabrał się ze mną za dośrodkowania. Fajnie się grupa rozrosła.
Co konkretnie, w porównaniu z początkami w ekstraklasie, zmieniłeś przy centrach?
- Staram się przed zagraniem piłki obrać konkretny punkt w polu karnym i tam posłać piłkę, pamiętam, żeby podnieść głowę i sprawdzić, jak są ustawieni czy jak nabiegają na piłkę partnerzy. Może proste, niemniej wcześniej, muszę się do tego przyznać, wrzucałem piłkę w szesnastkę byle ją po prostu wrzucić.
(...)
Starsi koledzy z Ruchu udzielali ci rad a propos dośrodkowań? Może Marek Zieńczuk, który w biegu potrafił świetnie zacentrować?
- Koledzy podpowiadali, podobnie jak sztab szkoleniowy, pierwsze wskazówki przekazywał mi jeszcze trener Jan Kocian. Marcin Malinowski podczas któregoś sparingu powiedział mi: zobacz, tyle się nabiegasz przy tej linii, żeby dorzucić piłkę, tyle cię to kosztuje wysiłku, i kiedy już dochodzisz do tego momentu, sam wszystko psujesz. Z kolei Marek Zieńczuk, który miał świetnie ułożoną stopę i podglądałem jego technikę dośrodkowań, radził, abym najpierw skupił się na precyzji. Ja chciałem z miejsca grać nie tylko dokładnie, ale też mocno, kąśliwie. Tymczasem Marek tłumaczył, że potrzeba spokoju, najpierw precyzja, potem dokładasz siłę i tak dalej. Nie da się od razu wykonać dośrodkowania na bardzo wysokim poziomie, nie da się wszystkiego zrobić naraz, a już na pewno nie będzie wtedy mowy o powtarzalności.
źródło: Piłka nożna / Niebiescy.pl