- Gdzie bardziej żyje się piłką? Na Śląsku! W Warszawie jest też Polonia, ale to dosłownie ułamek kibiców. Wszyscy czy w mieście, czy w okolicach, są za Legią. Tu jest tego więcej, pojawia się rywalizacja. Jednego dnia wchodzę do windy w bloku w Katowicach - jest "eRka". Drugiego - przekreślona "eRka" i "GKS". Trzeciego - ta "GieKSa" już na szubienicy... Blok kibicuje więc temu, kto akurat... ma markera. Śmieszne sytuacje, pokazujące, że jest życie sportem. Dla piłkarza to fajna otoczka. Wracam do domu, ale nie ucieknę od piłkarskich aspektów - mówi
Kamil Mazek, który udzielił wywiadu poświęconego głównie najbliższej konfrontacji z Legią Warszawa. Prezentujemy wybrane fragmenty rozmowy opublikowanej na stronie KatowickiSport.pl.
Co oznacza dla pana wizyta przy Łazienkowskiej?
Kamil Mazek: - Powrót na stare śmieci. W Legii spędziłem ponad 10 lat, tam stawiałem pierwsze kroki, więc z pewnością fajnie będzie zagrać w takim meczu, sprawdzić się, postarać zaprezentować z dobrej strony. Na mecz wybiera się prawie cała moja rodzina, a ci, którzy nie będą mogli, obejrzą go w telewizji. To coś nowego, zmierzyć się z klubem, w którym się wychowałem. Właściwie, to nigdy nie grałem na tym stadionie, przy tej publiczności, więc będzie to kolejne przeżycie i doświadczenie. Co prawda raz wystąpiłem na głównej płycie, w Młodej Ekstraklasie, ale nawet nie pamiętam… z kim wtedy graliśmy. Kibiców była garstka, raczej znajomi zawodników. Nie ma o czym mówić.
Trzyma pan kciuki za Legię?
- Oczywiście, że jej kibicuję. Wiadomo, że jestem w Ruchu i na pierwszym miejscu stawiam to, co w nim się dzieje, to tu chcę osiągać jak najlepsze wyniki. Zawsze jednak sprawdzam, jak gra Legia, oglądam skróty, poza Ruchem interesuję się nią bardziej niż którymkolwiek zespołem w ekstraklasie, tak jak Patryk Lipski - Pogonią, bo jest ze Szczecina.
W dzieciństwie chodził pan na Legię z szalikiem?
- Od najmłodszych lat wyprowadzałem zawodników. Po wszystkim oczywiście biegliśmy na trybunę i oglądaliśmy. Z czasem oczywiście robiło się to rzadziej, ale na stadion szło się często. Gdybym miał możliwość, to dziś też bym chodził.
Miał pan przypisanego jakiegoś konkretnego zawodnika do wyprowadzenia?
- Nie, odbywało się to losowo. Zawsze się stresowałem, że tu już piłkarze wychodzą na murawę, a my grupą nie jesteśmy dobrze poukładani. Dwóch poszło, jeden zaspał... Bałem się, że nie złapię swojego i gdy dziś stoję przed meczami w tunelu, przypominają się tamte obrazki. W Legii grali wtedy Wojtek Szala, Maciek Iwański czy Łukasz Surma. Gdy przyszedłem do Chorzowa, wspominałem mu, że kiedyś go wyprowadzałem. Nie mógł pamiętać, ale oczywiście śmiał się. Kiedyś był wzorem, idolem, a teraz jesteśmy w jednym zespole... Fajnie.
(...)
Legia to cel, marzenie?
- Od dziecka. Marzeniem było grać w ekstraklasie i w Legii. Jedno się spełniło, drugie nie, ale jestem zadowolony z tego, co mam; że gram dla Ruchu Chorzów i mogę pokazywać się z jak najlepszej strony.
Z prezesem Bogusławem Leśnodorskim lepiej zna się pan "na żywo" czy przez… Twittera, gdzie regularnie pana chwali?
- (śmiech). Na żywo nie mieliśmy okazji porozmawiać, ale czasami widzę, że prezes coś napisze na mój temat. Największą sensację wzbudził wpis o tym, że jestem lepszy od Adama Gyurcso z Pogoni. To miłe, ale... uśmiechnąłem się - i tyle. Nie zawracam sobie tym głowy, nie ma potrzeby.
źródło:
KatowickiSport.pl