Ruch Chorzów dał dziś lekcję futbolu Koronie Kielce. Niebiescy wygrali całkowicie zasłużenie 2:0, a wynik jest tylko najniższym wymiarem kary, ponieważ okazji chorzowianie mieli znacznie więcej szans na podwyższenie wyniku. Przy Cichej forma Ruchu wróciła wreszcie do normy. Premierowe trafienie w Ekstraklasie zaliczył Jakub Kowalski.
Większy komfort psychiczny miał przed spotkaniem Jan Kocian. Do składu wrócili dwaj kluczowi gracze Łukasz Surma i Grzegorz Kuświk, od których zdrowia wiele zależy. Naturalny zastępca "Surmika", czyli Bartłomiej Babiarz nie wrócił jednak na ławkę rezerwowych. Słowak zdecydował, że Ruch tym razem zagra jednym napastnikiem i dał odpocząć Maciejowi Jankowskiemu. Szkoleniowiec gości – Jose Rojo Martin, zgodnie z zapowiedzią przemieszał w liniach ofensywnych i tak od pierwszych minut zagrali m. in. Pylypchuk, Petrov czy Khiznichenko.
Mimo, że roboczy tydzień trwał już w najlepsze, to mecz zaczynał się rozkręcać w sennej, czysto niedzielnej atmosferze. Jednak taka taktyka Niebieskich nie mogła dziwić, ponieważ Korona Kielce w ostatnich meczach słynęła z mocnych wejść w spotkanie. Tym razem do 25 minuty kielczanie nie potrafili wykorzystać swojego głównego atutu. Chorzowianie po prostu kontrolowali przebieg gry, kurczowo utrzymując się przy piłce i coraz śmielej przesuwali się pod szesnastkę Małkowskiego. Najwięcej emocji wzbudzały nietypowo rozgrywane przez Ruch stałe fragmenty gry. W rozegraniu uczestniczyło trzech zawodników, którzy do końca trzymali w niepewności defensorów "Złocisto-Krwistych".
Groźnie zrobiło się w 23 minucie, kiedy to Korona de facto po raz pierwszy przeniosła ciężar gry na połowę rywali na dłużej niż kilkanaście sekund. W efekcie Trytko skierował piłkę do siatki po zgraniu Chiżniczenki. Sytuację uratował arbiter liniowy, który podniósł chorągiewkę. Buchalikowi nie pozostał nic, jak wznowić grę po oczywistym spalonym. Ruch na rywali wsiadł cztery minuty później i nie odpuścił już aż do końca. Pierwszy próbował Starzyński, jednak po jego rzucie wolnym futbolówka poszybowała tuż nad poprzeczką. W 28 minucie bliski szczęścia był Zieńczuk, ale znów Małkowski mógł mówić o sporym szczęściu – "Zieniowi" zabrakło niewiele. Przede wszystkim celności, bo szybko oddanemu strzałowi z woleja nie można było nic zarzucić.
Nawałnica chorzowian nieco przebudziła sennych kielczan. W zasadzie pomogli temu obrońcy z Cichej. Stawarczyk z Babiarzem nie zrozumieli się co do tego, kto ma wyekspediować piłkę i ta padła łupem jednego z kielczan, który pomknął w kierunku bramki Buchalika. Tam jednak czekał już Malinowski i wespół z golkiperem Niebieskich opanował sytuację. Mecz na chwilę zaczął przypominać pojedynek bokserski i w odpowiedzi ciosem w postaci dobrej główki próbował ubodnąć rywali Piotr Stawarczyk. To było kolejne poważne ostrzeżenie dla drużyny gości.
Następnego już nie było, choć Chiżniczenko mógł wyprowadzić Koronę na prowadzenie kiedy znalazł się w sytuacji sam na sam. Jednak Stawarczyk najpierw wyczyścił rywala, a na dodatek arbiter liniowy pokazał spalonego. Kolejna akcja przyniosła długo wyczekiwane otwarcie wyniku. Niebiescy wywalczyli korner, do którego wykonania podszedł Filip Starzyński. "Figo" posłał dokładną piłkę na długi słupek w okolicach piątego metra. Tam pojedynek z Stano wygrał Stawarczyk i strzałem głową pokonał Małkowskiego. Nawet ustawiony na linii bramkowej Sobolewski nie był w stanie interweniować. Ostatnią szansę w pierwszej połowie miał jeszcze Starzyński, ale przestrzelił z wolnego.
Drugą połowę mocniej rozpoczęli chorzowianie. Raz po raz nękali rywali czy to szybkimi kontratakami, czy to mozolnie budowanym atakiem. Pierwszą dogodną okazję zmarnował Jakub Kowalski. "Kowal" nie chciał sam kończyć akcji i podaniem szukał kolegi, co skończyło się przejęciem piłki rzez Koronę. Ruch chciał znacząco poprawić i tak już dobrą statystykę strzałów, która po pierwszej połowie zatrzymała się na trzynastce. Jednak kluczowy był wynik, a ten zmienił się w 61 minucie. Tym razem Kowalski był już bezbłędny i z zimną krwią posłał piłkę do siatki obok bezradnego Małkowskiego.
Ruch mając wynik spuścił z tonu, dając trochę pograć rywalom, ale nie na tyle, by mogli poczuć, że gol jest w ich zasięgu. Najgroźniejszą sytuację drugiej połowy dla swojego zespołu miał Chyżniczenko, ale Stawarczyk wślizgiem idealnie w tempo wybił rywalowi z głowy marzenia chociażby o celnym strzale. Niebiescy zaczynali cieszyć się grą, a akcja z 79 minuty była tego najlepszym przykładem – wymiana podań z pierwszej piłki zwieńczona niecelną próbą Zieńczuka i tak wywołała aplauz na trybunach.
W końcówce doskonałą okazję zmarnował Chiżniczenko. Nie wykorzystał sytuacji sam na sam i uderzył wysoko ponad bramką strzeżoną przez Buchalika. Wcześniej jednak gra powinna być przerwana, ponieważ kielczanin był na spalonym. Warto odnotować również pojawienie się po długiej przerwie Macieja Sadloka, który zastąpił wyczerpanego Daniela Dziwniela. Mimo kolejnych prób wynik nie uległ zmianie, a Ruch zakończył nieciekawą serię i wrócił na zwycięską ścieżkę i podium T-Mobile Ekstraklasy.
Zapraszamy do przeczytania naszej
relacji LIVE
Ruch Chorzów 2:0 (1:0) Korona Kielce
Bramki: Stawarczyk 43', Kowalski 61'
Składy:
Ruch: Buchalik - Konczkowski, Stawarczyk, Malinowski, Dziwniel (87' Sadlok) - Kowalski (81' Włodyka), Surma, Babiarz, Starzyński, Zieńczuk (90' Janik) - Kuświk.
Rezerwowi: Kamiński, Jankowski, Mularczyk, Szyndrowski.
Trener: Jan Kocian
Kapitan: Marcin Malinowski
Korona: Małkowski - Golański, Stano, Malarczyk, Sylwestrzak - Sobolewski, Petrow (84' Kiełb), Janota, Pyłypczuk (64' Marković) - Chiżniczenko, Trytko (35' Cebula).
Rezerwowi: Małecki, Biejsiebiekow, Korzym, Ałdaś.
Trener: Juan Jose Rojo Martin
Kapitan: Paweł Golański
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock)
Widzów: 5000 (w tym 150 kibiców Korony)
źródło: Niebiescy.pl