Prezes Ruchu Chorzów Dariusz Smagorowicz przeżył w poniedziałek bardzo emocjonującą oraz dramatyczną podróż samolotem. Maszyna lecąca z Warszawy do Katowic doznała poważnej awarii i musiała zawrócić. Na Okęciu błyskawicznie zgromadziło się dużo karetek oraz wozów straży pożarnej.
- Było cicho jak makiem zasiał, ale widać było, przepraszam za określenie, że wszyscy są posrani. Jednocześnie przechodziliśmy cały czas szkolenie, gdyby zdarzył się wypadek. Stewardessy spokojnie, raz po raz, tłumaczyły, jak zakładać maskę, gdzie są drogi awaryjnego wyjścia, jak w razie czego pomagać sobie nawazajem - opowiada w rozmowie z dziennikiem "Sport" Dariusz Smagorowicz.
Ostatecznie samolot bezpiecznie wylądował i żadnemu z 60 pasażerów nic się nie stało. - Emocje opadły dopiero w pociągu, gdy w warsie wypiłem dwa piwa. Refleksja nachodzi mnie teraz głównie jedna. Gonię za sprawami Ruchu, staję na rzęsach, by jakoś dopiąć budżet, by sprawy sportowe toczyły się właściwym torem, a mimo to jestem często narażony na niesprawiedliwą krytykę, więc po co mi to wszystko? Życie jest takie krótkie i tak potrafi zaskoczyć, że może warto czasami zwolnić? - mówi prezes chorzowskiego Ruchu.
źródło: Niebiescy.pl / Sport