Obrońca Ruchu Chorzów, Michał Helik, udzielił obszernego wywiadu portalowi Weszło! w którym opowiada o przebiegu rehabilitacji, przyczynach kontuzji, a także o tym, jak "wciągnął się" w klimat kibicowania. - Na wyjazd nigdy nie pojechałem, ale nie ukrywam, że coraz bardziej mnie ciągnie - zdradza Helik.
Przypomnijmy, że młody piłkarz doznał kontuzji w czerwcu 2015 roku, gdy Ruch walczył o utrzymanie w grupie spadkowej. Zespół cel osiągnął, ale "Helio" zakończył rozgrywki z urazem, który leczy do dziś.
- Jakie jest w ogóle pochodzenie tej kontuzji?
- Od dłuższego czasu nasilał mi się ból w lewym kolanie, potem doszło jeszcze prawe, ale to sprawa drugorzędna. Początkowo ten ból był niewielki i nie widziałem sensu, by schodzić z treningu, tylko zaciskałem zęby. Potem ból był coraz bardziej dotkliwy, ale odwlekałem tę sprawę i rozgrywałem mecze na silnych lekach przeciwbólowych. Walczyliśmy wtedy z Ruchem o utrzymanie, jako wychowanek rozumiałem powagę sytuacji. Nie mogłem powiedzieć w klubie - w którym jestem związany nie tylko kontraktem, ale i emocjonalnie - że w najważniejszym momencie odpocznę. Nie mogłem, chciałem pomóc… Jak się utrzymaliśmy, to zacząłem leczenie.
- Wiele miałeś tych meczów na środkach przeciwbólowych?
- Około dziesięciu, z pół rundy, a ja ogólnie mam 26 występów w Ekstraklasie… To jednak w miarę powszechne zjawisko, że wielu ligowców gra na środkach przeciwbólowych.
(...)
- Był nacisk na to, byś grał?
- Tego nie mogę powiedzieć. To jest w głównej mierze decyzja zawodnika, więc wspólnie stwierdzaliśmy o moim występie.
(...)
- Wiesz, jakie jest konkretnie źródło twoich problemów?
- Nazywają to "kolanem skoczka" - przewlekły stan zapalny. Bierze się on ze złego ustawienia biomechanicznego albo z przeciążeń. Myślę, że u mnie mogło chodzić o to, że nie byłem odpowiednio przygotowany do takich obciążeń w młodym wieku. A kiedy stan zapalny się zaczyna, to ciężko się go pozbyć, zwłaszcza gdy nie ma czasu na dłuższą przerwę.
- Obaj jesteście wychowankami Ruchu. Ty na mecze chodziłeś?
- Urodziłem się w Chorzowie, mieszkam w tym mieście, wychowałem się w Ruchu - nie było innej opcji. Myślę, że to pomaga mi na boisku: gram z "eRką" na piersi, znam spojrzenie kibica i mam świadomość, że walczę za klub.
-Bywałeś na najgorętszym sektorze?
- Jako mały chłopak najpierw chodziłem na sektor rodzinny, potem na młyn. Wiadomo, że przyśpiewki i forma kibicowania nie są dla małolata najlepszą formą wychowania, więc odbywało się to bez wiedzy taty… Dlatego mam nadzieję, że wywiadu nie przeczyta (śmiech).
- Wkręciłeś się trochę w klimat kibicowania?
- Były mecze, na których praktycznie w ogóle nie widziałem boiska, i niespecjalnie mi to przeszkadzało. Fajna adrenalina. Na wyjazd nigdy nie pojechałem, ale nie ukrywam, że coraz bardziej mnie ciągnie.
(...)
-Powiedz szczerze: przed kontuzją byłeś bliski odejścia z Ruchu?
- Wiem, że oferty w klubie były. Ale nie znam szczegółów, nie podejmowałem tematu. Nie chciałem w tamtym momencie z Ruchu odchodzić.
Całą rozmowę można znaleźć
w tym miejscu.
źródło: Weszlo.com