Za nami kolejna już w tym roku wyprawa nad morze, gdzie Niebiescy zmierzyli się z Lechią Gdańsk. Przypominając sobie nasze poprzednie wizyty, tym razem trzeba szczerze przyznać, że wielu naszych kibiców zwyczajnie olało wyjazd pomimo dogodnego terminu. Różne sytuacje się zdarzają, jednak wyjazdy są kwestią priorytetową dla każdego fanatyka! Tutaj polecamy chwilę refleksji dla każdego wymagającego wyników - jak Ty wsparłeś Ruch!?
Pomimo zawirowań transportowych ostatecznie do Gdańska udaliśmy się autokarami, busami i autami. Główna zbiórka zaplanowana została w sobotni poranek o godzinie 6:30. Niestety z powodu zablokowania wyjazdu przez policję, ze zbiórki wyruszyliśmy dopiero 2 godziny później. Działania opóźniające nasz wyjazd spowodowane były pokryciem się naszej trasy przejazdu z Górnikiem. W związku z tym lepiej było przytrzymać nas i nie martwić się tym, że Górnik będzie próbował na nas poczekać ;)
Pod stadionem w Gdańsku zameldowaliśmy się na około dwie godziny przed meczem. Wchodzenie przebiegło sprawnie, jednak nadal występuje na Lechii syndrom wyrywkowego sprawdzania jednego z butów na wejściu. Dziwny fetysz...
Powoli zajęliśmy sektor gości, gdzie zawisło sześć flag: "FabRyka Chuliganów", "P/R\F", "WS" (Wisły), "Herman", "Criminal Family" oraz zaliczająca debiut flaga niebieskiej dzielnicy Rybnika "Niewiadom". Ogólnie w Gdańsku stawiło się
350 osób, w tym delegacja Widzewa, Elany oraz 35 Wiślaków.
Niestety piłkarze nie dawali nam powodów do radości i już w 13. minucie przegrywali dwoma bramkami. Pomimo słabej gry i naszej liczby prowadziliśmy doping praktycznie przez całe spotkanie, z lepszymi i gorszymi momentami. Klasycznie zaakcentowaliśmy "Jesteśmy zawsze tam..." i nie zapomnieliśmy również o pozdrowieniach dla naszych zgodowiczów i układowicza, którym dziękujemy za wsparcie.
Pozdrowiliśmy również kolegów przebywających po drugiej stronie muru oraz dzielnych policjantów. Co ciekawe, na drugi koniec Polski wybrało się za nami 16 kryminalnych ze Śląska, co chyba jest ich dotychczasowym rekordem. Być może jakiś wyjazd integracyjny. Szkoda jedynie, że za pieniądze podatników, w tym również nasze, zabawiają się w japońską wycieczkę robiącą ciągle zdjęcia...
Podczas meczu nie szczędziliśmy sobie z gospodarzami uprzejmości, jednak w repertuarze nie zabrakło klasyku, dzięki któremu możemy uznać wyjazd za "oficjalnie" zaliczony ;)
W drugiej połowie na boisku zobaczyliśmy zupełnie inną drużynę, jednak nie udało się odrobić strat i ostatecznie przegraliśmy 1:2. Po meczu skwitowaliśmy postawę piłkarzy głośnym "Ku.. mać Chorzów grać". W momencie gdy piłkarze ze spuszczonymi głowami odchodzili, głośno odśpiewaliśmy "Czy wygrywasz czy nie ja i tak kocham cię, w moim sercu jest Ruch i na dobre i na złe".
Po meczu spędziliśmy trochę czasu na stadionie, a później na parkingu, który generalnie wyglądał jak plac manewrowy przed wprowadzeniem stanu wojennego. Generalnie obstawa iście prezydencka, a dyskoteka gra.
Podróż powrotna przebiegła spokojnie i główna grupa autokarowa dotarła na Górny Śląsk o 5 nad ranem.
Szacunek dla wszystkich, którzy mogli, i którym się chciało. A reszcie przypominamy, że Ruch to My i musimy go godnie reprezentować! To mecze wyjazdowe kształtują charakter fanatyka!
AVE RUCH!
źródło: Niebiescy.pl