Łukasz Surma ma na swoim koncie najwięcej rozegranych meczów w ekstraklasie i być może także... zgrupowań. - To już będzie gdzieś czterdzieste! - uśmiecha się "Surmik", który pamięta wiele ciekawych sytuacji związanych z obozami przygotowawczymi.
Kiedy Surma rozpoczynał piłkarską karierę, w Polsce nie jeździło się na zagraniczne zgrupowania. - Pewnie głównie z powodów ekonomicznych, bo drogie były chociażby loty. Gdy w Wiśle Kraków pojawił się pan Cupiał, to ten klub było już stać na takie wyjazdy i ja się na jedno z takich zagranicznych zgrupowań załapałem. Trenerem był wtedy Wojciech Łazarek, który zabrał nas do Izraela, gdzie później grałem. Mieszkaliśmy na północy kraju. Pamiętam, że byliśmy zszokowani na widok tamtejszych boisk, a także tym jakie drużyny tam przyjeżdżają. Właśnie wtedy w Izraelu graliśmy sparing z Dynamem Kijów, w którym grali Rebrow i Szewczenko. Przegraliśmy tylko 1:2 i byliśmy szczęśliwi, że nas nie rozjechali, bo trzeba pamiętać, że była to drużyna, która rozbiła Barcelonę w Lidze Mistrzów aż 4:0 - wspomina doświadczony pomocnik Ruchu. - Życie w Izraelu wygląda tak, że co chwilę coś się dzieje. Trener Łazarek, który pracował tam wcześniej w Hapoelu Kfar Saba wiedział, że np. latające nad głowami myśliwce to coś normalnego. Dla nas piłkarzy na pewno nie było to normalne. Nasze żony wydzwaniały z Polski mówiąc, że robi się tam niebezpiecznie. Przestraszyliśmy się i całą drużyną chcieliśmy wracać. Trener Łazarek nam to wyperswadował, przekonywał nas, że tylko w pewnych miejscach jest groźnie, natomiast my możemy czuć się bezpiecznie. Ja się o tym przekonałem dopiero wtedy, gdy sam grałem w Izraelu. Ostatecznie dokończyliśmy to zgrupowanie - dodaje.
Zgrupowanie w Izraelu mogło się dla "Surmika" skończyć nieciekawie... - Pamiętam, że wtedy dostawało się bilety lotnicze od razu w dwie strony. Wręczone przez kierownika bilety należało zachować na powrót. Ja o tym nie wiedziałem i oczywiście wyrzuciłem. Byłem wtedy młodym zawodnikiem. Jechaliśmy na lotnisko, a ja nie miałem biletu, wpadłem w panikę. Bałem się reakcji starszych zawodników, że przeze mnie mogą być jakieś problemy. Na szczęście udało się to jakoś przebukować i wróciłem z drużyną do Krakowa - opowiada.
Izrael nie był rzecz jasna jedynym krajem, który wybierały polskie drużyny. - Z Legią często jeździłem na Cypr, a Turcja stała się popularna w ostatnich pięciu, może sześciu latach. Pamiętam jeszcze zgrupowania w Chorwacji. Trener Edward Lorens zabrał nas kiedyś z Ruchem do Holandii. Temperatura oscylowała tam pomiędzy 7 a 10 stopni, było trochę deszczowo, ale też można było tam potrenować. Kiedyś z Legią byliśmy we Francji. To zgrupowanie wyróżniało się tym, że mieliśmy super sparingi. Graliśmy np. z Paris Saint Germain, Olympique Marsylia czy innymi topowymi zespołami. Na te mecze podróżowaliśmy kolejami TGV. Francja jest olbrzymim krajem, a my jechaliśmy na sparing z jednego końca na drugi w 3 godziny. Na pewno było to dla nas fajne przeżycie - mówi Łukasz Surma.
źródło: Ruch Chorzów / Niebiescy.pl