Rezerwy chorzowskiego Ruchu, występujące w tym sezonie w IV lidze, spisują się bardzo słabo. Po jedenastu kolejkach mają na koncie tylko cztery punkty i ugrzęzły na ostatnim miejscu w tabeli. Bilans bramkowy także chluby nie przynosi (7:32).
Dziennik "Sport" porozmawiał o sytuacji drugiej drużyny Niebieskich z jej trenerem, Mateuszem Sobotą. Odbyła się tuż po klęsce z GKS Tychy (0:8). - Każdy musi przejąć się porażka, ale trzeba przyjąć ją na "klatę" wyciągnąć z niej wnioski i zapomnieć. Chcę też dodać, że poza tym meczem, w pozostałych spotkaniach nie przygrywaliśmy z kretesem - twierdzi Sobota. - W większości walczyliśmy jak równy z równym. Naprawdę uważam, że z meczu na mecz robimy postępy, a nasi juniorzy zdobywają tak cenne doświadczenie. A jeśli coś będzie się działo z mentalnością chłopaków, to po to jest sztab szkoleniowy, by pomóc - dodaje.
Faktem jest, że w ostatnim meczu tyszanie wystawili kilku doświadczonych seniorów z pierwszoligowej drużyny. - Zdajemy sobie sprawę, że inne zespoły mogą na mecze z nami wystawiać takich zawodników. Ale jestem po rozmowach z zarządem i dyrektorem sportowym Mirosławem Mosórem, który zapewnił mnie, że skoro taką drogę obraliśmy, to niezależnie od wyników nic się nie zmieni - zaznacza Sobota. - Liczyliśmy się z tak dotkliwymi porażkami. Nasza młodzież ma zdobywać doświadczenie w starciach między innymi z takimi rutyniarzami. Mieliśmy w jedenastce najstarszych zawodników z rocznika 1997, reszta była o rok młodsza, a Dżikia i Nowakowski to szesnastolatkowie.
Szkoleniowiec wskazuje, że w jego zespole "chowają się" potomkowie dawnych, uznanych graczy Ruchu - nazwiska takie jak Gęsior, Wagner i Dżikija przywołują wśród kibiców miłe wspomnienia. - Muszą walczyć nie tylko z piłką, ale także z otoczeniem, które nie zawsze ocenia ich obiektywnie. My patrzymy na to zdroworozsądkowo - każdy musi dostać szansę, a czy ją wykorzysta, zależy tylko od niego - zaznacza Sobota.
źródło: Sport / Niebiescy.pl