Słowak Libor Hrdlicka w ostatni poniedziałek w końcu zadebiutował w barwach Ruchu. Treningi przy Cichej rozpoczął już w sierpniu, ale najpierw czekał na podpisanie kontraktu, a potem na stosowny certyfikat, uprawniający do gry. W końcu, gdy poznał kolegów i nadrobił zaległości treningowe, pojawił się miedzy słupkami w spotkaniu z Koroną Kielce.
Tym samym zastąpił między nimi Kamila Lecha. – Nie rywalizuję tylko z Kamilem. Na treningach są jeszcze Wojciech Skaba i Jakub Miszczuk - odpowiada Hrdlicka. - Konkurencja jest duża. W dniu meczu dowiedziałem się, że jestem w osiemnastce, ale o tym, że zadebiutuję, trener powiedział mi dwie godziny przed spotkaniem. Dla mnie to żaden problem, choć gdybym wiedział wcześniej, może przyjechałaby ze Słowacji moja narzeczona i znajomi - opowiada golkiper w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Zawodnik ma spore doświadczenie - w przeszłości strzegł bramki m.in. Metalurgu Zaporoże, 1 FC Brno, czy Dinama Tibilisi. Pracował też z wieloma szkoleniowcami. Jak ocenia opiekuna Ruchu? - To typ intelektualisty. Nie musi krzyczeć ani głośno mówić, aby zdobyć posłuch. Ma duży autorytet w zespole. Wprowadza dobrą atmosferę w szatni i widać, że potrafi odpowiednio zmotywować zawodników - uważa Hrdlicka. - Trochę przypomina mi jednego ze szkoleniowców z Gruzji, który prowadził też tam kadrę do 21 lat. To jest również dobry fachowiec z autorytetem. Niestety jego nazwisko wyleciało mi z głowy.
Po występie z Koroną, za który 30-latek zebrał dobre noty, pozostała... chrypa. - Żyję meczem, dużo krzyczę, podpowiadam. Najwięcej wskazówek udzielałem bocznym defensorom. Krzyczałem: W lewo! W prawo! Później po meczu przeprosiłem ich, że tak się w ich kierunku darłem. Wiadomo jednak, że robiłem to w dobrej wierze - tłumaczy Hrdlicka. Dodaje też, że spodziewa się porównań do Matusa Putnockiego. - Wiem, że będę porównywany do niego, ale jestem innym typem bramkarza. Mamy inne style. Ja uwielbiam być w kontakcie słownym z obrońcami. Wydaje mi się, że komunikacja z drużyną to jedna z moich zalet. Mam też wady, ale ich na pewno nie zdradzę - zaznacza.
źródło: Przegląd Sportowy