- Już dwukrotnie przedłużałem kontrakt z Ruchem i udowodniłem, że dobrze się tutaj czuję. Mam nadzieję, że w tym sezonie osiągniemy to, co sobie założyliśmy. Ambitne cele na razie trzeba odłożyć, ale w myśl zasady z ostatnich lat - za rok znów będziemy na podium, więc warto byłoby przedłużyć - mówi
Marek Zieńczuk, który w poniedziałek rano spotkał się z dziennikarzami przebywającymi z Niebieskimi na zgrupowaniu w tureckim Side.
Wiążąc się z Ruchem Chorzów, pewnie nie przypuszczałeś, że spędzisz na Cichej tyle lat?
Marek Zieńczuk: - W Amice spędziłem ponad cztery lata, w Wiśle pięć, a w Ruchu w czerwcu będzie cztery i pół roku. Nie sądziłem, że tak długo będę grał w Chorzowie. Jak widać stabilizacja jest dobra dla mnie i po kolejnych sezonach nikt nie próbował się mnie pozbyć z klubu. To też świadczy, że ta robota nie jest najgorzej wykonywana. Potwierdzają to także wyniki. W czasie mojej gry w Ruchu drużyna dwukrotnie stawała na podium. Uważam, że to bardzo dobry wynik i cieszę się, że mogłem zapisać się w historii tego klubu.
Czy działacze rozmawiali już z tobą na temat nowej umowy? Obecna wygasa w czerwcu.
- W przypadku starszych piłkarzy negocjacje zaczynają się przy wygaśnięciu tego kontraktu. Jakoś nie przebieram nogami, zbytnio się nie denerwuję. Wiem, jaka jest sytuacja chłopaków, większości kończą się umowy. Mamy cel do osiągnięcia i na tym się koncentruję. Jeśli będzie dobra praca, to myślę, że nie będzie problemu z podpisaniem kontraktu tu czy gdzieś indziej. Życie piłkarza jest takie, że czasem chcesz zostać w danym klubie, ale niekoniecznie ten klub będzie chciał ciebie. Nie można sobie zamykać innych dróg. Już dwukrotnie przedłużałem kontrakt z Ruchem i udowodniłem, że dobrze się tutaj czuję. Mam nadzieję, że w tym sezonie osiągniemy to, co sobie założyliśmy. Ambitne cele na razie trzeba odłożyć, ale w myśl zasady z ostatnich lat - za rok znów będziemy na podium, więc warto byłoby przedłużyć.
Marcin Malinowski wkrótce skończy 40 lat. Ty również chciałbyś grać do czterdziestki?
- Na pewno jest to motywacja. Biorąc Marcina pod uwagę, zostały mi jeszcze 4 lata gry. Marcin gra też na innej pozycji. Granie w linii pomocy wymaga jeszcze większego nakładu sił jeśli chodzi o treningi i same mecze. Tylko poprzez dobre prowadzenie i unikanie kontuzji można tak długo grać.
Fizjoterapeuta Ruchu Włodzimierz Duś mówił, że starsi piłkarze są coraz bardziej świadomi i wiedzą, jakie odżywianie jest dla nich korzystne. Czy jak byłeś młodszy, to czasami chowałeś frytki pod liść kapusty?
- Przede wszystkim trzeba zachować zdrowe zasady. Frytki zawsze można zjeść, byle nie robić tego codziennie. Przeżywałem takich trenerów, że rzeczywiście trzeba było chować te frytki. Próbował to kiedyś wprowadzić Werner Liczka w Wiśle. Sprawdzało się to na tydzień. Później trenerzy z reguły dają sobie spokój. Jeśli ktoś nie chce, to nie będzie się zdrowo prowadził, bo nie jest to w jego charakterze. Czasami można wyprowadzić na dobrą drogę jedną, dwie osoby, ale z całą drużyną nie ma co walczyć. Gdy kiedyś Dan Petrescu w pierwszy dzień obozu zobaczył co niektórzy wkładają na talerz, to później do końca zgrupowania jedliśmy makaron z sosem. Trochę go rozsierdziliśmy.
Młodzi zawodnicy mają problem z odmawianiem sobie?
- To wszystko zależy od charakteru. Jeśli ktoś ma talent i chce zrobić karierę, to musi się ukierunkować na sukces i tą drogą iść, bo drogi na skróty nie ma. Zdarzają się perełki, które jedzą frytki i robią karierę, ale nie jest to droga do celu.
Jakie masz obecnie wyniki w biegu na 30 metrów? Czy to się zmienia na przestrzeni lat?
- Na pewno traci się na szybkości. Nie ma się co oszukiwać. Wyniki testów szybkościowych nie są do końca wymierne. Byli tutaj piłkarze bardzo szybcy, którzy w testach szybkościowych osiągali rewelacyjne wyniki, ale z piłką przy nodze jednak bywało gorzej. Szybkość jest ważna, ale można ją zrekompensować czymś innym. W naszym zespole są zawodnicy, którzy nie są szybcy, jak np. Łukasz Surma, ale za to myśli szybko na boisku, podejmuje szybkie i trafne decyzje. Potrafi przewidzieć, co się zaraz wydarzy. Zawodnikom, którzy szybciej biegają niż myślą tego brakuje.
Takim przykładem był chyba Wołodymyr Tanczyk.
- "Taniu" robił bardzo dobre wrażenie przez dwa pierwsze tygodnie i byłem pewien, że to będzie duże wzmocnienie, ale z każdym treningiem gasł. Nie wiem, czym to było spowodowane. Trafił do Łęcznej i może tam pokaże swoje możliwości. Czasami tak jest, że trafia się do klubu, w którym ciężko rozwinąć skrzydła, a pół roku później jest już zupełnie inaczej.
W Turcji nie jesteś oszczędzany przez rywali. Najpierw zostałeś boleśnie trafiony w szczękę, a w sparingu z Horizontem brutalnie wycięty. Kiedy wychodzisz na boisko, myślisz o urazach?
- Im częściej człowiek o tym myśli, tym częściej mu się takie rzeczy zdarzają. My, starsi zawodnicy, zdajemy sobie sprawę, że poważna kontuzja może zakończyć karierę. Nie jest przyjemne kończyć karierę przez kontuzję, a nie z własnego wyboru. A najgorsze jest to, co przeżył Marcin Baszczyński. Przechodził rehabilitację bez takiego bodźca, jakim był kolejny mecz. Nie chciałbym przychodzić i po siedem godzin dziennie się rehabilitować. Nie chcę zostać inwalidą. Chciałbym pojeździć na nartach, a z rozwalonymi nogami byłoby to niemożliwe.
Obecnie chyba nie możesz jeździć na nartach.
- Dokładnie. Mamy zapisy i staram się ich przestrzegać. Rozrywki trzeba zostawić z boku. Piłka jest dla mnie ważniejsza niż przyjemności. Jeszcze będzie czas to nadrobić. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz jeździłem na nartach. Raczej preferowałem deskę, ale myślę, że przy dzieciach trzeba będzie wrócić do nart. Ogólnie sporty ekstremalne nie są wskazane. Nie można też jeździć na motorze. Mam skuter, który nie przekracza pojemności, więc nie można go nazwać motorem.
Świetne wyniki w sparingach mają dla was duże znaczenie, czy raczej podchodzicie do tego na luzie?
- Na luzie na pewno nie. Wygrane budują całą otoczkę i dodają pewności siebie. Obojętnie z kim byśmy nie grali, czy z zespołem ukraińskim, czy z polskim drugoligowcem, to trzeba wygrywać. Trzeba nauczyć się wygrywać. Przegrywanie łatwo wchodzi w kości i można wpaść w taki dół, że staje się to rutyną. Chcemy wygrywać każdy sparing. Nieźle to wygląda. Fakt, nie gramy z PSG czy lepszymi zespołami, bardziej wymagającymi, ale nasi rywale to też nie są kelnerzy. Wszystko jest na dobrej drodze, ale i tak zweryfikuje to liga. Nie mamy już czasu do stracenia. Musimy od razu zacząć z grubej rury. Musimy wygrywać.
Czujecie, że jesteście już w dobrej formie?
- Myślę, że to jeszcze przyjdzie. Jesteśmy na dobrej drodze. Zawsze się mówi o świeżości, ale jednak przy dwóch treningach dziennie nie ma jeszcze takiego entuzjazmu, polotu. Po powrocie do Polski będzie czas na odpoczynek. Będziemy mieli dwa dni wolnego. Każdy musi spożytkować ten czas tak, aby odpowiednio wypocząć. Ten tydzień przed ligą będzie bardzo ważny. Mam nadzieję, że odpalimy od pierwszej kolejki, bo inaczej sobie tego nie wyobrażamy.
Notował: Neo (Niebiescy.pl)
