Piszę ten tekst parę godzin po pogrzebie śp. Gerarda Cieślika, a w przeddzień ligowego meczu Ruchu z Lechem w Poznaniu. Przywołuję dlatego z pamięci wydarzenie sprzed 60 lat, łączące jeszcze jedno wspomnienie o legendarnym piłkarzu z kibicami "Kolejorza".
Ale najpierw wrócę do swej wizyty w poznańskiej Akademii Wychowania Fizycznego, do której z wykładem inaugurującym rok akademicki 2011/2012 zaprosił mnie rektor - prof. Smorawiński. Zacząłem swoje wystąpienie od wymienienia poznańskich elementów sportowych kojarzących mi się z dzieciństwem - radiowej gimnastyki porannej prowadzonej przez świetnego przedwojennego skoczka (w dal, wzwyż, był też trójskoczkiem), powojennego wykładowcę tamtejszej uczelni Karola Hoffmanna (przy fortepianie - Franciszek Wasikowski) oraz świetnego strzelca piłkarskiego Lecha - Teodora Anioły, który wraz z Białasem i Czapczykiem tworzyli słynny w tamtym czasie tercet A-B-C: Anioła - Białas - Czapczyk (nasz chorzowski tercet A-B-C z owych lat to, oczywiście, Alszer - Breiter - Cieślik).
Nie mogę też zapomnieć roku 1953 - dodałem, a mówiąc ściślej - poznańskich trzech bramek Gerarda Cieślika w meczu z Lechem, wygranym przez chorzowian 3:1. Ruch wtedy sięgał po mistrzostwo zupełnie niezagrożony (przegrał tylko jeden mecz - w Warszawie z Legią - 0:2), Lech natomiast był nisko, niewiele mu do spadku brakowało, choć do degradacji ostatecznie nie doszło. To ostatnie zdanie - o sytuacji Lecha w tabeli - chciałbym w tym felietonie szczególnie wyeksponować, by tym mocniej zabrzmiało to, o czym teraz opowiem.
Proszę sobie bowiem wyobrazić, że oto po wykładzie, po całej akademickiej uroczystości podeszli do mnie poznańscy profesorowie z pytaniem: "A czy pan wie, jak się ten mecz z trzema bramkami Cieślika w roku 1953 zakończył?". - "Nie mam pojęcia" - odparłem zgodnie z prawdą. - "Poznańscy kibice wbiegli na murawę stadionu i znieśli Cieślika na ramionach do szatni w uznaniu jego piłkarskiego kunsztu. Taki był on i u nas kochany!".
Zdarzenie to opowiedziałem już dziesiątkom osób. Najmłodsi - nie chcą w nie uwierzyć. Jak smutna jego antyteza brzmią słowa z ostatniego numeru "Polityki", z artykułu poświęconego współczesnym kibicom, a mówiąc dokładniej - z wypowiedzi jednego z adwokatów warszawskich, kibiców Legii: "Chciałbym zapytać, czy panowie odważyliby się przyjechać do Warszawy w koszulce Ruchu albo w koszulce Arki, albo w koszulce Legii pojechać do Gdyni czy do Chorzowa" (mecenas nawiązał do swej wizyty w Madrycie, w czasie której w dniu wielkiego meczu odwiecznych rywali widział kibiców Barcelony chodzących po mieście w koszulkach klubowych).
W roku 1953, czyli 60 lat temu, kibice zagrożonego spadkiem Lecha zgotowali owację, i to jaką, Gerardowi Cieślikowi, który ich pogrążył. Tak wtedy jeszcze mogło być, tak było. Nic więcej nie powiem...
JAN MIODEK
źródło: Niebiescy.pl