- Oglądając ten ostatni występ Ruchu czułem się, jakbym był tam z nimi. Wiem, jak to jest w tych trudnych momentach. Na pewno nie można zarzucać piłkarzom, że nie chcą. To nie tak. Czasem po prostu nie idzie. Potrzebny jest impuls, ale trzeba też zachować chłodną głowę i pracować. Jestem pewien, że Ruch znowu będzie dobrze grał - mówi
Mariusz Stępiński w rozmowie z oficjalnym serwisem Ruchu. Poniżej prezentujemy wybrane fragmenty rozmowy.
Na początek opowiedz o wrażeniach z nowego klubu.
Mariusz Stępiński: - Jestem w Nantes już ponad dwa miesiące, cały czas się aklimatyzuję, uczę języka. Najważniejsze, że gram, dzięki czemu mogę dalej się rozwijać. Uczę się nowej, mocniejszej ligi. Przede mną teraz większe wyzwania. Wydaje mi się, że sobie radzę. Jestem na razie zadowolony, choć uważam, że jeszcze wszystkiego nie pokazałem. Potrafię grać lepiej, strzelać więcej bramek i mam nadzieję, że w przyszłości tak będzie.
(...)
Często problemem młodych polskich piłkarzy wyjeżdżających za granicę jest komunikacja. Ciebie to chyba jednak nie dotyczy?
- Nie mam większych problemów. Mówię po angielsku i po niemiecku. Choć niemieckiego używam tylko w rozmowach z nauczycielką. Staram się mówić po francusku, ale zanim się nauczę, komunikuję się w języku angielskim. W szatni większość zawodników zna ten język. Problemów nie ma, ale nie ukrywam, że chciałbym jak najszybciej nauczyć się francuskiego. To fajne, gdy rozumiesz co mówią ludzie dookoła, co mówi trener. Idę z tym do przodu, ale potrzebny jest na to minimum rok, bo nie jest to łatwy język.
(...)
Zanotowałeś świetne wejście do Ligue 1 - trzy bramki i trzy asysty w dziewięciu występach. Twoja drużyna zdobyła w lidze 9 goli, a ty maczałeś palce aż w sześciu. Spływają na ciebie pochwały i pozytywne komentarze ze strony trenerów, kolegów czy kibiców? Jak jesteś oceniany po tych pierwszych tygodniach?
- Specjalnych pochwał nie było. Jedynie trener powiedział mi, że jest ze mnie zadowolony. Wiem jednak, że mogę dać więcej zespołowi. Mogłem strzelić z dwie bramki więcej, ale tak to jest, że ciężko wykorzystywać wszystkie sytuacje. W Ruchu też mogłem mieć na koniec poprzedniego sezonu 20, a nie 15 goli. Czasem się strzeli niemożliwą bramkę, a innym razem zmarnuje stuprocentową okazję. Największą pochwałą jest dla mnie to, że cały czas występuję na boisku. To jest sygnał, że ktoś jest ze mnie zadowolony.
(...)
Jaka atmosfera panuje w szatni Nantes? Jest tak fantastyczna, jak ta z szatni przy Cichej, z której wyszedłeś? Nie brakuje ci kolegów z Ruchu?
- Muszę przyznać, że brakuje. W Ruchu jest taka świetna atmosfera przez to, że są tam praktycznie sami Polacy, wszyscy mówią w jednym języku. Nawet gdy był Matus Putnocky, czy teraz Eduards Visnakovs, to oni też rozmawiają po polsku. Na Zachodzie często już tak nie jest, chociażby w Nantes, gdzie jestem ja, dwóch Brazylijczyków, Szwed czy Duńczyk. Oni nie rozumieją wszystkiego i przez to atmosfera nigdy nie będzie tak dobra, jak to było w Ruchu.
Śledzisz poczynania Niebieskich?
- Pewnie, że śledzę, oglądam mecze, a gdy pokrywają się z moimi, to zawsze patrzę na skróty. Wymieniam się też opiniami z kolegami z Ruchu, bo jestem z kilkoma w stałym kontakcie.
Patrzysz na grę Ruchu, na wyniki i co myślisz?
- Przychodzą czasem takie słabsze momenty. My też taki mieliśmy rok temu. Zanotowaliśmy kilka porażek z rzędu i też była taka konsternacja. Trafił się jednak jeden mecz, który nas obudził i natchnął. Było to wyjazdowe spotkanie z Lechem Poznań zakończone remisem 2:2. Niebiescy wygrali u siebie z Koroną, ale - nie ujmując nic tej drużynie - to nie to samo co Lech. Brakuje dobrego wyniku osiągniętego z rywalem z tej wyższej ligowej półki. To mogłoby pobudzić zespół, podniosłoby mentalnie, bo tutaj jest też trochę problem. Chłopaki siedli po pierwszej straconej bramce w ostatnim meczu z Lechem i dalej było już bardzo ciężko. Rozumiem ich, bo wiem jak to wygląda, też to przechodziłem. Przegraliśmy w tamtym sezonie z Jagiellonią 0:4 i nie było łatwo. Oglądając ten ostatni występ Ruchu czułem się, jakbym był tam z nimi. Wiem, jak to jest w tych trudnych momentach. Na pewno nie można zarzucać piłkarzom, że nie chcą. To nie tak. Czasem po prostu nie idzie. Potrzebny jest impuls, ale trzeba też zachować chłodną głowę i pracować. Jestem pewien, że Ruch znowu będzie dobrze grał. Liga jest wyrównana, różnice punktowe są niewielkie. Nawet górna ósemka jest jeszcze w zasięgu. Można bić delikatnie na alarm, ale też nie należy przesadnie się martwić. Ruch z tego wyjdzie.
Latem drużyna nie zmieniła się jakoś diametralnie. Z kluczowych postaci odszedłeś ty, Matus Putnocky i Marek Zieńczuk.
- Uważam, że w szatni brakuje właśnie takich postaci jak "Zieniu" czy "Szyndro". To były osoby, które bardzo dużo dawały. Nawet ja czułem, że w tych słabszych momentach, nawet na treningach, oni potrafili natchnąć zespół, czasem nawet w ostrzejszych słowach przemówić do tych młodszych zawodników. W szatni dalej jest "Surmik", "Grodek", doszedł "Pepe", ale tych doświadczonych chłopaków jest mniej. Uważam więc, że to też ma wpływ na grę i wyniki, ale oczywiście nie jest to czynnik najważniejszy.
źródło:
Ruch Chorzów