Zgodnie z zapowiedziami piłkarzy, emocji w poniedziałkowy wieczór w Gliwicach nie zabrakło. Ruch, mimo że przyczajony za podwójną gardą, ponieważ decydował się głównie na grę z kontry, wyprowadził dwa ciosy, które dały trzy punkty "Niebieskim". Wynik 0:2 jest nagrodą za zaangażowanie i determinację w derbach Górnego Śląska.
W myśl zasady "zwycięskiego składu się nie zmienia", Jan Kocian zdecydował, że w Gliwicach wybiegną ci, którzy tydzień wcześniej wywalczyli punkt z Wisłą Kraków. Jedyne pozytywne zmiany nastąpiły na ławce rezerwowych, gdzie po krótszej lub dłuższej przerwie znaleźli się Marek Zieńczuk, Martin Konczkowski i Maciej Jankowski.
Z szeroką ławką "Niebiescy" wyruszyli po pierwsze trzy punkty w derbowych pojedynkach na Górnym Śląsku. Bardzo szybko ich postawa mogła zostać skarcona. Już w 2. minucie Klepczyński zagrał piłkę na wolne pole, a pierwszy dopadł do niej Rabiola i bez namysłu uderzył ponad wysoko ustawionym Buchalikiem. Piłka trafiła w boczną siatkę. Czujność nakazała chorzowianom ruszyć do przodu. Dlatego wywalczony w 3. minucie rzut rożny, dał w kolejnych 60 sekundach bramkę. I to jaką! Janoszka znalazł się tam, gdzie być powinien i uderzył piłkę głową po dośrodkowaniu Starzyńskiego. To, jak piłka znalazła drogę do bramki, mimo asysty m.in. Rabioli, wie tylko sam "Ecik", który dał jasny znak kibicom, komu dedykuje to trafienie.
Komfortowa sytuacja, w jakiej znaleźli się chorzowianie ani na moment nie uśpiła ich czujności. Choć 15 minut później Horvath powinien był trafić do bramki. Po rzucie rożnym znalazł się bowiem w doskonałej sytuacji - piłka praktycznie spadała mu na nogę, a odległość od bramki była bliska metra. Mimo to, gliwiczanin uderzył katastrofalnie. Później gra się uspokoiła, co dało możliwość podpatrzenia od kuchni "niebieskich" zagrań. Chorzowianie mimo, że przy piłce utrzymywali się rzadko, to gdy to robili pomysł i wykonanie były świetne. Kilka podań pod rząd z pierwszej piłki, mądre przytrzymanie i rozciągnięcia - te elementy gry dawno zniknęły z chorzowskich standardów. Czasem trudno było uwierzyć, że to ten sam Ruch, który często zawodził. Pomimo szybkiej zmiany (w 37. minucie na boisku zameldował się Smektała - przyp. red.) lokomotywa zaczynała się rozpędzać.
To jednak miało pozytywne i negatywne skutki. Te drugie o mały włos nie doprowadziły do wyrównania, kiedy w szeregach chorzowian zagościło rozluźnienie podobne do tego z doliczonego czasu gry w pierwszej połowie. Chwilę wcześniej Filip Starzyński zakończył swoją akcję "tylko" na bramkarzu. Choć Starzyński oddał bardzo dobry strzał, Trela pokazał kolegom, że jest zwarty i czujny. Wracając - złe wybicie Buchalika połączone z bierną postawą defensorów mogło skończyć się wyrównaniem stanu gry. Sytuację uratował golkiper z Chorzowa, który sparował piłkę na róg.
Na drugą połowę bardziej zdeterminowani wyszli piłkarze Piasta. Trudno się dziwić - jedna bramka straty w derbach, to przecież żadna strata. Jednak gdybyśmy mogli przełożyć nastawienie na osiągane cele, owo porównanie wyszłoby bardzo słabo. Na przykład w całym meczu gospodarze uderzali na bramkę 21 razy, z czego 6 trafień było celnych. Ruch ograniczył się do 12 prób i 5 celnych. Dla ekipy Kociana ważniejsza tego dnia była jakość.
W 58. minucie dał o sobie znać Malinowski, którego strzał po rzucie rożnym minimalnie minął słupek bramki gospodarzy. O sporym pechu może też mówić Janoszka. "Ecik" powinien cieszyć się z drugiego gola na około 20 minut przed końcem, ale gliwiczanie chyba wymodlili to, że futbolówka wypadła poza linię końcową boiska. Główka zaprezentowana przez skrzydłowego z Chorzowa była najwyższej próby, co potwierdziła reakcja Treli, który stanął jak wryty. Problemów z rozczarowaniem, jakie przeżył Janoszka, nie miał jego imiennik - Łukasz Surma. Szybka kontra w 72. minucie, dośrodkowanie Smektały i doświadczony pomocnik musiał już tylko przyłożyć nogę, by móc cieszyć się z kolejnego ligowego gola.
Podcięte skrzydła gospodarzy nie pozwoliły im latać daleko, a co dopiero wznosić się na wyżyny umiejętności. Za to "Niebiescy" pozbawieni jakichkolwiek kompleksów robili z rywalami co chcieli. Łatwość, z jaką na przykład Filip Starzyński doszedł do sytuacji strzeleckiej była poruszająca. Strzał jednak był już gorszy, choć i tak wyraźnie "Figo" ten właśnie element poprawił. Swoje "trzy grosze" do meczu dorzucił również arbiter. Pan Stefański w trzy minuty, dwiema żółtymi kartkami "wykończył" Marka Szyndrowskiego. Jednak zawodnicy z Cichej byli w takim "gazie", że nawet nie dostrzegli osłabienia. Z resztą bardzo dyskusyjnego.
Po 94 minutach rywalizacji sędzia gwizdnął ostatni raz. Chorzowianie dopisali do swojego konta trzy ważne punkty, które pozwoliły zmniejszyć dystans do grupy mistrzowskiej. Ale też przede wszystkim pozwoliły wysłać rywalom sygnał, że w Chorzowie nie ma już chłopców do bicia.
Piast Gliwice 0:2 (0:1) Ruch Chorzów
Bramki: Janoszka 4', Surma 72'
Żółte kartki: Martinez - Szyndrowski
Czerwona kartka: Szyndrowski 84' (za drugą żółtą)
Składy:
Piast: Trela - Zbozień, Horvath, Polak, Klepczyński - Dytko (53' Cicman), Hanzel (69' Wilczek), Martinez (76' Zganiacz), Jurado, Podgórski - Rabiola.
Rezerwowi: Szumski, Krzycki, Kędziora, Izvolt.
Trener: Marcin Brosz
Kapitan: Tomasz Podgórski
Ruch: Buchalik - Szyndrowski, Malinowski, Stawarczyk, Dziwniel - Włodyka (37' Smektała), Surma, Babiarz, Starzyński, Janoszka (88' Konczkowski)- Kwiatkowski (70' Jankowski).
Rezerwowi: Kamiński, Mrowiec, Zieńczuk, Tymiński.
Trener: Jan Kocian
Kapitan: Marcin Malinowski
Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz)
Widzów: 7171 (w tym około 1600 kibiców Ruchu)
|
źródło: Niebiescy.pl