- Gdy Kocian pojawił się na Cichej, to padło zdanie o "niemieckiej szkole". Niemieckich wzorcach. Ktoś mógł się wtedy obśmiać, bo przecież gdzie tam Ruchowi do Bundesligi. Tyle że nam chodziło o pewien przekaz. Jasny przekaz: gdzie na pierwszym miejscu jest praca, szacunek dla drugiego człowieka, taktyka, która odpowiada potencjałowi drużyny - wspomina Mariusz Klimek, który był pomysłodawcą ściągnięcia Jana Kociana do Chorzowa.
Czas pokazał, że pomysł doradcy zarządu klubu ds. sportowych był strzałem w dziesiątkę. - Trener Kocian miał dla zawodników właśnie taki prosty przekaz. Nie zagadał ich. Nie roztaczał śmiałych wizji. Jasno określił, czego oczekuje od drużyny. Dostosował taktykę do możliwości zawodników - mówi Klimek. - Gdy jesienią ubiegłego roku wróciłem do klubu, to szatnia nie była jednością. To był zbiór osób, które miały co prawda wspólny cel, ale nie działały tak, żeby go osiągnąć. Teraz patrzę na Ruch i widzę dobrze rozumiejący się zespół. Widzę złość po nieudanych zagraniach. Widzę wsparcie kolegów dla tego, któremu na boisku coś nie wyszło. To budujące - dodaje w rozmowie z portalem
Slask.Sport.pl.
Choć wiele osób przesądziło już, że Niebiescy zapewnili sobie miejsce w pierwszej ósemce, Klimek radzi poczekać z otwieraniem szampanów. - Wciąż brakuje nam do osiągnięcia tego celu trzech, może czterech punktów. Na razie jesteśmy w ósemce jedną nogą - uspokaja.
źródło: Niebiescy.pl / Slask.Sport.pl