Albin Wira: - Jako zawodnika nie miałem przyjemności zobaczyć go w akcji na boisku. Opowiadał mi o jego grze Jurek Wyrobek i zawsze były to słowa najwyższego uznania i podziwu do jego smykałki do zdobywania bramek, tego jak wkręcał obrońców rywali. Ja poznałem Pana Gerarda w momencie, gdy sam zacząłem trenować w Ruchu, jak dostałem się do pierwszej drużyny, to spotykaliśmy się już codziennie w klubie. Gerard Cieślik żył klubem, liczył się dla niego tylko Ruch, całe serce, życie poświęcił „Niebieskim”. Był wspaniałym piłkarzem, ale także wielkim człowiekiem. Takich ludzi jest coraz mniej na świecie, a ten rok jest dla Ruchu niezwykle bolesny. Straciliśmy Jerzego Wyrobka, Henryka Duszę, a teraz Gerarda Cieślika...
Edward Lorens: - Gerard Cieślik nie dość, że był wybitnych piłkarzem, to był super człowiekiem. Spotykałem się z nim w klubie codziennie, gdy byłem zawodnikiem, bo nie mógł on żyć bez ukochanego klubu. Jak mówiło się Cieślik - to wiadomo było, że chodzi od razu o "Niebieskich". Był nierozerwalnie związany z Ruchem i z wielkim meczem jaki rozegrał ze Związkiem Radzieckim na Stadionie Śląskim. Ten mecz i jego bramki strzelane ZSRR były symboliczne dla jego i nie tylko jego pokolenia. Ja jednak wspominam Pana Gerarda głównie jako niesamowicie dobrego, ciepłego człowieka. Niestety, odszedł od nas człowiek innej generacji. Takich ludzi jest już coraz mniej na świecie. Związany z jednym klubem, jednym środowiskiem.
Eugeniusz Lerch: - Był nie tylko wybitnym sportowcem, ale również bardzo serdeczną osobą. Lubił pożartować, miał wielki dystans do siebie i był skromny. Nigdy nie zadzierał nosa. Pamiętam, jak czasami odwiedzałem go w jego domu, a on akurat był w dobrym humorze i grał na akordeonie. Wielka szkoda, że odszedł. Straciłem przyjaciela...
źródło: Ruch Chorzów / Przegląd Sportowy