Napastnik Ruchu Chorzów Mariusz Stępiński ma wielką ochotę, by strzelić w sobotę bramki Lechowi Poznań. Powody są co najmniej dwa...
W poniedziałkowym spotkaniu z Pogonią "Stępel" miał duży udział przy pierwszej bramce dla Niebieskich, ale ostatecznie gola zaliczono jako trafienie samobójcze. - Uważam, że to ja jestem autorem tej bramki. Nie wiem, czy zostanie mi ona ostatecznie uznana, ale my temat Pogoni zamknęliśmy już na odprawie pomeczowej. Teraz muszę po prostu strzelić o jedną bramkę więcej w spotkaniu z Lechem i wtedy bilans będzie wyrównany - zaznacza reprezentant Polski.
- Jesienią udało mi się zdobyć w Poznaniu dwie bramki i chciałbym, aby przynajmniej tak samo było u siebie, przed własną publicznością. Zależy nam przede wszystkim na trzech punktach, bo wiemy, że zwycięstwo to zbliżenie do pozostania w górnej ósemce. Tam jest nasze miejsce i zależy nam na przypieczętowaniu tego w sobotę - przekonuje Mariusz Stępiński.
Podczas dzisiejszej konferencji prasowej jeden z dziennikarzy zapytał napastnika, czy ten podejdzie do kolejnego rzutu karnego. W Szczecinie Niebiescy mieli bowiem dwie jedenastki - jedną zmarnował właśnie Stępiński (trafił w słupek), a drugą wykorzystał Patryk Lipski. - Nie strzeliłem karnego, Patryk swojego wykorzystał, więc myślę, że hierarchia jest jasna. Wiadomo jednak, że decyzja należy do trenera. Na odprawie przedmeczowej dowiemy się, kto jest wyznaczony do jedenastki - tłumaczy 20-latek.
Co ciekawe, Stępiński w meczu z Pogonią nie chciał za wszelką cenę wykonywać drugiego rzutu karnego. - Człowiekowi zawsze różne myśli przechodzą przez głowę... Gdyby trzeba było, to bym podszedł, ale po niestrzelonym karnym lepiej, żeby ktoś inny strzelał następną jedenastkę. Tak się robi wszędzie, bo w świadomości jest ten pierwszy niestrzelony karny i przy drugim jest ciężej. Lepiej, by podszedł ktoś inny i zdobył gola - wyjaśnia najlepszy strzelec chorzowskiego Ruchu.
źródło: Niebiescy.pl