Ruch Chorzów pożegnał się w poniedziałek z
Janem Kocianem. Włodarze klubu z ul. Cichej 6 uznali, że drużynie potrzeba bodźca, który pomoże jej na nowo uwierzyć w swoje możliwości. Zarząd podziękował słowackiemu trenerowi za współpracę, a kontrakt został rozwiązany za porozumieniem stron. Kocian z wielkim żalem opuszcza klub, drużynę i kibiców, o czym opowiedział nam tuż po zakończeniu rozmów z działaczami.
Jest pan zaskoczony takim obrotem spraw?
Jan Kocian: - Porażka w derbach bolała, ale przed meczem z Górnikiem ustaliliśmy, że niezależnie od wyniku później będą dwa tygodnie, podczas których można by ciężej popracować i poskładać drużynę. Zarząd podjął jednak inną decyzję. Takie jest życie trenerów. Szkoleniowiec musi brać pod uwagę różne możliwości. Najgorsza jest taka, gdy włodarze klubu przestają wierzyć trenerowi. Muszę zaakceptować decyzję działaczy Ruchu. Pożegnaliśmy się jednak w dobrej atmosferze, dogadaliśmy się w sprawie rozwiązania kontraktu, a życie toczy się dalej. Ruch nie może patrzeć na poszczególne osoby. Ruch będzie żyć bez Kociana.
Na czym to polega, że niewiele ponad miesiąc temu Niebiescy byli o krok od gry w fazie grupowej Ligi Europy, a dzisiaj żegnają trenera, który doprowadził do takiego sukcesu?
- Nie wiem, jak to nazwać. To pokazuje, jak niewiele dzieli sukces od porażki.
Co się stało z drużyną?
- Zastanawiałem się, jakie błędy zrobiłem w ostatnim czasie. Nie mam żadnej odpowiedzi na to, co się stało. Myślę, że z czasem dojdą do mnie informacje, w czym był problem.
Mimo to zależało panu na dalszym prowadzeniu zespołu.
- Chciałem dalej pracować w Ruchu. Czuję się tu bardzo dobrze, w mieście, w klubie, z tą drużyną i kibicami. Z każdego kryzysu jest wyjście, jednak taki jest jednak los trenera. W pewnym momencie zapada decyzja i nie ma odwrotu. Tak to już jest, że kiedy kończy się sezon na podium, kiedy gra się w europejskich pucharach, to za sukcesami stoją wszyscy. Natomiast kiedy przychodzi porażka, to pokazuje się jedną osobę. "Ten jest winien, ten musi odejść".
Choć Ruch przegrał 102. Wielkie Derby Śląska, to kibice i tak na koniec skandowali pana imię i nazwisko. Pokazali, że ciągle pana wspierają.
- Słyszałem ich śpiewy. Z jednej strony pomyślałem, że wiedzą, jaka jest moja sytuacja i pokazują, że są przy mnie. Z drugiej strony ciężko było iść podziękować im za doping, tak jak to robiłem po zwycięskich meczach. Pojawiła się taka myśl, ale to były przecież przegrane derby i to mogłoby trochę dziwnie wyglądać. Uroniłem łzy, jak na to wszystko patrzałem.
Bardzo mnie cieszy, że kibice stoją za mną i widzą pracę, jaką tu zrobiłem. Chciałbym im bardzo podziękować za to, jaką podporą byli dla mnie. Byli fantastyczni, zarówno w tych nieudanych derbach, jak i w innych meczach domowych oraz wyjazdowych. Na przykład w Vaduz.
Żałuje pan czegoś, jeśli chodzi o przygodę w Ruchu Chorzów?
- Niczego. To był dla mnie bardzo intensywny i szczęśliwy okres. W poprzednim sezonie drużyna grała na bardzo wysokim poziomie. Trudno jest utrzymać się tak wysoko, ale nie sądziłem również, że będziemy tak nisko. Liczyłem na okolice 8. miejsca, że będziemy mieć więcej punktów. Trudno jednak, aby jedenastu piłkarzy wytrzymało takie tempo.
Szkoda mi tej ostatniej porażki w derbach. Nie chodzi o to, że przez nią straciłem pracę, ale o to, że wiem, co derby znaczą dla kibiców. Ich boli to tak samo jak mnie.
Podpisując w marcu nowy kontrakt z Ruchem zapewne nie przypuszczał pan, że wszystko skończy się tak szybko.
- Każdy trener chce odnosić dobre wyniki. Są też inne drużyny, które są w kryzysach. Mi nie dano zbyt wiele czasu na wyjście z niego. Myślę, że za szybko zapadła ta decyzja.
Co będzie dalej z trenerem Janem Kocianem? Dłuższy urlop, a może nowa praca?
- Ostatnio mówiło się, że piłkarze są wyciśnięci jak cytryna, ale Kocian nie jest. Chcę pracować dalej i zobaczymy, co się wydarzy. Przez kilka dni będę jeszcze w Chorzowie, później pojadę na Słowację. Zobaczymy, co przyniesie czas.
Bardziej polska czy może słowacka liga?
- Oj, ciężko powiedzieć. Dzisiaj zwolniono również trenera w Slovanie Bratysława (śmiech). Uprzedzam jednak, że nie dostałem stamtąd żadnego telefonu. Nie wiem, gdzie będę pracował dalej. Jestem otwarty na wszelkie propozycje. Będąc w Ruchu miałem okazję poznać Ekstraklasę, być może przyda mi się to w kolejnej robocie.
Mariusz Klimek mówi, że drogi klubu oraz pana jeszcze się kiedyś zejdą.
- Wszystko jest możliwe. Trudno coś powiedzieć, bo dopiero co się pożegnaliśmy. Życzę Ruchowi wszystkiego dobrego, niech drużyna jak najszybciej wyjdzie z kryzysu.
Rozmawiał i notował: Neo (Niebiescy.pl)