Skończył się koszmar, który towarzyszył
Maciejowi Sadlokowi przez niespełna dziesięć miesięcy. 24-letni obrońca Ruchu Chorzów wyleczył uciążliwą kontuzję pięty i w minioną sobotę wrócił do gry. "Sadloczek", jak nazwał go kilka lat temu trener Duszan Radolsky, rozegrał 90 minut w trzecioligowych rezerwach, które pokonały Start Namysłów 3:1. Zapraszamy do przeczytania krótkiej rozmowy z zawodnikiem "Niebieskich".
Gra w rezerwach to nie to, czego oczekujesz, ale domyślam się, że poczułeś wielką radość, gdy znowu mogłeś założyć korki i wyjść na boisko.
Maciej Sadlok: - Czekałem na tę chwilę bardzo długo. Najgorsze, że w trakcie tych długich miesięcy kilka razy miałem już nadzieję, że zagram, a ciągle było to odkładane. W sobotę byłem bardzo zadowolony, że mogłem rozegrać całe spotkanie. Oby to wszystko poszło teraz do przodu.
Jak się czułeś na boisku? Jesteś zadowolony ze swojej dyspozycji?
- Szczerze mówiąc, myślałem, że będzie gorzej pod względem fizycznym. Trening jest treningiem, nawet ten ciężki, ale mecz to zupełnie coś innego. Byłem pozytywnie zaskoczony, że wytrzymałem całe spotkanie, piłka się nawet słuchała. Wiadomo, że wykładnikiem jest mecz w ekstraklasie, ale cieszy mnie, że zaczynam wracać do gry.
Kiedy zamierzasz zgłosić swoją gotowość trenerowi Kocianowi? A może już to zrobiłeś?
- Jestem już gotowy do gry. Przepracowałem swój trudny okres, a trochę to trwało, bo po takiej długiej przerwie trzeba było nadrobić zaległości. W sobotę rozegrałem mecz w rezerwach, teraz jest długi tydzień, gdyż gramy dopiero w poniedziałek i zobaczymy. Wszystko będzie zależało głównie od sztabu szkoleniowego.
Widać, że z twojej strony jest chęć zagrania już w meczu z Piastem.
- Ja zawsze palę się do gry. Chciałbym jak najszybciej wskoczyć do składu, ale czy to będzie teraz, czy trochę później? Nie wiem. Zobaczymy, co będzie po tym długim tygodniu.
Rozmawiałeś już z trenerem Kocianem na temat swojej przyszłości w drużynie? Dowiedziałeś się, jaką pozycję na boisku dla ciebie przewiduje?
- Takiej rozmowy jeszcze nie było. Trener ma jednak swoich asystentów i na pewno rozmawiają o każdym zawodniku. To, że ze mną nie rozmawiał, to nie znaczy, że nie wie jak to u mnie wygląda. Na pewno przekazano mu, jak wyglądała moja sytuacja wcześniej i jak wygląda na tę chwilę.
W Namysłowie zagrałeś na lewej obronie, a wiemy doskonale, że zdecydowanie lepiej czujesz się na pozycji stopera.
- Chyba tak to właśnie wygląda, że będę przymierzany bardziej pod tę pozycję. W tym momencie nie ma to jednak dla mnie żadnej różnicy, czy będę grał tutaj, czy tutaj. Marzę o tym, żeby wrócić do ekstraklasy i pomagać klubowi oraz drużynie w odnoszeniu sukcesów.
Jan Kocian od razu po przyjściu do Ruchu przebudował linię obrony. Postawił na parę stoperów Malinowski - Stawarczyk, argumentując to tym, że "Malina" jest typem szefa, organizatora, który potrafi dobrze wyprowadzić piłkę i rzucić passa do przodu. Ty dobrze czułbyś się w takiej roli?
- Taka pozycja nie jest mi obca w żaden sposób. Doskonale wiem, że cały czas trzeba ustawiać zawodników, mobilizować. Tego czasem nie widać z boku, ale stoper powinien dużo krzyczeć i podpowiadać kolegom. Gdyby trener powierzył mi takie zadanie, to na pewno bym się przed nim nie ugiął. Dla Marcina to też nie jest nic nowego. W Odrze Wodzisław często występował na tej pozycji i ostatnio nawet rozmawialiśmy na ten temat. Widać, że wprowadza dużo spokoju w grze obronnej.
Po nieudanym początku sezonu i pamiętnej porażce w Białymstoku, działacze zdecydowali się zmienić trenera. Jak to oceniasz?
- To wszystko siedziało w naszych głowach jeszcze od poprzedniego sezonu. Pamiętamy jak fatalnie go skończyliśmy. Po rozpoczęciu nowych rozgrywek czekaliśmy na poprawę, a nie za bardzo to wyglądało. Poza meczem z Legią nie udawało nam się zbierać kompletów punktów. Trener Kocian jak na razie nie przegrał żadnego spotkania, więc zatrudnienie go wydaje się racjonalnym posunięciem. Mam nadzieję, że drużyna też to odczuwa, bo przede wszystkim o to tutaj chodzi.
Trener Kocian powtarzał na początku, że wasz problem tkwi nie tyle w samej grze, co w sferze mentalnej. To trafna diagnoza?
- Po części na pewno, bo nikomu nie jest przyjemnie co chwilę przegrywać, tym bardziej że poprzedni sezon skończyliśmy w fatalny sposób. Trudno to wymazać z pamięci. Teraz jednak każdy zaczyna startować od zera, robimy jedną wielką kreskę i odcinamy to wszystko, żeby zresetować głowy. Każdy ma teraz pole do popisu, może coś udowodnić.
Z nowym szkoleniowcem współpracujecie już od blisko dwóch tygodni. Jakim jest trenerem, człowiekiem?
- Jest bardzo wyważonym, spokojnym trenerem. Chyba dużo analizuje, bo po przyjściu do szatni daje krótkie, treściwe uwagi, ale uderzające prosto do zawodnika. Mówi jasno, co ma być poprawione. Właśnie o to chodzi, żeby wiedzieć, co się robiło źle i jak najszybciej to zmienić. Daje bardzo celne uwagi i spokojnie je przekazuje, a to jest potrzebne.
To dla was pomocne, że Jan Kocian był bardzo dobrym piłkarzem i bierze nawet czasem udział w treningowych gierkach?
- To nie podlega dyskusji, że trener miał bogatą karierę piłkarską. Nogi nie zapominają tak szybko, jak się gra w piłkę. Trener jest w dobrej formie fizycznej i jeżeli trzeba, to nie ma dla niego problemu, by wejść na boisko i pomóc w treningu. Każdy ma w głowie, jakim trener był piłkarzem i jest on dla nas autorytetem. Był przede wszystkim kapitanem w kadrze narodowej, a to jest ogromne wyróżnienie.
Czego ci życzyć na najbliższe dni, tygodnie?
- Żebym mógł swobodnie buty zakładać (śmiech). A tak na poważnie to chciałbym, żeby mnie opuściły problemy zdrowotne, bo za długo się już za mną ciągną. Chciałbym w końcu wrócić do formy i grać.
Rozmawiał: Neo (Niebiescy.pl)