"Gdzie będą siedzieć nasi?", "Ilu ich będzie?" - takie pytania padające z ust zawodników Ruchu przed ich wyjazdowymi meczami często rejestruje kamera TV Niebiescy. Piłkarze - nie tylko ci z Cichej - zawsze liczą na wsparcie od swoich kibiców przed starciami na obcym terenie.
- Bo to na boisku faktycznie dodaje sił, świadomość że jadą na drugi koniec Polski, że dla części z nich to świętość, a taka podróż wcale nie jest przecież łatwa i przyjemna. Kibice na obcym stadionie są mocno zintegrowani i bardzo zmobilizowani do głośnego dopingu. To pomaga - zaznacza były kapitan Niebieskich Wojciech Grzyb.
Jaki wyjazdowy mecz pod względem wsparcia z trybun szczególnie zapadł w pamięć "Grzybkowi"? - To zabawne, ale pierwsze co przychodzi mi na myśl to wyjazd do... Gdańska! Mierzyliśmy wtedy w awans do ekstraklasy, graliśmy jeszcze na starym stadionie Lechii. Jeszcze w hotelu, a potem w szatni rzeczywiście sporo mówiliśmy o naszych kibicach, bo wiedzieliśmy, że jadą specjalnym pociągiem i będzie ich naprawdę dużo. Jak się okazało, z różnych względów nie zdążyli na pierwszą połowę i przez te pierwsze 45 minut na boisku czuliśmy ich... brak. Myślało się o tym. Tamto starcie skończyło się remisem 1:1, z punktu byliśmy w miarę zadowoleni, ale czuć było niedosyt właśnie z powodu tego początkowego braku wsparcia z sektora gości - wspomina na łamach portalu SportSlaski.pl.
W sobotę Ruch będzie walczył o awans do mistrzowskiej ósemki i tym razem remis będzie na wagę złota. Jeśli - mimo zakazu nałożonego na zorganizowane grupy - na stadionie Lechii w Gdańsku pojawią się fani gości, z pewnością będą dwunastym zawodnikiem swojej drużyny. A ta potrzebuje wsparcia, bo sama aby osiągnąć sukces, również musi podtrzymać opinię "wyjazdowo" mocnej. Na swoim boisku chorzowianie w tym roku niemal nie punktują, za to "w gościach" są trzecią siłą w kraju.
źródło:
SportSlaski.pl