- Cały czas kibicuję Pogoni, ale oczywiście w piątkowy wieczór nie będzie sentymentów. To jest sport, a ja gram dla Ruchu. W każdej innej sytuacji jestem jednak za Pogonią. Na bieżąco śledzę, co się dzieje w klubie i życzę mu jak najlepiej - mówi
Patryk Lipski, który kilka lat temu trafił na Cichą z Salosu Szczecin. Zapraszamy do przeczytania fragmentów wywiadu przeprowadzonego przez "Kurier Szczeciński".
Z przyjazdu do Szczecina cieszysz się chyba szczególnie i to nie tylko dlatego, że w tym mieście się urodziłeś i wychowałeś?
Patryk Lipski: - Po raz pierwszy przyjechałem grać na tym stadionie przed miesiącem. Wygraliśmy 3:2, a ja strzeliłem dwa gole. Nie mogło być zatem lepiej. Wiele razy wyobrażałem sobie, jak może wyglądać mój pierwszy mecz na tym stadionie, przed szczecińską publicznością. Nigdy jednak nie przypuszczałbym, że w meczu będzie tak wiele dramaturgii i zwrotów akcji.
(...)
Dlaczego trafiłeś do Ruchu, a nie do Pogoni?
- To było w przerwie zimowej sezonu 2011/12. Pogoń też się o mnie pytała, ale Ruch wydawał się klubem, któremu zależy na tym bardziej. Dużą rolę odegrał trener Pietrzak. Ogromne znaczenie miał również fakt, że Ruch grał wtedy w ekstraklasie, a Pogoń w I lidze. Mogłem występować w drużynie Młodej Ekstraklasy, a w Pogoni tylko w rozgrywkach juniorskich. Grałbym zatem na tym samym szczeblu i w tej samej lidze, ale w innej drużynie. Oceniłem, że to nie będzie dla mnie postęp i zdecydowałem się na Chorzów.
To bardzo daleko od Szczecina, a wtedy byłeś niepełnoletni. Rodzice nie odradzali tak dalekiej przeprowadzki?
- Na pewno nie byli do końca zadowoleni, że wyjeżdżam tak daleko, ale ostateczną decyzję podjąłem sam. Dylematów było sporo, byłem w połowie drugiej klasy liceum, musiałem zatem zmienić szkołę. Z domu przeprowadziłem się do wynajętego przez klub mieszkania, w którym mieszkało razem ze mną czterech młodych piłkarzy. Moje życie mocno się zmieniło, ale opłaciło się.
(...)
Zanim trafiłeś do Ruchu, byłeś wiernym kibicem Pogoni?
- Po raz pierwszy trafiłem na mecz Pogoni chyba jak miałem 7 lat. To była wtedy era Sabriego Bekdasa. Słabo to pamiętam. Jednym z moich pierwszych idoli był Bartosz Ława. Tak jak ja, to też był chłopak ze Szczecina i radził sobie w wielkiej drużynie stworzonej przez Bekdasa. Imponowało mi to. Nieco później podziwiałem Sergio Batatę. Jego uwielbiali wszyscy. Wtedy już na mecze chodziłem z kolegami z Salosu, potem byłem pod wrażeniem gry Olgierda Moskalewicza, Ediego Andradiny. Zawsze podziwiałem piłkarzy mocno związanych z klubem, mających istotny wpływ na grę całego zespołu.
źródło:
Kurier Szczeciński