56% osób głosujących w naszej sondzie twierdzi, że kibice mają takie prawo. Przeciwnego zdania jest
38% z nas. Tylko
6% uczestników naszej zabawy nie zajęło stanowiska. Jakim tematem tym razem postanowiliśmy się zająć? Zapytaliśmy o gwizdanie i wyzywanie własnych zawodników, gdy ci grają słabo. Temat okazał się niełatwym i wśród kibicowskiej braci nie ma jednomyślności. Jak zatem z tym wyzywaniem i rzucaniem obelg jest?
Właściwie nie ma takiego miejsca w Polsce, gdzie zawodnikom własnego klubu nie dostałoby się po uszach. Wielu z nas wychodzi z założenia, że jeżeli nie działa pozytywna motywacja, to należy spróbować negatywnej. Przykłady możemy mnożyć. Pamiętamy, jak kibic Legii "Staruch" uderzył Rzeźniczaka po przegranym meczu z naszym klubem (wówczas trzy bramki strzelił Arkadiusz Piech). Długo brzmiały echa słynnego wtargnięcia na trening fanów z Zabrza. Wówczas trenerem był sam Henryk Kasperczak i nie potrafił zareagować. Ostatnio upust swoich emocji dają fani Zawiszy, którzy chociażby podczas spotkania z Cracovią wyzywali właściciela i poszczególnych zawodników. To i tak jeszcze nic w porównaniu z zachowaniem kibiców Zagłębia Lubin. Ci swoich zawodników mieli pobić i zastraszać. U nas na szczęście do takich sytuacji w ostatnim czasie nie doszło, ale trudno zaprzeczyć, aby z trybun nie padały słowa szczególnie brzmiące dla uszu.
"Rumak! Co? Wypier..." - kibice Lecha podczas listopadowego spotkania z Górnikiem Zabrze.
Jak długo chodzę na mecze, a jest to już ponad 20 lat, to nie przypominam sobie, aby któryś z sympatyków Ruchu wyzywał Wojciecha Grzyba, nawet gdy ten grał słabiej niż zwykle. Nie pamiętam też, aby obelgi były kierowane pod adresem Andrzeja Niedzielana, czy Arkadiusza Piecha. Po części to odpowiedź na dylemat z naszej sondy. Najczęściej wyzywamy zawodników, z którymi po prostu się nie utożsamiamy. Zawód piłkarza ewoluował i zmiany barw niejako są wpisane w jego definicję. Dziś dany piłkarz gra w barwach niebieskich, jutro będzie występował w czerwonych, a przed kamerą będzie zapewniał o profesjonalnej postawie i ambicjach. To de facto sprawiło, że i my kibice patrzymy nieco inaczej na zawodników - jak na najemników. Warto przywołać jeszcze jeden przykład. Na szczególne prawa i łaskawsze oko u kibiców może liczyć każdy debiutujący, czy dopiero wchodzący do drużyny zawodnik. A więc z tą krytyką płynącą z trybun wcale tak źle nie jest.
Są kluby, gdzie presja jest po prostu większa. Zdarza się, że na Santiago Bernabeu gwizdy słyszy sam Christiano Ronaldo, a trener traci pracę mimo zdobycia mistrzostwa. W Polsce łatwiej można podpaść warszawskiej żylecie czy poznańskiemu kotłowi. Myślę, że my kibice Ruchu też zaliczamy się do tego grona. Na nasz klub zawsze będziemy patrzeć przez pryzmat osiągnięć, tradycji i bogatej historii. Każdy nowy zawodnik, czy trener musi się z tymi elementami i wartościami zmierzyć. Chociaż wielu z nas nie pamięta ostatniego mistrzowskiego tytułu, to w naszych żyłach płynie krew zwycięzców. Choć i tak jesteśmy liberalniejsi niż kibice Ruchu z lat 80-tych, czy 90-tych, to od zawodników w każdym spotkaniu wymagamy ambicji, waleczności i zaangażowania. Słabsza kondycja finansowa klubu nie może być i nie jest żadnym wytłumaczeniem.
Zazwyczaj tam gdzie zawodnicy są bardziej strofowani, tam ci sami fani potrafią tworzyć świetną atmosferę. Stadion przy Cichej mimo słabszej akustyki nie należy do miejsc, gdzie drużyny przeciwne lubią przyjeżdżać. Ciężko rozgrzewać się, czy bić rzuty wolne przeciwnikom spod Dziesiony. Na szczególne powitanie i traktowanie zawsze może liczyć Patryk Małecki, czy Marcin Kikut. Z drugiej strony należy pamiętać o specjalnej magii w relacjach. Ostatnio doświadczyli jej Wojtek Grzyb, Andrzej Niedzielan, Arek Piech, Waldemar Fornalik, czy obecny szkoleniowiec Jan Kocian. Potrafimy tworzyć też wręcz magiczną atmosferę, na przykład podczas każdych Wielkich Derbów Śląska.
Arek Piech zawsze w Chorzowie może liczyć na przywitanie i specjalne traktowanie.
Często da się słyszeć, że kibic po prostu ma prawo krytyki i wyzywania. Przychodzi na stadion w ramach swojego wolnego czasu. Oczywiście każde zachowanie ma wytyczone granice dopuszczalności, swoje ramy. Trzeba też pamiętać, że obiekt piłkarski to nie teatr, czy opera, czy nawet kort tenisowy. To co wielu na nie przyciąga, to właśnie specyficzna atmosfera, żywiołowość trybun. Polska, chociaż na mapie futbolowej nie jest potęgą, to już na polu kibicowskim zalicza się do czołówki. Musimy popracować jedynie nad frekwencją.
Zastanawiałem się, komu na koniec zadedykować powyższy tekst. Nasz serwis odwiedza wiele młodych osób, w tym przyszłych zawodników i im właśnie jest on dedykowany. To od samych piłkarzy zależy, jakie relacje będą ich wiązać z kibicami. My sympatycy Niebieskiej eRki wiemy, że w jednym klubie można grać przez całe życie, bo taki przykład dał Gerard Cieślik, który dla nas jest świętością. Piłka nożna to nie tylko pieniądze, ale także emocje. Kariera przeminie, szacunek i pamięć pozostaną na zawsze.
Marco FC K-ce
[email protected]