- W lidze debiutowałem już wcześniej, ale to były tylko minuty, więc trudno mówić o jakimkolwiek doświadczeniu. Teraz jest inaczej. Za nami pięć spotkań, a w każdym z nich wybiegałem na boisko w podstawowym składzie. Nie czuję tremy, a o strachu to już w ogóle nie mogło być mowy. Pomogło mi to, że pierwszej drużynie Ruchu jestem już od dwóch lat. Żyłem tą atmosferą - mówi
Maciej Urbańczyk, który od początku obecnego sezonu jest podstawowym piłkarzem Ruchu. Poniżej prezentujemy wybrane fragmenty wywiadu przeprowadzonego przez portal
Slask.Sport.pl.
W ramach projektu "14 powodów do dumy" na stadionie Ruchu i w jego otoczeniu pojawiły się wizerunki znakomitych piłkarzy niebieskich. Która z dawnych legend znaczy dla ciebie najwięcej?
Maciej Urbańczyk: - Tyle ich było... Ale na pewno ta największa, czyli Gerard Cieślik. Wielu z tych piłkarzy nigdy nie widziałem w czasie gry, ale cieszę się, że przede mną na Cichej biegali tej klasy piłkarzy co Mariusz Śrutwa czy Krzysztof Warzycha. To wielkie szczęście grać akurat w Ruchu. W Chorzowie piłkarz ociera się na każdym kroku o piękne tradycje. To inspirujące.
Miałeś okazję poznać Cieślika osobiście?
- Tak. Gdy zaczynałem treningi w Ruchu, moim pierwszym trenerem był jego syn Jan Cieślik. Pan Gerard przychodził więc na nasze mecze i treningi. Czasami coś podpowiedział. Wręczał nam też różne nagrody. Także na zachętę. Raz dostałem od niego własnoręcznie wykonaną szmaciankę. To taka mała piłeczka, ale jest dla mnie bardzo cenna.
Słyszałem, że podczas jednego z treningów Gerard Cieślik wskazał na ciebie, a potem powiedział swojemu synowi "Weź od niego autograf, bo kiedyś będzie z niego piłkarz".
- Nie potwierdzam, ale i nie zaprzeczam... Jeżeli tak rzeczywiście było, to bardzo miłe słowa.
(...)
Za wami trudny tydzień. Remis z Podbeskidziem, potem wygrana z Wisłą w Pucharze Polski, a na koniec porażka w Białymstoku. W tym ostatnim meczu wyglądało na to, że zabrakło wam dynamiki i świeżości.
- Z Wisłą graliśmy w czwartkowy wieczór, a potem krótki odpoczynek i szybko w daleką drogę do Białegostoku. Zabrakło trochę czasu na regenerację. Naprzeciw nas stanął zespół, który odpoczywał dłużej, grał u siebie, a co najważniejsze, był to dobry, pewnych swoich atutów, zespół.
Generalnie początek ligi możecie jednak zapisać na duży plus. Kibice jakby to przeczuwali, bo po słabym poprzednim sezonie tłumnie ruszyli do kas i pobili rekord w liczbie kupionych karnetów.
- Nasi kibice są niesamowici! Mamy w nich olbrzymie wsparcie. Rzeczywiście mogli w nas zwątpić, bo jednak wcześniej ich nie rozpieszczaliśmy, a na dodatek latem zespół opuściło kilku ważnych graczy. Na szczęście zaufali nam po raz kolejny, a my robimy co możemy, żeby ich nie zawieść.
źródło: Slask.Sport.pl