Napisała do mnie siostra: Mariusz, co tam się działo? Wiedziała, że na meczu w Bielsku-Białej byłem wspólnie z ojcem. Swoje obawy opierała o relacje przedstawiane w mediach internetowych. Oczy przecierałem ze zdziwienia, czytając nakreślone przez dziennikarzy sprawozdania z wydarzeń na trybunach.
Nie czułem się w żaden sposób nieuprawnionym gościem. Bilet tak jak wielu innych sympatyków Niebieskiej eRki kupiłem poprzez internet. Nie złamałem żadnej uchwały, ustawy, konstytucji. Zakaz dotyczy zorganizowanej formy przyjazdu, co poniekąd utrudnia życie, ale nie zabrania indywidualnej inwencji. Wchodząc na stadion zostałem zapytany przez stewarda / ochroniarza, czy chcę siedzieć ze swoimi kibicami. Pomyślałem, fajnie że w Bielsku ktoś w ten sposób w ogóle pomyślał. Potem miało się okazać, że był to tylko przebłysk.
Spodobał mi się stadion Podbeskidzia. Kameralny, akustyczny. Szybko sprawdziłem - 15 tys. miejsc za niecałe 100 mln zł, a więc się da. Widziałem, że pozostałych też ten temat zajmował. Jedyne co zmienilibyśmy (oprócz kolorów siedzeń), to dwupoziomowe trybuny na jednopoziomowe. Sektory przeznaczone dla kibiców Ruchu zaczęły się szybko zapełniać. Trafił na nie też i 10-letni chłopak z opiekunem, obydwaj ubrani w szaliki Podbeskidzia. Gdy ten uniósł wzrok znad biletu szeroko się roześmiał, widząc dominujące Niebieskie barwy. Nikt nikogo nie przepędzał, nie gonił, nie odzierał z kibicowskich elementów, nie bił. Na takie zachowanie nie ma przyzwolenia.
Wspomniane wcześniej dwupoziomowe trybuny okazały się znamienne, bowiem jak się później okazało, łatwo komuś coś zrzucić na głowę. Można zrzucić sok, butelkę ale można też i petardę. Na górze sektor zajmowany przez VIP-ów Podbeskidzia, na dole rozśpiewani fani z Górnego Śląska. Pewnie nie było im łatwo, gdy pod nimi i obok siedzi blisko 2 tys. fanów innego klubu i dosłownie zagłuszają wszystko. Wyglądało to trochę tak, jakby byli na wyjeździe, a my na swoim stadionie, co zresztą też zaakcentowaliśmy głośnym okrzykiem: "Jesteśmy u siebie". Wiedzieliśmy, że nasz doping będzie tego dnia niósł naszych zawodników i z Bielska wywieziemy punkty. Nie jest to jednak powód, aby rzucać nam na głowy petardę. Ta wylądowała centralnie pośród nas i aż dziw, że nikomu nie wyrządziła krzywdy. Nie dziwię się reakcji siedzących obok fanów Ruchu, którzy weszli na sektor VIP-owski. Kapelusz z głowy spadł, góralska duma została urażona. Nikomu jednak już nie przyszło do głowy rzucać na nas kolejnych mniej, czy bardziej niebezpiecznych rzeczy.
Nie słyszałem żadnych innych petard, nie widziałem żadnych rac. Wiem, że nie jesteśmy aniołkami, nawet nimi nie chcemy być, ale mamy swoje zasady. Wyzywanie nas od kiboli oraz wmawianie czynów, których się nie dopuściliśmy, godzi w nasze imię. Jesteśmy oczerniani, a tymczasem należą nam się podziękowania. 2 tys. kibiców i bilety za 20 zł, to 40 tys. zł zysku, a widziałem, że nasi fani chętnie korzystali również z cateringu. Nie kradli, nie zabierali, a kupowali. Warto myśleć kategoriami kibica, bo pusty stadion blado wygląda, a na tym polu w Bielsku jest bardzo, ale to bardzo dużo do zrobienia.
Pewnie o wiele fortunniejszym byłoby usadowienie nas za bramką, co wierzę że będzie miało miejsce podczas następnej inwazji na Bielsko i jeżeli prawo się nie zmieni, to niech nikt się nie spodziewa, że ograniczymy się do puli 750 biletów, czyli regulaminowego 5%. A strącony kapelusz finalnie trafił do swojego właściciela.
Marco FC K-ce
[email protected]