- Nie ma absolutnie żadnego stanu wojennego na obiektach Ruchu przy ul. Cichej w Chorzowie. Obowiązują za to od piątku nowe procedury poruszania się po tymże obiekcie. Zostaliśmy do tego zobligowani przez policję - mówi dyrektor MORiS-u Alina Zawada.
Przybywających dzisiaj na stadion pracowników Ruchu, od prezesów począwszy, poprzez piłkarzy, trenera Waldemara Fornalika czy gości z zewnątrz, przywitała zamknięta brama wjazdowa. By dostać się do środka trzeba było przejść kontrolę, czyli pokazać dowód osobisty i uzyskać stosowną zgodę na wjazd. Działacze Ruchu czyli się tym faktem zaskoczeni i zażenowani.
Dyrektor Alina Zawada tłumaczy w rozmowie z portalem
KatowickiSport.pl, dlaczego Niebieskich spotkała taka niespodzianka.
- Rzecznik prasowa Ruchu podkreślała w mediach, że Ruch nie czuje się odpowiedzialny za to, co stało się z piątku na sobotę (można przeczytać o tym
tutaj), ponieważ zgodnie z ustawą o bezpieczeństwie na imprezie masowej odpowiada za taki obiekt jedynie dwie godziny przed meczem, w trakcie meczu i godzinę po meczu. Zdaniem chorzowskich działaczy - po tym okresie klubu już nic nie dotyczy. Tymczasem prawda o derbowych wydarzeniach jest taka, że odpowiedzialny z ramienia klubu za bezpieczeństwo Krzysztof Hermanowicz, dął już w piątek dodatkową ochronę na stadion, zobowiązał się nie wpuścić na stadion kibiców ze środkami pirotechnicznymi, czyli jednak czuł się współodpowiedzialny za bezpieczeństwo na stadionie, choć potem umył ręce - opowiada.
- Zaznaczam, że nie jest to żaden rewanż z naszej strony. Do takich działań, by w tej dynamicznej sytuacji wdrożyć maksymalne procedury bezpieczeństwa na stadionie Ruchu, zostaliśmy zobligowani przez policję - tłumaczy Alina Zawada.
źródło: KatowickiSport.pl