Wybitny niegdyś bramkarz i trener Górnika Zabrze Hubert Kostka zaprosił w czwartek do swojego domu w Markowicach (dzielnica Raciborza) byłego znakomitego snajpera Ruchu Chorzów Jana Benigiera. Legendarni piłkarze w barwny sposób opowiadali o historii Wielkich Derbów Śląska.
- Był taki okres, że na Śląsku było w lidze jedenaście klubów z naszego regionu! Meczów niederbowych było bardzo mało. Starcie z Ruchem zawsze jednak było szczególne, bo oni byli numerem jeden w Polsce do lat 50. Wtedy pojawił się Górnik i stał się konkurencją, a gdy w 57 roku zdobył mistrza, to już były mecze o prymat na Śląsku. Co prawda w latach 60. nie mieliśmy konkurencji - wspomina Kostka. - W 1972 roku, gdy przyszedłem do Ruchu, zatrzymaliśmy dominację Górnika - ripostuje od razu Benigier.
Hubert Kostka doskonale pamięta, jak przed laty wyglądała sytuacja kibicowska na Górnym Śląsku. - Dzielnice, które teraz należą do Zabrza, czyli Makoszowy, Kończyce, Pawłów. To były dzielnice typowo śląskie. Tam wszyscy kibicowali za Ruchem, mimo że Górnik był mistrzem. Pamiętam, że spotykały nas czasem różne przykrości. W latach 60. każdy z zabrzańskich piłkarzy był zatrudniony w kopalni Makoszowy i tam chodziliśmy po pieniądze. Jak wygraliśmy w derbach z Ruchem, to były gwizdy i wyzwiska, bo staliśmy w kolejce po wypłatę razem z górnikami. Po zwycięstwach z Niebieskimi baliśmy się iść po pieniądze - opowiada.
- Młode pokolenie pyta mnie czasami, czy balowaliśmy po wygranych derbach - mówi Jan Benigier. - Zawsze urządzaliśmy bankiet. Mieliśmy jedną kawiarnię "Delta", która znajdowała się w centrum Chorzowa. Z tyłu była kotara, tam był barek, jak był nalot, to znaczy, ktoś z działaczy czy trenerów sprawdzał czy biesiadujemy, to tam się chowaliśmy. Nikt nie pił czystej wódki, tylko szampan. Skrzyneczka szampana zawsze czekała. Dziewczyny też. Liczyliśmy zawsze na coś więcej, na seks. Jak Hubert mnie bił w bramce na głowę, to ja go w dziewczynach biję! - śmieje się były napastnik Ruchu.
Zapis całej rozmowy można znaleźć na stronie
KatowickiSport.pl.