W 78. minucie meczu z Górnikiem Łęczna, z boiska na noszach zniesiony został Rafał Grodzicki. Uraz wyglądał bardzo poważnie, na szczęście po końcowym gwizdku "Grodek" schodził do szatni już o własnych siłach. Wciąż jednak nie wiadomo, co dokładnie stało się kapitanowi Ruchu i jak długa czeka go pauza.
Obrońca znany jest z tego że z boiska schodzi w ostateczności, a najczęściej i tak wraca na nie z grymasem bólu. Było więc jasne, że uraz bardzo mocno dał mu się we znaki. - Pierwszy raz zdarzyło mi się w barwach Ruchu, by zejść z boiska z taką kontuzją. To uraz mięśniowy, prawdopodobnie przywodziciela - tłumaczy zawodnik. - Problem pojawił się jeszcze w pierwszej połowie. Byłem faulowany w starciu powietrznym. Rywal trafił w nogę, a ta nabrała niebezpiecznie rotacji. Sędzia tego nie odgwizdał. W drugiej połowie uraz się pogłębił i nie dało rady grać dalej.
Na razie trudno określić, czy uraz wykluczy piłkarza z gry na dłużej. Więcej będzie wiadomo po szczegółowych badaniach. - Mam nadzieję, że to nic poważnego. Liczę, że to się na mnie wygoi jak na psie - dodał z uśmiechem "Grodek". - Chcę jak najszybciej dojść do siebie i grać.
źródło: Niebiescy.pl