Po zwycięskim meczu z Koroną Kielce, w Chorzowie wszyscy odczuli ulgę. Tym bardziej, że ostatnie dni były dla przyszłości Ruchu Chorzów kluczowe - władze klubu do końca marca zmuszone były złożyć dokumenty licencyjne na kolejny sezon T-Mobile Ekstraklasy. O odczucia po ostatnim spotkaniu, plany na przyszłość, perspektywę współpracy z rynkiem chińskim, Bartłomieja Jamroza czy sytuację finansową klubu w związku z procesem licencyjnym zapytaliśmy prezesa chorzowskiego klubu,
Dariusza Smagorowicza.
Odczuł pan ulgę po dzisiejszym meczu?
Dariusz Smagorowicz: - Tak... Zdecydowaną! Wygrywanie, to jednak wspaniałe uczucie. Brakowało tego chyba nie tylko mnie, ale i wszystkim kibicom.
Gra była dla pana satysfakcjonująca?
- Gra również była na dobrym poziomie, podobnie jak i wynik. Nie będziemy dziś wybrzydzać i nikt w domu nie będzie rozpaczać, że był to słaby mecz.
Co czuł prezes klubu, po świetnej serii sześciu wygranych spotkań, a następnie po nagłym kryzysie, który dotknął Ruch?
- To chyba normalne w piłce, że takie serie się zdarzają. Bardzo się cieszę, że my akurat mieliśmy taką, że wygraliśmy sześć spotkań z rzędu. Każdy się cieszył, każdy kibic, jednak po każdej wygranej trzeba się liczyć z tym, że przyjdzie również i porażka. Jednak i trener, i my zachowywaliśmy spokój, bo wiedzieliśmy, że prędzej czy później te zwycięstwa znowu przyjdą. Ta praca, którą wykonuje nasz sztab szkoleniowy - trenerzy Kocian i Fornalak, trener od przygotowania fizycznego Leszek Dyja, jest cały czas taka sama. Z tego co się orientuję, to została wprowadzona mała korekta, która spowodowała, że dziś było znacznie lepiej.
Po awansie na podium pozostaje pytanie, co dalej. Ruch będzie grał o europejskie puchary?
- Nie chciałbym mówić tak pochopnie. Myślę, że cały czas powinniśmy chłodzić głowy i tonować nastroje, co wydaje się być dobrą drogą. Ruch musi znać swoje miejsce i zawodnicy, i zarząd będziemy do tego podchodzić cały czas, jak do kolejnego meczu. Czyli jakiś cel - wygrana, a może ona nas do czegoś przybliży?
To jakie jest wymarzone miejsce pana prezesa na koniec rozgrywek?
- Najlepsze z możliwych do osiągnięcia. Przepraszam, że odpowiadam tak wymijająco. Chcielibyśmy na pewno wygrywać każdy mecz.
Gdyby jednak awans nastąpił, to Ruch będzie grał u siebie czy zmuszony będzie pan szukać zastępczego lokum?
- Z mojej wiedzy wynika, że wymogi UEFA się nie zmieniły od ostatnich dwóch lat w jakiś drastyczny sposób. Jeżeli ten nasz stadion przechodził przez restrykcyjne parametry UEFA, przynajmniej w eliminacjach do Ligi Europy, to myślę, że w tym roku Cicha da sobie radę.
Mniej przyjemną rzeczą była wypowiedź Marcina Kikuta w programie "Cafe Futbol", który stwierdził, że być może będzie dochodził się od Ruchu odszkodowania. Według pana były obrońca Lecha Poznań ma w tym słuszność?
- Myślę, że Marcin Kikut kocha pieniądze i gdziekolwiek, jakakolwiek szansa się pojawi, żeby u schyłku swojej kariery cokolwiek wyszarpać, to będzie się o to bardzo starał.
To światełko w tunelu finansowej stabilności ma szansę zaświecić jeszcze mocniej?
- To nie jest światełko w tunelu, tylko my spokojnie przygotowywaliśmy się od dłuższego czasu do tego, żeby z końcem marca wymagane dla licencji zobowiązania spłacić i to zrobiliśmy. Sytuacja finansowa... Myślę, że dalej jest daleka od ideału i przyznam, że przed nami ciężka praca. Jedno mogę obiecać, że będziemy nadal pracować, by było lepiej, a sytuacja nadal się poprawiała.
Czyli odpiera pan zarzuty piłkarskiej centrali, że wszystko było robione na ostatni moment?
- Termin końcowy był wyznaczony na ostatni dzień marca, na godzinę 24. My zdążyliśmy przed tym terminem i w związku z tym wszystko odbyło się w obrębie przepisów.
A Bartłomiej Jamróz? Ruch ma wobec niego dług?
- Powtórzę to, co powtarzam od czterech czy pięciu lat - my nie mamy żadnego zadłużenia wobec pana Jamroza i to jest nasze ostateczne stanowisko potwierdzone zresztą uchwałami PZPN z 2008 roku o wykonaniu przez Ruch wszystkich elementów planu naprawczego, który zrealizowaliśmy. Wydaje mi się, że jesteśmy jedynym klubem w ogóle w Polsce, który taki plan zrealizował. Chyba żaden inny grający w tej chwili w polskiej Ekstraklasie, nie chciałbym tu przytaczać nazw klubów, a mógłbym wymienić kilka, nie podszedł nawet do takiego planu, żeby cokolwiek zrealizować. Wystarczyło im tylko zostawienie wszystkich z długami, spadek do czwartej ligi czy skorzystanie z innej licencji. Temat jest już nieaktualny, jestem spokojny co będzie dalej.
Czy w poprawie finansów może pomóc nawiązana niedawno współpraca z rynkiem chińskim?
- Jesteśmy bardzo zainteresowani tym rynkiem. W szczególności jeżeli chodzi właśnie o współpracę, możliwość promocji i pokazania się. Myślę, że bardzo wielu klubom nie tylko w Polsce, ale i Europie zależy, żeby taką współpracę z rynkiem wschodnim nawiązać czy to szkoleniową, czy organizacyjną. Myślimy poważnie nad wyjazdem i zagraniem kilku meczów w Chinach. Jest to ciekawy, rozwijający się rynek i nie mamy się czego wstydzić. Barcelona rozgrywa od dłuższego czasu swoje mecze pod rynek azjatycki i nikt się z niej nie śmieje. Także myślę, że to dobry kierunek.
Wiadome są jeszcze jakieś szczegóły tej współpracy?
- Na razie nie wiadomo. Pojawiła się pierwsza grupa piłkarzy, być może później przyjedzie następna. Trwają ciągle rozmowy. W zależności od tego, jak rozgrywki się potoczą, Ruch prawdopodobnie się tam wybierze. To na pewno bardziej perspektywiczny kierunek niż wyjazdy do Stanów Zjednoczonych i Polonii, ponieważ może coś więcej tego wynikać.
Rozmawiał: Luki (Niebiescy.pl)