Zwycięstwo w Krakowie! Po zaciętym meczu piłkarze chorzowskiego Ruchu wyszarpali "Białej Gwieździe" trzy punkty. Emocji przy ulicy Reymonta nie brakowało, a dzięki zwycięstwu po bramce Grzegorza Kuświka, Niebiescy kontynuują swój marsz w górę ligowej tabeli. Na razie przystankiem jest druga lokata, ale czy po szóstej wygranej z rzędu znajdzie się ktoś, kto powstrzyma ekipę Kociana?
Słowak nie stosuje rotacji w zespole, dlatego też do gry awizował stare, znajome twarze. Tym bardziej, że w ostatnich meczach podopieczni dali Janowi Kocianowi do zrozumienia, że kredyt zaufania jakim ich obdarzył, zostaje spłacony i to z nawiązką. W Wiśle postawieni zostali na nogi wszyscy ci, którzy musieli w tym meczu zagrać, czyli bramkarz Michał Miśkiewicz, pomocnik Łukasz Garguła oraz najlepszy napastnik "Białej Gwiazdy" - Paweł Brożek. W Krakowie poczuli, że na Górnoślązaków trzeba wytoczyć najcięższe działa.
Niebiescy spokojnie rozpoczęli pierwszą połowę spotkania. Było widać, że chorzowianie skrupulatnie realizowali założenia taktyczne. Brakowało jednak dokładności, która zadecydowałaby o powodzeniu wielu zagrań. Szczególnie kiedy nadarzała się okazja na szybką kontrę. Wisła natomiast nie potrafiła zbytnio wykorzystać atutu własnego boiska i tak okrojonego z atmosfery piłkarskiego święta. Pierwsza akcja, która mogła zmącić spokój pod bramką Michała Buchalika w 12 minucie, to efekt zamieszania w obronie, które ostatecznie naprawili stoperzy Ruchu, jednak gdyby Łukasz Garguła miał trochę więcej miejsca z pewnością nie skończyłoby się tylko na strzale. Chwilowa przewaga "Białej Gwiazdy" jak szybko się zaczęła, tak szybko się skończyła, ponieważ Ruch zaczął pewniej rozgrywać swoje akcje, a gospodarze nie potrafili oddać nawet strzału.
Kolejną część spotkania zdominowały faule krakowian. Szczególnie ostro piłkarzy z Górnego Śląska traktowali Donald Guerrier, Piotr Brożek i Dariusz Dudka. Ten ostatni summa summarum przewinień swojego zespołu zobaczył żółtą kartkę, choć Paweł Raczkowski miał więcej okazji do jej pokazania - bo z 11 fauli Wisły ogółem, przynajmniej 4 były na kartkę. W końcu chorzowianie znaleźli też sposób na rywali - szybsze rozegranie piłki, dzięki czemu na murawie zwiększył się dystans pomiędzy zawodnikami. W 26 minucie znakomitą piłką obsłużony został Grzegorz Kuświk, jednak jego przyjęcie piłki zostawiło ogromny niedosyt - ta uciekła mu na dobre 20 metrów i z bardzo dobrej sytuacji wyszły nici. Chwilę później snajper Ruchu padł powalany przez Bunozę, kiedy urywał się rywalowi, lecz mimo to Bośniak nie został nawet upomniany.
Upływający czas służył tylko Niebieskim, którzy z każdą sytuacją rozwijali coraz bardziej skrzydła. Ofensywne sytuacje mnożyły się, podobnie jak poziom nieskuteczności. Najlepszą okazję do otwarcia wyniku w 43 minucie zmarnował Kuświk. Nie wykorzystał doskonałego dośrodkowania z prawego skrzyła Kowalskiego, który zagrał na centymetry do swojego kolegi. Napastnik z Chorzowa zbyt słabo kopnął futbolówkę, a ta zatrzymała się na rękawicy zadowolonego Miśkiewicza. Chwilę wcześniej rywali postraszył Piotr Stawarczyk, jednak po dośrodkowaniu Zieńczuka, powtórki z WDŚ nie było, ponieważ "Stawar" dość znacznie się pomylił. Ruch miał też inne szanse, lecz w końcowym bilansie pierwszej połowy okazało się, że wspomniana wcześniej szansa Kuświka była drugim celnym strzałem w pierwszej połowie. Na 7 szans. Paweł Raczkowski zakończył pierwszą połowę po niecelnym strzale Filipa Starzyńskiego z rzutu wolnego.
Zmotywowani "Wiślacy" od początku drugiej części starali się pokazać, że nieprzypadkowo są wiceliderem Ekstraklasy. Zakusy rywali na bramkę ukrócił jednak Stawarczyk, a animuszu gospodarzom starczyło tylko na kilka minut. Najlepszą okazję, osiem minut po wznowieniu gry zmarnował Garguła, który z trzech metrów nie był w stanie umieścić piłki w siatce. Ta podniosła się zbyt wysoko, by pomocnik Wisły mógł dobrze uderzyć. Chwilę wcześniej pierwszy groźny sygnał rywalom wysłali Niebiescy - Marek Szyndrowski zdobył gola głową po kornerze, jednak arbiter chwilę wcześniej przerwał grę po faulu Kuświka na obrońcy. Co się odwlekło, nie uciekło chorzowianom - w 52 minucie doskonale na lewym skrzydle znalazł się Dziwniel, po jeszcze lepszym "no look pass" Starzyńskiego. "Dziwny" dopieścił swoje dośrodkowanie tak, że wykiwał obrońców i zagrał dokładnie w to miejsce, gdzie czekał Kuświk. Ten zaś, w podobny sposób jak w konfrontacji z Widzewem umieścił piłkę tuż przy słupku bramki Wisły. Cała akcja natomiast rozpoczęła się od Łukasza Surmy, który miał swój doskonały dzień.
Cztery minuty po trafieniu Kuświka, dobre podanie na wolne pole otrzymał Kowalski. Jednak pomimo ogromnej prędkości, którą rozwinął w sprincie, skrzydłowemu Ruchu zabrakło niewiele, ponieważ Miśkiewicz był o ułamki sekund szybszy. O tym, że szczęście trzeba chwytać za nogi wiedział Surma. Jego uderzenie z dystansu golkiper gospodarzy sparował na rzut rożny, ale uczynił to z ogromnymi problemami. Zegar pokazywał blisko pół godziny do zakończenia spotkania, a Niebieskim ciągle było mało. Choć sami temu zaprzeczyli, oddając rywalowi inicjatywę. "Biała Gwiazda" nie potrafiła tego prezentu wykorzystać. Szansa Guerriera z bliskiej odległości była najklarowniejszą, lecz futbolówka przefrunęła kilka metrów ponad poprzeczką.
Kolegów z drużyny postanowił obudzić Kuświk. Najpierw jednak doskonałą piłkę za plecy obrońców zagrał Maciej Jankowski. Strzelec pierwszej bramki dla Ruchu nawet nie popatrzył na bramkę, tylko huknął z całej siły i odprowadził swoje uderzenie wzrokiem. Niestety, na drodze do siatki stanął słupek, a dobitka Zieńczuka nie była już na tyle mocna, by zaskoczyć Miśkiewicza. W 76 minucie zakotłowało się pod bramką Buchalika. Defensorzy z Chorzowa źle wybili centrę rywali i piłka znalazła się pod nogami Brożka, który wystawił ją na głowę Chrapka. Pewne wyrównanie cudem odroczył Stawarczyk, który włożył głowę tam, gdzie powinien. "Wiślacy" wyrównali w 89 minucie, jednak zrobili to wbrew przepisom. Gol padł ze spalonego, jednak cała akcja przypominała sceny z dobrego filmu akcji. Najpierw Sarki wyciągnął piłkę praktycznie zza linii końcowej boiska, dograł do Pawła Brożka, ten zgrał do Stilicia. Bośniak uderzył z powietrza, a bramkarz Ruchu sparował piłkę tak niefortunnie, że ta poleciała wprost pod nogi Michała Szewczyka. Chorzowianin zrehabilitował się jednak broniąc uderzenie rywala. Tyle że futbolówka znów znalazła się u Brożka, który trafił w poprzeczkę, co znów poprawił Stilić, tym razem już do siatki. Arbiter główny nie miał jednak wątpliwości, że Szewczyk i Stilić byli na spalonym, a euforia przy Reymonta była przedwczesna.
Po 93 minutach w ekstazę wpadli za to kibice Ruchu, dla których najważniejszymi informacjami tego wieczora były:
a) zwycięstwo z Wisłą, o tyle cenne, że od maja 2013 roku żadna ekipa nie wywiozła z Reymonta trzech oczek,
b) szósta wygrana z rzędu,
c) awans na drugie miejsce T-Mobile Ekstraklasy.
Wyraz swej radości dali przy Cichej, gdzie licznie powitali swoich pupili. Wynik poszedł w świat, ale jedno jest pewne - tego Dnia Kobiet Niebiescy Fanatycy nie zapomną długo.
Zapraszamy do przeczytania naszej
relacji LIVE
Wisła Kraków 0:1 (0:0) Ruch Chorzów
Bramka: Kuświk 52'
Żółte kartki: Dudka, Piotr Brożek, Bunoza - Stawarczyk, Malinowski
Składy:
Wisła: Miśkiewicz - Dudka, Nalepa, Bunoza, Piotr Brożek - Garguła, Chrapek, Stjepanović (55' Sarki), Stilić, Guerrier (81' Szewczyk) - Paweł Brożek.
Rezerwowi: Bieszczad, Uryga, Bartosz, Klarić.
Trener: Franciszek Smuda
Kapitan: Łukasz Garguła
Ruch: Buchalik - Szyndrowski, Malinowski, Stawarczyk, Dziwniel - Kowalski, Surma, Starzyński, Jankowski, Zieńczuk (90' Smektała) - Kuświk.
Rezerwowi: Kamiński, Gigołajew, Konczkowski, Mularczyk, Sadlok, Babiarz.
Trener: Jan Kocian
Kapitan: Marcin Malinowski
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa)
Widzów: 10288 (mecz bez udziału zorganizowanej grupy kibiców Ruchu, na których ciążył zakaz wyjazdowy)
|
źródło: Niebiescy.pl