W wygranym 3:2 meczu z Lechią Gdańsk jednym z najlepszych piłkarzy Ruchu był
Marek Zieńczuk. 37-letni pomocnik zdobył w sobotę dla Niebieskich drugą bramkę i zaliczył asystę przy golu Michała Koja.
- Tak to ostatnio wychodzi, że rozgrywam dobre mecze przeciwko Lechii, choć wolałbym, żeby mi się takie zdarzały przeciwko Cracovii czy Arce Gdynia - powiedział "Zieniu", dla którego konfrontacja z gdańską drużyną była bardzo wyjątkowa.
Spodziewaliście się, że po pierwszej połowie będziecie prowadzić z Lechią aż 3:0?
Marek Zieńczuk: - Analizowaliśmy grę Lechii i początki spotkań rozgrywa ona bardzo dobrze, tak było na przykład z Legią. Myśleliśmy, że zaatakują wysokim pressingiem, a tu nagle po kilkunastu minutach otworzył się wynik, zrobiliśmy poprawkę i kiedy prowadzi się dwa, trzy do zera wszystko wydaje się takie łatwe na boisku. Jednak kiedy traci się bramki, to stres powoduje czasami, że umiejętności spadają. Z tym trzeba sobie radzić jako piłkarz.
Przy wyniku 3:0 wiele osób spodziewało się pójdziecie dalej i odniesiecie wysoką oraz spokojną wygraną.
- Jeszcze nie jesteśmy klasową drużyną jak choćby Lech Poznań czy Legia Warszawa, by dobijać leżącego przeciwnika i aplikować tego czwartego gola. Po tym Lechia na pewno by się nie podniosła. Ja miałem sytuację bodajże przy wyniku 3:0 w drugiej połowie i może gdyby to wpadło, byłoby spokojniej. A tak to po tych dwóch bramkach w nasze szeregi wkradła się nerwowość, ale ustaliśmy do końca. Byliśmy nieźle zorganizowani w obronie i tych sytuacji nie było aż tak wiele.
Mieliście taką taktykę, żeby dać Lechii pograć? Rywale łatwo dochodzili do 30-35 metra, ale to było w zasadzie wszystko.
- Od jakiegoś czasu trener troszkę zmodyfikował taktykę. Umiejętnie się bronimy i do 30. metra nie pozwalamy stwarzać przeciwnikowi sytuacji. W meczu Lechią wyprowadzaliśmy ponadto groźne kontrataki, umieliśmy się utrzymać przy piłce i stąd były te trzy gole. To wszystko jest zamierzone i wcale nie jest łatwo roztrzaskać taki mur ustawiony na 30. metrze. Zresztą jak ktoś się przyjrzy, to drużyny angielskie też tak grają i nikogo to nie dziwi, nikt nie mówi o obronie. Jeżeli dobrze się później utrzymuje przy piłce i wyprowadza groźne sytuacje, to jest to sposób na bronienie jak każdy inny.
Trzeba przyznać, że dobre mecze rozgrywasz przeciwko Lechii.
- Tak to wychodzi, choć oczywiście wolałbym grać dobre mecze przeciwko Cracovii czy Arce. Tak to jest, że już któryś raz strzelam Lechii bramkę. Nasz zawód jest taki niewdzięczny, że trzeba strzelać klubowi, któremu wiele się zawdzięcza, w którym stawiało się pierwsze kroki. Ja miałem swoją szansę w Lechii, bardzo krótko. Oczywiście wolałbym strzelać gole dla mojego ukochanego klubu, ale tak nie jest i staram się dobrze wykonywać swoją robotę. Miałem swoją sytuację, przymierzyłem po długim słupku i chyba nikt z kibiców nie oczekiwał, że specjalnie strzelę obok bramki. Tak się nie da.
Po bramce się jednak nie cieszyłeś. To z szacunku do Lechii?
- Po pierwsze z szacunku, a po drugie te gole mniej cieszą niż strzelane innym przeciwnikom. Będę go miał odnotowanego w statystykach i może jakiś kibic mi go wypomni w Gdańsku, ale ci co mnie znają, dobrze wiedzą, że jestem wychowankiem i zawsze kibicuję Lechii. Tak jest w każdym innym spotkaniu oprócz tego, w którym ja występuję.
Komu dedykujesz bramkę oraz zwycięstwo?
- Żonie i dwóm moim córeczkom. Młodsza chyba jeszcze nie miała nigdy dedykacji. Była do tej pory dwa razy na moim meczu, więc dedukuję gola moim dziewczynom.
W meczu z Wisłą Kraków skupiliście się głównie na defensywie, natomiast w spotkaniu z Lechią wasza ofensywa chyba zaprezentowała się w pełnej okazałości?
- Taką bazą, od której wychodzimy, jest zawsze w defensywa. Jeśli chodzi o samo ustawienie, to zagraliśmy podobnie jak z Wisłą Kraków, ale tam było mniej jakości w ofensywie. Nie wiem, czy to Wisła nam na mniej pozwalała, czy z Lechią byliśmy po prostu lepiej dysponowani. Jeśli chodzi o umiejętności piłkarskie, to w sobotę to rzeczywiście lepiej wyglądało niż w Krakowie. Jesteśmy od czterech meczów niepokonani, robimy punkty, byli to bardzo wymagający przeciwnicy i bardzo doceniamy ten dorobek. Awansowaliśmy w tabeli i kończymy tę rundę bardzo pozytywnie. Przerwa na reprezentację jest teraz fajna, bo pracuje się z optymizmem i nadzieją, że możemy jeszcze lepiej grać.
To dla was problem, że kilku kluczowych piłkarzy wyjechało na zgrupowania reprezentacji? Bez Mariusza Stępińskiego, Kamila Mazka i Patryka Lipskiego trudno popracować nad wszystkimi elementami oraz schematami gry.
- W tym tygodniu, w którym ich nie ma, pracujemy często nad motoryką, przechodzimy badania, trenerzy monitorują, na jakim pułapie fizycznym jesteśmy. Praca nad taktyką nie będzie kolidowała z ich wyjazdem na kadrę. Trzeba pogratulować Mariuszowi tego powołania, bo gdy przychodził do Ruchu, jego celem było dobre przygotowanie się na młodzieżowe mistrzostwa Europy. Wrota do pierwszej reprezentacji są otwarte dla młodych i wyróżniających się zawodników w lidze. Mariusz taki na pewno jest i w meczu z Lechią pokazał, że to nie jest przypadek. Teraz od niego zależy, czy wykorzysta swoją szansę. Już samo to, że selekcjoner patrzy na niego i dostrzegł jego dobrą grę, jest dużym wyróżnieniem. Będzie mógł się czegoś nauczyć, bo od kogo jak od kogo, ale od Roberta Lewandowskiego może się bardzo wiele nauczyć. Ważne, żeby to dobrze wykorzystał dla siebie.
źródło: Niebiescy.pl