- Chciałbym podziękować Ruchowi Chorzów za powierzenie mi pierwszej drużyny. Przyszedłem do wielkiego klubu z bogatą historią i to dla mnie duży zaszczyt. Po ostatniej porażce z Jagiellonią Białystok sytuacja nie jest zbyt dobra, ale w ciągu najbliższego tygodnia rozegramy aż trzy mecze i mam nadzieję, że po nich będzie już dużo lepiej - mówi słowacki trener
Jan Kocian, który został dzisiaj oficjalnie zaprezentowany jako nowy szkoleniowiec "Niebieskich".
Co skłoniło pana do przyjęcia oferty Ruchu Chorzów?
Jan Kocian: - Już wcześniej znałem się z Mariuszem Klimkiem, spotkaliśmy się kiedyś w Chinach. Po meczu z Jagiellonią dostałem od niego telefon z pytaniem, czy chciałbym przyjść do Ruchu. Mówił, że to klub z wielką tradycją i chce stawiać na młodych zawodników, na wychowanków. Ta filozofia mi się podoba, a moje doświadczenie, zdobyte na boisku i ławce trenerskiej, ma pomóc w jej realizowaniu.
Miał pan już w przeszłości propozycję pracy w polskich klubach?
- Muszę przyznać, że pojawiały się oferty, ale żadna nie była tak konkretna, jak ta z Ruchu Chorzów.
Przed podjęciem decyzji konsultował się pan ze Słowakami, którzy pracują w Polsce?
- Nie rozmawiałem ani z Duszanem Radolsky'm, ani z nikim innym. Nie było na to czasu. Wszystko potoczyło się bardzo szybko.
W ostatnią niedzielę Ruch przegrał w Białymstoku 0:6. Miał pan już okazję obejrzeć to spotkanie?
- Widziałem fragmenty w telewizji. Wiem, jak to wszystko wyglądało. Po dwóch pierwszych golach właściwie wszystko się rozsypało. Wspólnie z moimi asystentami stwierdziliśmy, że w drużynie jest problem mentalny. Zwróćmy jednak uwagę, że lepiej raz przegrać 0:6, niż sześć razy 0:1. Byłem już w szatni u zawodników i powiedziałem, żeby zapomnieli o tamtym meczu. Teraz zaczynamy od zera, od początku.
Narody polskie i słowackie są sobie bardzo bliskie, mają taką samą mentalność. Chcę, żeby Ruch grał dobrze i zajmował zdecydowanie wyższe miejsce, niż czternaste. To jest moim celem. Chcę dać temu klubowi progres.
W niedzielę Ruch zmierzy się ze Śląskiem Wrocław. Czy zna pan ten zespół oraz trenera Stanislava Levego?
- Oczywiście, że znamy się z trenerem Levym. Graliśmy razem w reprezentacji Czechosłowacji. Co do Śląska, to wiem, że przegrał z Sevillą 0:5, a ostatnio wygrał w lidze. Wiem też, że trenera Levego nie będzie na ławce, tylko pójdzie na trybunę. Rozmawialiśmy już o tym meczu z naszymi asystentami, ale to ciągle za mało. Mamy jednak jeszcze trzy dni. Muszę jeszcze przede wszystkim poznać moich graczy.
Ile punktów chciałby pan zdobyć w najbliższych trzech meczach?
- Żaden trener wam nie powie, że teraz wygramy trzy mecze z rzędu. Zapewniam, że zrobimy wszystko, aby zdobyć jak najwięcej punktów. Wspólnie z moimi asystentami chcemy jak najlepiej reprezentować Ruch.
Wiemy już, że reprezentuje pan szkołę niemiecką. Na czym ona dokładnie polega?
- Chodzi o mentalność. Piłkarz musi być silny, zmobilizowany i wierzyć w zwycięstwo do samego końca. Bardzo ważna jest odpowiednia dyscyplina. Ile Niemcy wygrali meczów dzięki temu? A przecież nie są tak dobrze wyszkoleni technicznie, jak chociażby Hiszpanie. Taktyki też nie mają tak mocnej, jak na przykład Holendrzy. Mimo to wygrali bardzo wiele meczów dzięki swojej dyscyplinie.
Włodarze chorzowskiego klubu postanowili niedawno, że chcą stawiać na Polaków oraz przede wszystkim na Ślązaków. Czy odpowiada panu taka filozofia?
- Zostałem poinformowany, że filozofia Ruchu jest nastawiona na własnych wychowanków oraz polskich zawodników. Nie mam takich tendencji, żeby ściągać tu nagle graczy ze Słowacji. To musiałby być naprawdę dobry piłkarz, a taki transfer jest już teraz niemożliwy. Można jedynie pozyskać graczy, którzy są wolni. A którzy są teraz wolni? Ci, którzy nie są dobrzy. Po co mamy zakontraktować zawodnika, który nam nie pomoże? Musimy patrzeć na kwalifikacje. W tym momencie nie widzę na Słowacji dobrego piłkarza, który nie ma klubu. Będziemy grać takim składem, jakim obecnie dysponujemy.
Nie przeszkadza panu fakt, że Ruch gra na przestarzałym stadionie?
- Dla mnie najważniejsza jest baza treningowa, a tą Ruch ma na dobrym poziomie. Ostatnio pracowałem w Chinach. Tam oczywiście są wielkie pieniądze, wspaniałe obiekty i ośrodki treningowe. W Chorzowie jednak nie jest źle. Na nowy stadion będziemy musieli jeszcze dwa lata poczekać.
Wszedł pan dzisiaj do szatni drużyny Ruchu jako niegdyś znakomity piłkarz, kapitan reprezentacji Czechosłowacji na Mistrzostwach Świata. Przed zawodnikami stanął szkoleniowiec, który był kiedyś lepszym piłkarzem od nich. To pomaga, czy może przeszkadza?
- Mogę powiedzieć, że z mojej perspektywy to jest dobre. To istotne, że trenera zna futbol nie tylko od strony teoretycznej. Mam już 55 lat, a ciągle potrafię kopnąć piłkę i coś moim zawodnikom pokazać. Pomiędzy drużyną, a trenerem musi być respekt.
Notował: Neo (Niebiescy.pl)