Wyjazd do Bełchatowa jest kolejnym, który przeszedł do historii kibicowskich wojaży. Od dłuższego czasu część kibiców Ruchu zastanawiała się, czy dojdzie on do skutku, czy przypadkiem w dziwnych okolicznościach sektor gości nie zostanie zamknięty, jak podczas naszej ostatniej wyjazdowej potyczki z GKS-em. Na szczęście obawy nie sprawdziły się i spokojnie mogliśmy mobilizować się na kolejną w tym roku wyjazdową batalię. Sama mobilizacja w tym przypadku jest sporo naciągnięta, bo pula przyznanych
384 biletów rozeszła się raptem w dwa dni i sporo osób musiało obejść się smakiem.
Data wyjazdu trochę kiepska - w poniedziałkowy wieczór i znów część osób musiała poświęcić cenny dzień urlopu. No ale czego nie robi się z miłości ;) Z racji odległości i liczby biletów wyjazd zaplanowany został samochodami, które od godz. 13:00 zbierały się na klubowym parkingu. O 14:15 kordon aut, w obecności smutnych panów, ruszył w kierunku miejsca docelowego. Z racji kilku postojów droga zajęła dokładnie 3 godziny. Również mobilizacja niemających nic lepszego do roboty pseudostróżów prawa była duża (nie zabrakło też kryminalnych). Dzięki właśnie takiemu traktowaniu postronni ludzie obawiają się nas jak jakieś kolejnej "plagi egipskiej", co można było usłyszeć chociażby na jednej ze stacji:
- Szybko musimy zamykać stację, bo jadą!
- Kto jedzie?
- Kibice jadą!
- Ale kto?
- Ruch Chorzów jedzie! Już są blisko!
Po takiej krótkiej stresującej rozmowie można było już tylko widzieć pracowników stacji wypatrujących w oknie najgorszego. Na szczęście tym razem im się upiekło ;)
Pod stadion dotarliśmy na 45 minut przed meczem, gdzie oczekiwała na nas grupa Widzewiaków, w tym głównie lokalny F.C.B. Wchodzenie przebiegało dosyć sprawnie, natomiast kłopot pojawił się z załatwieniem dodatkowych wejściówek, co ostatecznie się nie udało. W Bełchatowie pojawiliśmy się łącznie w
420 osób, w tym 100 Widzewiaków, a na sektor weszły 384 osoby.
Sektor gości przyozdobiły trzy flagi "Ruch Chorzów", "Psycho Fans" oraz debiutująca replika flagi Bełchatowskich Widzewiaków "F.C.B.’91". Co ciekawe flaga chyba jest pierwszą, która tak wysoko zawisła w sektorze gości, bo pod samym dachem siatki bocznej.
Doping można określić jako całkiem dobry, wyróżniając końcówkę spotkania, gdzie emocji było zdecydowanie sporo.
Gospodarze co jakiś czas byli zasypywani "pozdrowieniami". Słowna wymiana uprzejmości w zasadzie nie ustawała, nie tylko z młynem miejscowych, ale także z pobliskim sektorem. Niestety nie było tak śmiesznie i zabawnie jak przy poprzednich wizytach w Bełchatowie, gdzie podskakujących króliczków było zdecydowanie więcej. Tym razem w przerwie meczu trzeba było zadowolić się jedynie ekipą mogącą co najwyżej ciągnąć rzepę w familiadzie. Koleś w kominiarce, która zasłaniała mu co najwyżej krzaczaste brwi i brodę, prowadził w podskokach do boju kilku łbów mających problem z zawiązaniem porządnie szalika na mordzie. Normalnie King Bruce Lee Karate Mistrz :)
W czasie dopingu często pozdrawialiśmy także naszych zgodowiczów, którzy w dobrej liczbie pojawili się na meczu. Warto nadmienić, że większość z nich, w tym głównie F.C.B., wyruszyło pod stadion pochodem przez miasto.
Emocje, które mogliśmy przeżyć na koniec spotkania, to już kwintesencja wyjazdowej pasji. Strzelona zwycięska bramka i wybroniony karny - czego więcej potrzeba na wyjeździe, by morda z radości darła się w niebo głosy?
Po meczu w miarę szybko opuściliśmy stadion i w towarzystwie dyskoteki na kółkach wyruszyliśmy w drogę powrotną. Większość już blisko godz. 23:00 zameldowała się w domach. Część kibiców została również na tzw. "jedno piwko" u naszych bełchatowskich przyjaciół z Widzewa.
Kolejny wyjazd za nami i pora się mobilizować na następne. Przed nami Kielce, a później najważniejszy wyjazd rundy - Białystok!
źródło: Niebiescy.pl