- Nie ukrywam, że chciałbym podpisać umowę z Niebieskimi, bo dla mnie to jest awans sportowy. To krok w przód po roku spędzonym w pierwszej lidze. Fajnie byłoby się zakręcić w Ekstraklasie - mówi 21-letni
Łukasz Moneta, zawodnik Legii Warszawa, który ostatnie dwanaście miesięcy spędził na wypożyczeniu w Wigrach Suwałki. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z piłkarzem urodzonym w Raciborzu.
Jakie są twoje wrażenia po pierwszych dniach z nową drużyną?
Łukasz Moneta: - Bardzo pozytywne. Jestem mile zaskoczony fajną, koleżeńską atmosferą w drużynie. To pomaga nowemu zawodnikowi wejść w zespół. Nie ukrywam, że było mi troszkę łatwiej się zaaklimatyzować, bo znam kilku chłopaków z Legii. Jeśli chodzi o treningi, to muszę przyznać, że jest mocno i ciężko, ale daję radę.
Obecność Skaby, Mazka, Cichockiego czy Efira, których znasz z Legii, ułatwia przystosowanie się do nowych warunków?
- Ciężko mi to ocenić, bo nie wiem, jak reszta chłopaków czuła się po przyjściu tutaj. Mi było łatwiej, gdyż znam się dłużej na przykład z Wojtkiem Skabą. Razem z nim dojeżdżam na treningi i codziennie jesteśmy razem w drodze ponad godzinę. Mamy okazję porozmawiać, Wojtek mi opowiada, jak to wygląda w Ruchu. Dzięki temu na pewno jest mi łatwiej.
W pokoju jestem z kolei z Łukaszem Hanzelem, z którym grałem w Wigrach. Gdy przyjechał na obóz, to ja mu w sumie pomogłem, oprowadziłem go po hotelu. Atmosfera jest naprawdę fajna i z każdym łapie się kontakt.
Przed przyjściem do Chorzowa na pewno wypytywałeś kolegów o atmosferę czy zwyczaje u Niebieskich. Jakie opinie i rady usłyszałeś?
- Nie ukrywam, że dopytywałem, jak to wygląda tutaj organizacyjnie, czego trener oczekuje od zawodników. Próbowałem na przykład podpytywać Kamila Mazka, jak to wygląda jeśli chodzi o skrzydłowych. Występujemy przecież praktycznie na tej samej pozycji.
W swojej karierze miałeś pewnie okazję grać na kilku pozycjach, a która jest ci najbliższa?
- Moją docelową pozycją jest lewa pomoc, czuję się dobrze w grze ofensywnej. Zdarzały się jednak sytuacje, że trenerzy - nie wiem czy z konieczności, czy na siłę - próbowali mnie na lewej obronie. Ja osobiście nie lubię i nie umiem tam grać. W Legii też mnie wystawiano na tej pozycji, ale nie do końca to wychodziło. Nie mam żalu, lecz szkoda, że w pierwszej drużynie Legii nie dostałem szansy na swojej nominalnej pozycji. Na lewej pomocy mógłbym pokazać swoje prawdziwe walory. Zagrałem jednak na lewej obronie i zostałem rzucony na głęboką wodę, ale zaliczyłem dwa występy w Ekstraklasie. Szkoda tylko, że na tej lewej obronie...
Czy dzięki temu, że masz już za sobą debiut w najwyższej klasie rozgrywkowej, łatwiej ci wchodzić do drużyny ekstraklasowej?
- W momencie debiutu stres był ogromny. Po pierwszych minutach te emocje jednak uciekły i później już grałem na adrenalinie. Czy dzięki temu jest mi teraz łatwiej? Ciężko powiedzieć. Spędziłem rok w Suwałkach w pierwszej lidze i nie wiem, jakie to będzie miało przełożenie na psychikę i myślenie. Sądzę jednak, że sobie z tym spokojnie poradzę.
Kamil Mazek po przyjściu do Ruchu potrzebował trochę czasu, ale gdy już zaczął grać, to udowodnił, że zasługuje na miejsce w składzie. Myślisz, że w twoim przypadku może być podobnie?
- Jestem zdania, że trzeba mieć chłodną głowę i nie należy mieć od razu wielkich aspiracji, że ja przychodzę i muszę grać w pierwszym składzie. Od tego są trenerzy i jeśli widzą, że się staram na treningu i robię progres, to dostanę szansę, jeżeli na nią zasługuję. Trzeba mieć trochę szczęścia oraz umiejętności.
Treningi w Ruchu różnią się od tych, w jakich brałeś udział w Wigrach czy Legii?
- Nie spotkałem się jeszcze z tym, żeby tak ciężko trenować w zimowych okresie przygotowawczym. Może nie jest jakoś mega ciężko, ale na przykład w Legii tak nie było. Tam mikrocykl był inaczej rozłożony. Do Wigier Suwałki trafiłem w sumie już na obóz w Turcji, a tam już było dużo sparingów i więcej zajęć taktycznych.
Aktualnie nie jesteś już zawodnikiem Wigier, gdyż byłeś tam tylko wypożyczony.
- Na ten moment jestem dalej piłkarzem Legii, mam jeszcze półtora roku kontraktu. Do Wigier byłem wypożyczony do 31 grudnia, a teraz czekam i walczę o swój kontrakt w Ruchu. Luźne przymiarki do rozmów już były. Nie ukrywam, że chciałbym podpisać umowę z Niebieskimi, bo dla mnie to jest awans sportowy. To krok w przód po roku spędzonym w pierwszej lidze. Fajnie byłoby się zakręcić w Ekstraklasie.
W grę wchodzi wypożyczenie czy transfer definitywny?
- Nie mam pojęcia. To zależy od tego, jak Ruch się dogada z Legią. W mediach pojawiła się informacja, że definitywny, ale nie jestem niczego pewny. Na razie jestem na obozie, skupiam się na ciężkiej pracy i czas pokaże, co dalej.
Ruch już w trzecim wiosennym meczu pojedzie na Łazienkowską. Myślisz o występie przeciwko swojej byłej drużynie?
- Fajnie byłoby pojechać w barwach Ruchu do Warszawy. W Legii mam wielu kolegów, spędziłem tam półtora roku - rok w rezerwach i sześć miesięcy w pierwszej drużynie. Znam szatnię i fajnie byłoby zagrać przeciwko nim.
Wychowankiem Legii jednak nie jesteś. Pochodzisz z Raciborza i występowałeś w kilku lokalnych klubach. Kibicujesz któremuś z klubów na Górnym Śląsku?
- Od dziecka jeździłem z tatą, rodzeństwem i znajomymi na mecze Odry Wodzisław. Mieliśmy tam najbliżej, pochodzimy z Raciborza z takiej małej dzielnicy, która się nazywa Brzezie nad Odrą. Z tamtych czasów pamiętam Marcina Malinowskiego, który był ważną postacią w Ruchu. Zresztą daleko nie trzeba szukać, bo w Odrze grał wtedy Wojtek Skaba, a teraz jest moim kolegą z szatni. To też jest fajne.
W Raciborzu dużo osób jest za Ruchem, część za Górnikiem, ale nie chciałbym wchodzić w takie konflikty. To jest dla mnie praca, teraz staram się o miejsce w Chorzowie i nie chciałbym, żeby ktokolwiek mówił coś głupiego. Mądrzy i rozsądni ludzie nie będą myśleć tak, że "my jesteśmy za Górnikiem, on gra w Ruchu, to idziemy mu coś powiedzieć". Mam nadzieję, że ludzie podejdą do tego z głową.
Wychowałeś się na Odrze Wodzisław, a w Legii Warszawa dostałeś szansę debiutu w Ekstraklasie. Który z tych klubów jest ci w tym momencie bliższy?
- Podkreślam, że to jest moja praca. Jeśli mam wskazać śląski klub, któremu kibicuję, to jest nim Odra Wodzisław. Niestety nie ma jej teraz na wyższym poziomie. Na pewno sympatyzuję też jednak z Legią czy Wigrami. Jeśli się gdzieś występowało, to później się sprawdza wyniki, obserwuje, bo to są przecież znajomi.
W Ruchu będzie ci się łatwiej wybić niż w Legii?
- To pokaże czas. W Legii jest duża rywalizacja. Klub ma takie możliwości, że na każdą pozycję może ściągnąć kilku dobrych zawodników zagranicznych. Ciężko było mi tam rywalizować, bo po pierwsze trener Berg widział mnie na innej pozycji, a po drugie rywalizacja na skrzydłach była duża. Nie było dla mnie zbyt wiele miejsca, dlatego postanowiłem iść na wypożyczenie, ograć się w pierwszej lidze i po dwóch rundach pojawiły się oferty z Ekstraklasy. Nie tylko od Ruchu, ale nie chcę zdradzać, o kogo chodzi, bo jeszcze nie wiadomo, czy podpiszę z Niebieskimi. Wiem, że inne kluby są zainteresowane i czekają, jak się sytuacja rozwiąże.
Wspomniałeś o Marcinie Malinowskim. Gdybyś trafił do Ruchu pół roku wcześniej, to wszedłbyś do drużyny, w której "Malina" był kapitanem. Ominęło cię spotkanie z idolem z dzieciństwa?
- Idol to może za dużo powiedziane, ale szacunek i respekt byłby duży. Widziałem go na boisku i już wtedy w Odrze robił na mnie duże wrażenie. Fajnie byłoby mieć takiego znajomego.
Masz za sobą nieoficjalny debiut w zespole Niebieskich. Jak oceniasz sparing z SFC Opava?
- Grało mi się całkiem przyzwoicie, źle to nie wyglądało. Miałem jedną okazję, której żałuję, bo takie szanse trzeba wykorzystywać. Nie podłamuję się jednak. To był pierwszy sparing i na przełamanie na pewno bardzo pożyteczny. Jak oceniam rywali? Chłopacy mówili mi, że Czesi grają nieustępliwie i agresywnie. Tak też było, ze trzy razy byłem faulowany i poczułem na swoich nogach, jak to wygląda.
W sparingu z SFC Opava można było zauważyć, że grasz nie tylko lewą, ale także prawą nogą.
- Zgadza się. To leży w głowie zawodnika, że jedna noga jest lepsza. To zależy jednak tylko od niego, czy będzie grał też drugą nogą, czy będzie miał ją tylko do wsiadania do tramwaju. Mam to w podświadomości i staram się prawa nogą też uderzyć, czy zagrać. Moja prawa noga nie jest na jakimś wysokim poziomie, ale na pewno mi nie przeszkadza.
Rozmawiał: Neo (Niebiescy.pl)