- Tomek Podgórski mówił, że nie przeżył czegoś takiego nawet po awansie z Piastem do ekstraklasy - uśmiecha się pomocnik Ruchu Łukasz Hanzel.
W niedzielę Niebiescy wygrali 105. Wielkie Derby Śląska, strzelając Górnikowi w Zabrzu dwie bramki. Po powrocie na Cichą cała drużyna przekonała się, jak wielkie znaczenie ma to zwycięstwo. - Gdy tylko otwarły się drzwi, cały tłum kibiców wręcz wyrywał zawodników z autobusu. Niektórzy - głównie strzelcy bramek, czyli "Olek" i "Mazi" - zostali przeniesieni na rękach. Trener też. Ale każdy z nas został doceniony, więc to miła sprawa. 20-metrową drogę z autokaru do klubu przeszedłem w dobre... 15 minut. Później mieliśmy jeszcze zorganizowaną wspólną fetę. Wyszliśmy na płytę boiska, a część kibiców... z nami, bo nie wszyscy zmieścili się na trybunie. Potem na zdjęciach widziałem, że na przykład Kamil Mazek miał jakąś racę w ręku... Spontanicznie i fajnie to wyszło - opowiada "Hanzi"
Co piłkarze czuli w czasie fety? - Każdy z nas zdaje sobie wtedy sprawę, jak duży efekt przynoszą te lata pracy. Dla takich chwil się żyje. Mimo że nie zagrałem dla Ruchu wiele, to kibice dali mi odczuć, że jestem częścią zespołu. Byli tak samo wdzięczni za ten mecz. To dla każdego motywujące. Rozmawialiśmy potem z chłopakami. "Podgór" mówił, że nie przeżył czegoś takiego nawet po awansie z Piastem do ekstraklasy. Ja w Zagłębiu Lubin - podobnie. Widać, jak ważny był to mecz dla naszej społeczności. Ważne, że wygraliśmy, bo wiemy, jakie nastroje panowały w Zabrzu. Jest zespół i kibice, jakby jeszcze był stadion, to otoczka byłaby tym lepsza, ale na razie trzeba się cieszyć z tego, co jest - zaznacza Hanzel.
źródło: KatowickiSport.pl