- Mamy z Jarkiem bardzo dobry kontakt. Nawijamy na tych samych falach. Często żartujemy sobie. Spotykamy się nie tylko w klubie, ale też prywatnie, bo to fajny facet. Można się z nim pośmiać. Obok tego każdy z nas chce grać. Nikt tego nie ukrywa. Ja mu nie odpuszczę, on mi też. Jest jeszcze "Wiśnia", on też się liczy w tej rywalizacji. W trójkę się nakręcamy - mówi napastnik Ruchu
Jakub Arak, który udzielił wywiadu portalowi Weszlo.com. Zapraszamy do przeczytania wybranych fragmentów.
Jesteś pewny siebie?
Jakub Arak: - Dobre pytanie. Niby mogę odpowiedzieć szybko, że tak, jestem pewny siebie, zawsze wiem, czego potrzebuję, by podnosić moje umiejętności. To się samo nasuwa, bo pewność siebie, to bardzo rozbudowana sprawa, która często jest mocno spłaszczana i lekceważona. Ja do tego podchodzę inaczej. To jest zależne od momentu, w którym pada pytanie. Jakbyś mnie zapytał, jak w Sosnowcu robiliśmy awans do I ligi, a ja strzelałem i grałem wszystko, to bym bez wahania odparł, że jestem pewny siebie. Ona u mnie raz jest, raz jej nie ma. Są tacy piłkarze, od których aż bije przekonanie o własnych umiejętnościach w każdej sytuacji. Ja do tej grupy nie należę, ale nie jest oczywiście tak, że siedzę w rogu i boję się odezwać. Nie jestem szarakiem.
W Ruchu raczej nie masz problemów z pewnością. Młoda szatnia, wielu kumpli z Legii, szanse gry.
- Atmosfera jest mega spoko. W szatni nie wiem, czy może być lepiej, ale czasami nie jestem do końca zdecydowany na boisku. Za wolno podejmuję pewne decyzje. Brakuje trochę prostoty. Czasami się mówi, że ktoś za dużo myśli na murawie i chyba w tym przypadku mamy z tym do czynienia, ale tego da się wyzbyć. Pamiętam taką sytuację w meczu z Zagłębiem, kiedy zmarnowałem dobrą szansę, bo zabrakło pewności siebie. To chciałbym eliminować, ale z drugiej strony to dopiero moja pierwsza runda w Ekstraklasie, więc dużo czasu przede mną.
Są podziały u was w szatni, bo jest duża grupa młodych, ale jest też kilku starszych?
- My po treningu spotykamy się czasami pograć w FIFĘ, starsi się spotkają na co jakiś czas na kawę, ale w szatni jesteśmy drużyną. Ja lubię pogadać czy po prostu posłuchać opowieści kogoś ze "starszyzny", bo naprawdę mają wiele ciekawych historii do opowiedzenia. Na pewno nie jest tak, że połowa siedzi po jednej stronie szatni, a połowa po drugiej, a między tym mur.
(...)
Teraz w Ruchu jesteś drugim napastnikiem. Masz tę świadomość?
- Wiem i szanuję to. Na ten moment pierwszym wyborem jest Jarek Niezgoda, ale w każdej chwili sytuacja może się zmienić. Cały czas rywalizujemy.
Jak przebiega twoja rywalizacja z Jarosławem Niezgodą? Mijacie się w drzwiach i nawet nie skiniecie sobie głową.
- A wiesz, że tak właśnie jest (śmiech). Na poważnie, to wprost przeciwnie. Mamy z Jarkiem bardzo dobry kontakt. Nawijamy na tych samych falach. Często żartujemy sobie. Spotykamy się nie tylko w klubie, ale też prywatnie, bo to fajny facet. Można się z nim pośmiać. Obok tego każdy z nas chce grać. Nikt tego nie ukrywa. Ja mu nie odpuszczę, on mi też. Jest jeszcze "Wiśnia", on też się liczy w tej rywalizacji. W trójkę się nakręcamy.
Łatwo uniknąć grymasu po golach Niezgody?
- Zawsze, kiedy strzela konkurent do miejsca w składzie, to myślę: "O, fajnie, że strzelił, ale trochę szkoda, że akurat on". Wielu zawodników deklaruje, że liczy się dobro drużyny i nieważne, kto, byle do przodu. Ale taka jest prawda. Każdy chce być tym, który strzela, asystuje czy broni. Zależnie od pozycji.
Szczere słowa...
- Po prostu prawda, ale żeby nie było. Bramki Jarka są nam bardzo potrzebne i po każdej z nich się cieszę. Wiesz, jaki byłby najlepszy układ? Taki, jak z Łęczną. Niezgoda strzelił jedną, a ja wszedłem za niego i dołożyłem drugą. Idealnie.
(...)
Doznałeś na początku listopada kontuzji. Miałeś nie zagrać do końca roku, a tu grasz. Cudowne ozdrowienie?
- To był 1 listopada. Po treningu strasznie mnie bolał palec u nogi. Do tego spuchł. Jako, że było święto, to wszystkie szpitale prywatne były zamknięte. Wsiadłem w samochód i pojechałem do szpitala państwowego w Chorzowie, bo akurat tam przyjmowali. Był tylko jeden lekarz na oddziale. Do tego młody. Zlecił rentgen. Po jego zrobieniu przejrzał zdjęcia, orzekł złamanie palca i zalecił sześć tygodni przerwy. Trochę się podłamałem, bo to oznaczało, że nie zagram już w tym roku w lidze. W nie najlepszym humorze zaniosłem następnego dnia zwolnienie lekarskie do klubu. Przy okazji dołączyłem zdjęcia z rentgena. Wziął je klubowy lekarz, spojrzał i postukał się w głowę. Nie miałem złamanego palca, skończyło się tylko na mocnym zbiciu. W międzyczasie poszedł oficjalny komunikat i już nie chciałem nawet tego odkręcać.
(...)
W 2011 twoja skuteczność dała o sobie znać, bo zostałeś królem strzelców mistrzostwa Polski juniorów młodszych, gdzie zdystansowałeś pewnego polskiego napastnika...
- Arka Milika. W turnieju finałowym strzeliłem cztery gole, w eliminacjach trzy. W całym turnieju siedem. Milik w turnieju finałowym miał tylko jedną. Widać było wtedy, że ma ogromne umiejętności, aczkolwiek...
Ty miałeś większe!
- Dalej w to wierzę i będę wierzył! Ja, a nie on zostałem wtedy królem strzelców, a po turnieju przeczytaliśmy, że przechodzi z Wojtkiem Królem do Górnika Zabrze. Pamiętam taki dialog, choć nie pamiętam dokładnie szczegółów.
- Patrz, Król i Milik przechodzą do Zabrza.
- Serio w duecie?
- Tak.
- Król na pewno sobie poradzi, ale ten Milik, to nie ma bata, żeby wypalił w Górniku.
Ten turniej był w lipcu, a w sierpniu my na Łazienkowskiej przed meczem Legii z Górnikiem odbieraliśmy nagrody za zwycięstwo w tych młodzieżowych rozgrywkach. I my byliśmy tam jako poboczni goście, a Arek w tym meczu grał jako zawodnik Górnika Zabrze. Należy mu się wielki szacunek za to, że się wybił. Ktoś spojrzy na tamten turniej. Ja król strzelców, on tylko z jedną bramką daleko za mną, a tu ja jako widz, a on jako główny aktor na Łazienkowskiej. Miałem wtedy takie myśli: "Kurczę, ten Milik już w Ekstraklasie, a ja nie tak dawno nie byłem od niego gorszy".
(...)
Co chcesz osiągnąć w tym sezonie z Ruchem?
- Utrzymanie jest priorytetem, ale mamy szczęście, bo tabela jest bardzo spłaszczona. Najlepszym przykładem jest Korona Kielce. Była na dnie, a wystarczyły dwa mecze i jest na styk przed "8". Naszym celem jest regularność. Wygrywamy jeden mecz - OK. Ale zaraz musimy wygrać też drugi i najlepiej trzeci, bo jeśli nie, to znajdziemy się znowu na szarym końcu. Do tej pory mamy wielki problem z kontynuowaniem serii wygranych. Ani razu jeszcze nie udało się nam wygrać dwa razy z rzędu. To trzeba zmienić. Ruch stać na dobre wyniki. Jest mnóstwo perspektywicznych zawodników. Ilu piłkarzy Ruchu ma szansę pojechać na MME U-21? Co najmniej kilku. To jest silna drużyna, tylko potrzebujemy zwycięstw.
źródło:
Weszlo.com