- W poniedziałek wylatuję do Japonii i przygotowuję się na to, że już tam zostanę. Wczoraj ostatni raz trenowałem z Ruchem, a popołudniu pożegnałem się z chłopakami - mówi
Krzysztof Kamiński, który zostanie bramkarzem drużyny Jubilo Iwata, jeśli tylko pozytywnie przejdzie testy medyczne.
Zapraszamy do przeczytania fragmentów wywiadu z "Kamykiem", który spędził na Cichej dwa i pół roku.
Twój transfer jest sporym zaskoczeniem ze względu na obrany kierunek. Dlaczego Japonia?
Krzysztof Kamiński: - Rzeczywiście kierunek azjatycki nie jest zbyt popularny w Polsce. Od kilkunastu lat żaden polski piłkarz nie grał w Japonii. Jest to kierunek pod pewnym względem egzotyczny, ale z drugiej strony ten kraj jest bardzo wysoko rozwinięty.
A pod tym względem najważniejszym dla Ciebie, czyli piłkarskim?
- Zasięgnąłem trochę języka u osób, które w śledzą azjatycką piłkę. Pod względem piłkarskim liga japońska jest bardzo mocna. Jest to inna liga niż w Chinach, gdzie w futbol pompuje się strasznie duże pieniądze i sprowadza znanych zawodników i gdzie gorzej jest z organizacją i infrastrukturą. W Japonii to wszystko jest dużo lepiej poukładane. Na wysokim poziomie stoi chociażby system szkolenia. Na razie bazuję na tym, czego się dowiedziałem, bo sam nigdy tam nie byłem.
Myślisz, że transfer do Japonii jest dla ciebie awansem sportowym?
- Mam nadzieję, że tak. Chcę się rozwijać i wydaje mi się, że potrzebowałem takiego kroku w przód, żeby tę poprzeczkę zawiesić sobie trochę wyżej. Liga japońska jest mocna. Wydaje mi się, że drugi poziom nie jest słabszy od naszej Ekstraklasy. W drugiej lidze japońskiej grał będzie np. Diego Forlan, Jego klub Cerezo Osaka spadł właśnie z Dywizji 1, a mimo to, on nadal chce tam grać. Są tam na pewno ciekawi zawodnicy i jest to rynek, na którym można się wypromować. Piłkarze z Japonii często zasilają silne europejskie kluby. Japończycy są mocno obserwowani, chociażby przez Niemców czy Austriaków. Z drugiej strony Japonia jest zakochana w Niemczech, w niemieckiej organizacji. Od naszych zachodnich sąsiadów na swoje podwórko przenoszą modele organizacji, zarządzania, licencje, gwarancje bankowe. Uważam, jest to dla mnie krok w przód zarówno pod względem sportowym, jak i finansowym. Pod wieloma względami była to bardzo atrakcyjna oferta. Czuję, że ona pozwoli mi się rozwinąć. Nie kończę kariery, chcę grać w piłkę i idę trochę inną drogą. Może okaże się ona skuteczna.
(...)
Jak szatnia zareagowała na twoje odejście?
- Byli mocno zaciekawieni. Wypytywali o różne aspekty i czy naprawdę będę grał w Japonii. Tak jak mówiłem, nie jest to w naszym kraju popularny kierunek, dlatego takie informacje szokują. Mam nadzieję, że zrobię dobrą reklamę polskiej piłce i może przetrę szlaki dla piłkarzy z naszego kraju. Minusem na pewno jest odległość, ale w dzisiejszych czasach rozwoju komunikacji nie jest to problemem. Największa bariera może wystąpić w psychice.
(...)
Jak oceniasz czas spędzony przy Cichej?
- Mój pobyt w Ruchu to była sinusoida, wzloty i upadki. Przychodziłem jako trzeci bramkarz, po Michale Peskoviciu i Matko Perdijiciu. Miałem się od kogo uczyć. Po cichu pracowałem u ich boku i pod koniec sezonu dano mi szansę debiutu w meczu pucharowym z Legią. Byłem trochę zdziwiony, że tak dobrze się zaprezentowałem w tych moich pierwszych spotkaniach. Może trochę się tym zachłysnąłem. Ta euforia później opadła i przytrafiły się słabsze występy, przez co do bramki wrócił Michal Pesković. Kolejny sezon zaczynałem jako pierwszy bramkarz. Nasz początek nie był najlepszy, a ja swoje występy zakończyłem w pamiętnym meczu z Jagiellonią, którego wolałbym nie pamiętać. Pracę stracił trener Jacek Zieliński, zastąpił go Jan Kocian, który postawił na Michała Buchalika. Miejsce w bramce odzyskałem pod koniec sezonu, znowu na mecz z Legią. To była sinusoida. Dopiero w tej minionej rundzie udało mi się ustabilizować formę i złapać regularność.
(...)
Czego będzie ci brakowało z tego "chorzowskiego klimatu"?
- Na początku na pewno szatni, kolegów z zespołu. Różnice wiekowe w chorzowskiej szatni są ogromne. Z jednej strony Marcin Malinowski i Łukasz Surma, a z drugiej młodzi Michał Helik czy Maciek Urbańczyk. Mimo tego wszyscy trzymają się razem, nie ma grupek, wszyscy żartują, nikt się nie obraża. Czegoś takiego jeszcze nie spotkałem i na pewno ta atmosfera i klimat wyróżnia Ruch ze wszystkich klubów w lidze.
źródło: Ruch Chorzów / Niebiescy.pl