- W Ruchu przestało się biegać po górach dużo wcześniej niż w innych klubach. Gdy przyszedłem do Chorzowa w 1998 roku, było tu już zupełnie inne podejście do piłki - opowiada Łukasz Surma.
Rekordzista ekstraklasy pod względem liczby występów rozpoczął swoją karierę w Wiśle Kraków, do której trafił, gdy był nastolatkiem. - Na pierwszy zimowy obóz zabierało się wtedy piłki... lekarskie. Najczęściej jeździliśmy w góry, do Zakopanego. Pamiętam taki ośrodek na Kalatówkach. Tam jeździło się bardzo często i zaliczało wszystkie szczyty - przede wszystkim Kasprowy Wierch - wspomina 37-letni piłkarz.
- Kiedyś, w tych okresach przygotowawczych było podejście "słaba kość pęka". W klubach sportowych nie było takich urządzeń jak dzisiaj. Ci najsłabsi odpadali. Pamiętam obozy, gdy jechało 30, a wracało 10 pełnosprawnych zawodników. W tej chwili to wszystko wygląda zupełnie inaczej - przyznaje Łukasz Surma, który spod Wawelu przeniósł się na Cichą. - W Ruchu przestało się biegać po górach dużo wcześniej niż w innych klubach. Gdy przyszedłem do Chorzowa w 1998 roku, było tu już zupełnie inne podejście do piłki. Nie było już puszczenia ludzi w las i "jak najwięcej, jak najkrócej, jak najszybciej". Tego już nigdy nie będzie - zaznacza.
- Fajnie, że się załapałem na obydwa okresy, bo mam porównanie. Mogę się cieszyć, że teraz są inne przygotowania, racjonalne, bardziej zrównoważone, zbilansowane. Przekazuję młodszym, aby również to doceniali - przyznaje.
Świąteczna rozmowa z Łukaszem Surmą.
Łukasz Surma wygląda na osobę, która z wielką przyjemnością rozpoczyna trudne i wymagające zimowe przygotowania. Jaka jest na to recepta? - Podczas urlopu zawsze chcę się stęsknić za pracą, za piłką, dlatego staram się zupełnie odizolować od świata piłkarskiego - tłumaczy i jednocześnie z uśmiechem wspomina okres świąteczno-noworoczny. - Tym razem urlop spędziłem w Gdańsku, a to trochę dziwna sytuacja, bo gdy grałem w innych klubach, to zawsze mnie ciągnęło do rodzinnego Krakowa. Pobyt w Gdańsku ma związek z tym, że zostałem ojcem chrzestnym. To bardzo fajny obowiązek - opowiada "Surmik".
Jeden z najbardziej doświadczonych piłkarzy popiera nie tylko zmiany w okresie przygotowawczym, ale także skrócenie przerwy zimowej. - Kiedyś kończyliśmy ligę w pierwszych tygodniach listopada, a zaczynaliśmy w kwietniu. To była masakra! Nie mogliśmy dogonić nikogo. Taka przerwa półroczna to było zupełne wybicie z rytmu - wspomina z rozgoryczeniem.
- Te wszystkie zmiany, do których doszło na przestrzeni lat, to wielki plus dla polskiej piłki nożnej. Obecnie piłkarze mogą być w formie przez większość roku, a nie tylko od kwietnia do października, jak to było kiedyś - podsumowuje Łukasz Surma.
źródło: Niebiescy.pl