- Byliśmy maszynką do robienia punktów. Kiedyś mieliśmy nawet chyba 17 punktów przewagi nad drugim zespołem, a wtedy za wygrany mecz były 2 oczka. Robiliśmy punkty na bieżąco i bez problemów, a do tego ciągle byliśmy niezadowoleni. Nie tylko my mieliśmy inny charakter, ale trener też był inny - wspomina dwukrotny mistrz Polski z Niebieskimi
Marian Ostafiński. Mistrz olimpijski z Monachium dosadnie skomentował sytuację drużyny z ul. Cichej, ocenił szanse Ruchu i Górnika w 103. Wielkich Derbach Śląska, a także wytypował przyszłego mistrza Polski oraz spadkowiczów. Zapraszamy do przeczytania wywiadu.
Ruch w pierwszych 6 meczach w 2015 roku zdobył 10 punktów i teoretycznie jest to niezły wynik, bo lepsze rezultaty osiągnęły tylko Zawisza, Lechia i Lech. Nie pozwoliło to jednak na ucieczkę ze strefy spadkowej. W pana opinii te 10 punktów można uznawać za dobry rezultat?
Marian Ostafiński: - Trzeba się przyjrzeć, z kim grali Niebiescy. O to głównie chodzi. Jeśli z drużynami z dolnej części tabeli, to tych punktów jest mało, a jeśli z czołówki to dużo. Nie twierdzę, że musiały być trzy punkty więcej - chodzi mi tu o Zawiszę - ale powinno tak być. Z takimi drużynami trzeba koniecznie wygrywać. Nawet przy remisie byłaby inna sytuacja, bo każdy punkt się liczy. Można na to patrzeć dwojako, bo Ruch nie jest ani lepszy ani gorszy. Poziom Ruchu jest taki... nieprzewidywalny - raz gra lepiej, raz gra gorzej. Dziwne jest, że przy bardzo słabej grze zrobił trzy punkty w Bełchatowie, sprzyjało mu tam szczęście. Jeśli ktoś jest zadowolony z dziesięciu punktów, to OK, ale ja na przykład nie jestem.
Jak grałem w Ruchu, to robiliśmy punkty jak na zawołanie. Byliśmy maszynką do robienia punktów. Kiedyś mieliśmy nawet chyba 17 punktów przewagi nad drugim zespołem, a wtedy za wygrany mecz były 2 oczka. Robiliśmy punkty na bieżąco i bez problemów, a do tego ciągle byliśmy niezadowoleni. Nie tylko my mieliśmy inny charakter, ale trener też był inny. Vican nie pozwalał sobie na to, żebyśmy przy kilku punktach przewagi myśleli, że jesteśmy już mistrzami. On nam wmawiał, żebyśmy byli na to uczuleni. Na pewne sprawy nie ma jednak wpływu. Wydaje mi się, że Ruch ma obecnie takich zawodników, którzy nie czują się na tyle pewnie i dobrze, żeby to ich predysponowało do czegoś większego. Nie widzę, żeby ktoś ciągnął ten zespół.
Po meczu z Lechią skrytykował pan grę defensywy Ruchu. Od tamtej pory sporo się w niej zmieniło, bo trener Fornalik zaczął stawiać na Malinowskiego i Helika. To dobre posunięcie?
- Nie twierdzę, że stało się to po mojej krytyce. Jeśli chodzi o Malinowskiego, to chłop ma prawie 40 lat i powinien wnuki bawić, a nie grać w piłkę. On już nie będzie lepszy tylko coraz gorszy. Taki młody Helik nie ma czego szukać przy takim zawodniku, bo zawsze zwalą winę na niego, a nie na starszego. Tu jest problem. Jak ja widzę, że ktoś niszczy trawę... Nie biega, tylko depcze. Tupie, tupie, tupie, udaje, że biegnie, że coś robi. Pomocnik podaje do najbliższego, drugi czeka tylko na rzut wolny. Czterdziestolatkowie patrzą tylko na to, żeby mecz przebiegł bez ich większych wpadek, żeby się mogli załapać na najbliższe spotkanie. Liczą, że jakoś to będzie i jakoś się w tym całym bałaganie zmieszczą.
Nie chcę być złośliwy, ale doskonale pamiętam moje czasy. Jak przyszedłem do Stali Rzeszów, to po czterech meczach miała ona chyba jeden punkt, a pierwszy mecz graliśmy z Ruchem Chorzów. To był 1969 rok. Ze Stali usunięto wtedy z drużyny 30-letnich zawodników. Podziękowano dwóm stoperom i bramkarzowi, który miał 34 lata, ale bronił jeszcze bardzo dobrze.
Kiedy w 1972 roku przyszedłem do Ruchu, z drużyny wylecieli: Antek Nieroba, który miał 34 lata, Edek Herman - 35 lat i Antek Piechniczek - 30 lat. Takie były zmiany. Z kolei kiedy byłem w Polonii Bytom, to ktoś z tych durnych komunistycznych czerepów wymyślił sobie, że będą kontrakty. Podpisywaliśmy na trzy lata albo na rok. Najpierw dostałem 3-letni kontrakt, ale w wieku 33 lat podpisali ze mną już tylko na 12 miesięcy.
Gdy przyszedłem do Ruchu, to była taka rozmowa między prezesem Trzcionką a Dzielongiem (wiceprezes - przyp. red.):
- Ile lat ma towarzysz Marian?
- 24 lata.
- Eeee to jeszcze pogra 5 lat i to wystarczy.
Faktycznie miałem 30 lat, jak mnie wyrzucili z Ruchu. Polecieli wtedy także m.in.: prezes Trzcionka, Vican, Kopicera, Chojnacki, Benigier też chciał odejść, a wcześniej nie było już Bajgera. Nawiązuję do tego, że ci wszyscy zawodnicy w obecnym Ruchu graliby do czterdziestki. Tak wygląda sytuacja, a w tamtym czasie komuna wmawiała, że jest się za starym.
W poniedziałek wielkanocny zostaną rozegrane 103. Wielkie Derby Śląska. Jak pan ocenia szanse Ruchu i Górnika?
- Górnikowi ostatnio absolutnie nie idzie. Może dojść do tego, że będzie w sytuacji podobnej do Ruchu, czyli będzie walczyć o utrzymanie. Nawet jak prowadzi, to i tak przegrywa, albo w najlepszym przypadku remisuje. Zabrzanie mają nie najgorszy zespół, ale Ruch zdecydowanie stać na to, żeby tam nie przegrać. Oglądając Górnika zauważyłem, że pierwszą połówkę ma nie najgorszą, ale w drugiej traci takie bramki, których nie powinien. Tak samo jest zresztą z Ruchem.
Jest pan spokojny o utrzymanie Niebieskich?
- Całkiem spokojny nie mogę być, bo jest jeszcze sporo kolejek do rozegrania. Jako były zawodnik Ruchu absolutnie nie chciałbym, żeby Niebiescy spadli. Żadnej drużynie ze Śląska nie życzę spadku. Po prostu byłoby szkoda. Wszyscy politycy biją Śląsk po dupie, to po co ja mam się jeszcze znęcać nad tymi drużynami. Śląsk był potęgą w piłce, a nawet ogólnie w sporcie i trzeba to uszanować. Są problemy finansowe na Śląsku i w klubach, ale niech prezesi sobie z tym radzą. Niech próbują jakichś rozwiązań, żeby ich coś nie zaskoczyło. Jeśli chodzi o stronę sportową, to liczę, że Ruch, Górnik i Piast wywiną się ze spadku.
Które drużyny pożegnają się latem z ekstraklasą?
- Nie mogę powiedzieć, że dobrze by było, bo nie życzę im źle, ale niech spadną Górnik Łęczna i GKS Bełchatów. Są to kluby ustawione finansowo i myślę, że mają wystarczająco pieniędzy. Na boisku nie pokazują jednak stabilnej formy. Bełchatów jest przereklamowany, choć podobało mi się, jak grali bracia Mak. Jesienią do pewnego momentu szło im nieźle, a niedawno musieli zmienić trenera. W Łęcznej jest podobno więcej pieniędzy, mówią, że ta kopalnia odkrywkowa jest wspaniała, ale jak nie umieją grać w piłkę, to niech wylatują. Mają finansowe zabezpieczenie, więc mogą spać, a Ruch, Górnik i Piast nie pochwalą się dużymi pieniędzmi. Przykro mi, że komuś życzę spadku, ale ich poziom jest gorszy od naszych śląskich drużyn.
W którym zespole upatruje pan z kolei przyszłego mistrza Polski?
- Nie ma kandydatów poza Legią i Lechem. Legia ma kupę kasy, wielu zawodników, ale nie ma drużyny. Ruch gra praktycznie jednym składem, a Legia może grać dwoma. Legia ma potencjał na naszą ligę i w zasadzie nikt nie powinien jej zagrozić. Przegrała z Lechem i bardzo dobrze, bo będzie ciekawiej, ale i tak jest najpoważniejszym kandydatem do mistrzostwa.
Rozmawiał: Neo (Niebiescy.pl)