- Obecna drużyna Ruchu Chorzów to połączenie doświadczenia z młodością, które póki co zdaje egzamin. Jestem przekonany, że jeśli po rundzie zasadniczej znajdziemy się w pierwszej ósemce, to podium spokojnie będzie w naszym zasięgu - mówi
Patryk Lipski, który udzielił wywiadu oficjalnemu serwisowi Ekstraklasy SA. Najciekawsze, naszym zdaniem, fragmenty możecie przeczytać poniżej.
Jak wspominasz swoje początki w Chorzowie?
Patryk Lipski: - Z Salosu przychodziłem razem z Konradem Korczyńskim, więc miałem się do kogo odezwać. Ruch wynajął nam mieszkanie, które dzieliliśmy z jeszcze dwoma chłopakami. Co prawda obiady również były zapewnione przez klub, ale po raz pierwszy musiałem zmierzyć się z podstawowymi obowiązkami domowymi, czyli sprzątaniem, praniem, prasowaniem, śniadaniami i kolacjami. Na trening czy do szkoły nie zdarzało mi się zaspać, ale kolegom na pierwsze lekcje już tak. (śmiech) Do Ruchu przeszedłem w połowie drugiej klasy liceum. Trafiłem w Chorzowie do klasy zrzeszającej różnych sportowców, stąd też nauczyciele byli bardziej wyrozumiali dla naszych nieobecności, spowodowanych różnego typu zgrupowaniami i obozami. Maturę zdałem bez problemu, a najbardziej byłem zadowolony z matematyki, którą pisałem na dwóch poziomach: z części podstawowej miałem 96%, a z rozszerzonej 66%. Ten przedmiot był moim konikiem jeszcze za czasów gry w Salosie, gdy chodziłem do dobrego liceum w Szczecinie. Miałem wtedy taki plan, aby ukończyć jakieś atrakcyjne studia. Z czasem przekonałem się jednak, ze byłyby one nie do pogodzenia z zawodową grą w piłkę. Świadectwa z czerwonym paskiem po każdej klasie są mimo wszystko fajną pamiątką i motywacją do dalszej nauki. Studiuję bowiem wychowanie fizyczne na trzecim roku na katowickiej AWF.
(...)
Komu zawdzięczasz wprowadzenie cię do Ekstraklasy?
- Wspomnianemu już trenerowi Pietrzakowi, który w Ruchu odpowiada za rozwój młodych zawodników. Pod jego okiem nadrabiałem braki fizyczne na siłowni i to on szepnął o mnie dobre słowo ówczesnemu szkoleniowcowi pierwszej drużyny, Jackowi Zielińskiemu. Przez dwa lata trenowałem z pierwszą drużyną, zanim zadebiutowałem w Ekstraklasie. Tę szansę otrzymałem dopiero od trenera Fornalika.
(...)
Czemu twoim ulubieńcem został Diego Maradona, który zakończył karierę, gdy ty miałeś trzy latka?
- To rzeczywiście nietypowe, bo młodzi ludzie ubóstwiają zawsze tych zawodników, których mecze mogą oglądać na żywo w telewizji albo na stadionie. Filmiki z zagraniami Maradony pokazał mi wujek. W tamtym czasie żaden z grających zawodników nie prezentował na boisku takich umiejętności jak on, dziś może się z nim równać chyba tylko Messi. Potem przeczytałem o Maradonie dwie książki, obejrzałem z nim chyba wszystkie filmiki na YouTube i tak został moim idolem. Dla mnie to najlepszy piłkarz w historii.
(...)
O twojej czytelniczej pasji można się dowiedzieć z twojego konta na Twitterze, które założyłeś jeszcze przed debiutem w Ekstraklasie. Skąd ten pomysł?
- Słyszałem, że to prężnie rozwijający się portal społecznościowy. Postanowiłem to sprawdzić i się nie zawiodłem. Od razu spodobała mi się niezwykła szybkość przepływu informacji na Twitterze. Koledzy z szatni śmieją się, że dzięki niemu zawsze wszystko wiem jako pierwszy i nie można mnie zaskoczyć. Ci starsi zawodnicy, jak Łukasz Surma i Marek Zieńczuk żartują, że dla nich Twitter to totalne novum i musieliby pójść na jakieś specjalne szkolenie, aby go poznać. Trochę szkoda, że nie "ćwierkają", bo na pewno mieliby wiele do przekazania. Rozumiem jednak, że cenią sobie swoją prywatność. Kontakt z fanami Niebieskich na Twitterze wezmę więc na siebie, wraz z kilkoma innymi piłkarzami Ruchu.
(...)
To dopiero połowa twojego prawdziwie premierowego sezonu, a Ty już zdążyłeś strzelić kilka goli, zmarnować rzut karny, zobaczyć kilka żółtych kartek i jedną czerwoną.
- Te kartki to efekt przerywania akcji przeciwnika faulami - mam nadzieję, że ósmej żółtej kartki już nie zobaczę, bo nie chcę znowu pauzować. Jeśli chodzi o wspomnianą jedenastkę, to do jej wykonania trener delegował mnie i Marka Zieńczuka. Kiedy sędzia wskazał na wapno, to dałem znać Markowi, że chciałbym strzelać. Wcześniej wykonywałem karne w meczach drugiej drużyny i dobrze mi to szło. Jak się jednak okazało, III liga to nie Ekstraklasa! (śmiech) Teraz jedenastki wraz z Markiem będzie wykonywał Mariusz Stępiński, który niedawno wykorzystał swoją szansę. To oznacza, że na kolejny rzut karny w moim wykonaniu kibice będą musieli trochę poczekać.
Całą rozmowę można przeczytać
tutaj.