- Chciałbym podziękować wszystkim za wsparcie, za odwiedziny, setki wiadomości i telefonów z życzeniami zdrowia! Dzięki temu łatwiej było przez to przejść - mówi Michał Koj.
Obrońca Ruchu Chorzów, u którego dwa dni po meczu z Termalicą stwierdzono krwiaka pourazowego mózgu spowodowanego uderzeniem w kość czołowo-skroniową, opuścił w czwartek szpital po 18. dniach i wrócił do domu. - Z dnia na dzień czuję się coraz lepiej. Mam nadzieję, że teraz wszystko pójdzie już w dobrym kierunku. Na razie przez najbliższy tydzień mam zalecony odpoczynek. Później udam się na kolejną wizytę kontrolną i wtedy ustalimy co dalej. Za wcześnie, by podawać jakieś terminy mojego powrotu na boisko. Po raz pierwszy w swoim życiu mam do czynienia z taką kontuzją. Gdyby to był uraz kolana, to mógłbym powiedzieć, że do treningów wrócę za dwa tygodnie czy za miesiąc, ale z głową nie ma żartów, trzeba być dwukrotnie ostrożniejszym - podkreśla Michał Koj, który pamięta moment z meczu przeciwko Termalice, który przyniósł tak fatalny efekt. - Urazu doznałem w starciu z Wojciechem Kędziorą w końcówce spotkania. Przy dużym zamieszaniu oberwałem łokciem w skroń - wspomina.
źródło: Ruch Chorzów / Niebiescy.pl