- Byłem z kadrą w Australii, Malezji, w Singapurze, więc ten Hamburg nie był dla mnie wtedy żadnym szokiem. Nie miałem problemu, że przyjeżdżam z małej mieściny do milionowego miasta. Najtrudniej było z treningami, tu różnica była ogromna. Wszystko dużo szybsze, dużo intensywniejsze. W Czechosłowacji w tamtym czasie trenowało się długo, nawet po dwie i pół godziny, ale wszystko robiło się powoli, więc właśnie ten element kosztował mnie najwięcej, żeby się dostosować - opowiada trener
Jan Kocian, który udzielił obszernego wywiadu portalowi Weszlo.com. Poniżej prezentujemy jego fragmenty.
Pan jako pierwszy wyjechał z Czechosłowacji do Bundesligi.
Jan Kocian: - Jako jeden z dwóch. Straka prawie w tym samym czasie trafił do Borussii Moenchengladbach.
Jak do tego doszło?
- Na turnieju w Malezji i Singapurze, na którym byłem z reprezentacją, zaczepił mnie niemiecki menedżer i zapytał czy miałbym możliwość wyjechać do zagranicznego klubu. Powiedziałem, że jest taka możliwość, bo mam spełnione wszystkie warunki, które pozwalają mi wyjechać z kraju, czyli ukończone 30 lat, 200 meczów w czechosłowackiej lidze i grę w reprezentacji. Tak naprawdę, te warunki wcale nie były wtedy największym problemem. Większym było to, jak znaleźć klub, który weźmie z Czechosłowacji ponad 30-letniego chłopa i stwierdzi, że jest wystarczająco dobry, żeby grać w Bundeslidze. Wtedy już trochę nie wierzyłem, że to może mi się udać, aż tu nagle ten menedżer znowu się odezwał. Okazało się, że mieszka w Hamburgu i może mnie polecić do Sankt Pauli. Wcześniej musiałem tylko polecieć na dwutygodniowe testy, po których podpisałem kontrakt.
(...)
A te niemieckie treningi, to w sensie intensywności?
- W Bundeslidze stawia się na jakość i intensywność treningu. Z Markiem Bazikiem pracowaliśmy akurat zaraz po tym, jak wróciłem z Niemiec i próbowałem wprowadzić na Słowacji trochę tych niemieckich wzorców. Widziałem, że dla moich piłkarzy to była duża zmiana. Teraz po obozie w Kamieniu też słyszę już od zawodników, że tak ciężko z poprzednimi trenerami nie ćwiczyli. Zwłaszcza ci, którzy przyjechali do nas na testy, byli trochę zaskoczeni. Tym bardziej mi szkoda, że nie było z nami Filipa Starzyńskiego, któremu ta fizyczna podstawa bardzo by się przydała.
(...)
Konsultuje pan taktykę z piłkarzami?
- Zdarza się, że chcę poznać ich zdanie. Trener zawsze ma jakąś swoją wizję, ale musi być też informacja zwrotna, jak reagują na to zawodnicy, jak sobie z tym dają radę. Dlatego mieliśmy już takie rozmowy, ale na zasadzie krótkich konsultacji z niektórymi. Nie pytałem wszystkich w szatni.
Jak odnajduje się pan w sytuacji, w której finanse na każdym kroku wiążą ręce?
- Wszyscy w tym klubie muszą wiedzieć o co grają. Że grają też dla siebie, że ten klub może być dla nich trampoliną. Nikt nie przychodzi do Ruchu, żeby zarobić tyle pieniędzy, by po kilku latach wyłożyć nogi na stół i nic więcej nie robić, bo tutaj tak się nie da. Mamy wielu młodych piłkarzy, którzy mogą się u nas wypromować i nie da się ukryć, że jest tu ta filozofia "wychować - zagrać - sprzedać". Choć sytuacja i tak mi się wydaje teraz trochę lepsza. Pieniądze już nie są głównym tematem w szatni.
A były?
- Jak przychodziłem, dało się to odczuć.
(...)
W Hongkongu było tak samo?
- Piłkarze z Hongkongu są zupełnie inni niż ci w Chinach. Bardziej rozluźnieni. Tam już czuć kapitalizm. Każdy był bardziej niezależny, zawodników trzeba było ciągle motywować. W Chinach to nie było potrzebne. Jakbyś powiedział im, że mają przebiec sto razy wzdłuż boiska, to oni by to zrobili bez pytania po co. W Hongkongu od razu byłoby: "a dlaczego? Czemu tak dużo?" i tak dalej.
A jak tam się żyło?
- Jak w światowej metropolii. Piękny czas, wygodne życie. Wszystko jest tam bardzo drogie, nawet w sklepach spożywczych, ale najważniejsze rzeczy miałem zapewnione. Apartament, na stadion bardzo blisko. Zresztą, tam na każdy mecz wyjazdowy było bardzo blisko. Wszystkiego pod dostatkiem i w ogóle nie odczuwałem tego, że to metropolia z siedmioma milionami mieszkańców.
(...)
Co się dzieje z Maciejem Jankowskim?
- Myślę, że Jankes jest na dobrej drodze. Na początku, jak przyszedłem do Ruchu, był kontuzjowany i szczerze powiem, że się na nim nie poznałem. Nie wiedziałem, że wcześniej strzelał bramki, że był wyróżniającym zawodnikiem. Na treningach za bardzo mi tego nie pokazywał. Nie wyglądał dobrze, jeśli chodzi o zaangażowanie. On chyba już jest takiej natury, żeby... Czasem sobie trochę lżej. Potrzebowałem od niego sygnałów: "hej, trener, tutaj jestem. Strzelam pięć goli na treningu, zauważ mnie", ale takich sygnałów od Jankowskiego nie dostawałem. Kiedy przyszedłem do Ruchu, powiedziałem zawodnikom: wszyscy jesteście na pole position. Nie obchodzi mnie, kto był reprezentantem Polski, ani kto strzelił dwadzieścia bramek. Wszyscy zaczynacie u mnie od zera.
Najpierw powiedział pan, że jest na dobrej drodze, a potem trochę go usadził...
- W Kamieniu widziałem, że się starał. Kontrakt ma do czerwca. Być może chciałby pójść do innego klubu, ale musi wiedzieć, że trzeba dać z siebie wszystko, bo kto kupi piłkarza, który nie gra...
źródło: Niebiescy.pl /
Weszlo.com