Dziś mija dokładnie rok odkąd Jacek Zieliński objął posadę szkoleniowca Ruchu Chorzów. W tym czasie kibice przeżywali prawdziwą huśtawkę nastrojów - w jednym meczu ręce same składały się do oklasków, w drugim zaś fani przecierali oczy ze zdumienia, czy to aby na pewno są "Niebiescy".
Przez rok, Zieliński z ławki trenerskiej dyrygował poczynaniami swoich podopiecznych 33 razy. Efekt - 9 zwycięstw, 10 remisów i 14 porażek, co daje średnią punktów na poziomie 1,12. Ruch strzelił rywalom 41 bramek, tracąc przy tym ich 50. Zapraszamy do lektury naszego krótkiego podsumowania.
Najlepszy momenty
Choć zeszły sezon nie należał do udanych, wręcz był najgorszym od powrotu "Niebieskich" do najwyższej klasy rozgrywkowej, to jednak zdarzały się momenty, kiedy wracał stary duch drużyny, której niestraszny był żaden rywal. Przede wszystkim był to początek pracy trenerskiej Zielińskiego w Chorzowie. "Niebiescy" rozpychali się łokciami w każdym meczu, czego najlepszym dowodem są punkty zdobyte w 7 kolejkach. Wtedy na konto chorzowian trafiło aż 14 punktów. Później coś się zacięło.
Jednak najwięcej emocji wzbudziła wyjazdowa konfrontacja z Zagłębiem Lubin. Pogrążeni w żałobie piłkarze i kibice, którzy kilka dni wcześniej stracili swój prawdziwy autorytet - śp. tRenera Jerzego Wyrobka, z niepokojem spoglądali w stronę Dolnego Śląska. "Niebiescy" zagrali jak natchnieni, choć dwukrotnie musieli gonić wynik. Trzy punkty wyszarpane w 90 minucie na terenie "Miedziowych", były zasługą nie tylko piłkarzy, ale i sił wyższych.
Kolejnym wartym uwagi momentem było zwycięstwo piłkarzy z Cichej nad Legią Warszawa. 10 sierpnia 2013 roku, "Niebiescy" zagrali najlepszy mecz przy własnej publiczności, a bramki Kuświka i Surmy (ze wskazaniem na tę drugą) były ozdobą tego wieczoru. Chorzowianie dokonali wtedy z resztą rzeczy niemożliwej - wygrali z niepokonaną Legią, która miała realne szanse na awans do Ligi Mistrzów. W poprzednim sezonie ta sztuka udała się jedynie Jagiellonii, Śląskowi i Koronie.
Najgorsze momenty
Nie ma chyba nic gorszego dla kibica, niż spadek jego drużyny z ligi. Piłkarze Ruchu tę szpilkę we wszystkie "niebieskie" serca wbili i na koniec sezonu 15. pozycja w tabeli oznaczałaby spadek. W normalnych warunkach. Decyzją władz PZPN licencji na grę w Ekstraklasie nie otrzymała Polonia Warszawa, więc siłą rzeczy spadał tylko ostatni zespół. W Chorzowie dowiedziano się o tym na kolejkę przed końcem, dlatego w Białymstoku, większość zawodników dreptała po murawie, wiedząc, że o utrzymaniu nie zdecyduje już forma sportowa, a zielony stolik.
Duma górnośląskiego kibica jest na tyle wielka, że nie pozwoliłaby mu przejść obok meczu derbowego obojętnie. Szczególnie obok Wielkich Derbów Śląska. Inaczej do sprawy podeszli niektórzy piłkarze. Szczególnie Marcin Kikut, który zagrał w 98. WDŚ tylko 36 minut. Były zawodnik Lecha nie opuścił boiska z powodów zdrowotnych, lecz sportowych - żenującej gry. Ruch przegrał 0:2, jednak bez walki, po bezbarwnej grze i ani jednej akcji, która potwierdziłaby choć trochę zaangażowanie w swoją pracę. Tydzień później "Niebiescy" również oddali derby bez walki, tym razem Piastowi Gliwice.
Moment konsternacji
Najdziwniejsze rzeczy dla trenera Zielińskiego zdarzyły się w Gdańsku. Tę niedzielę zapamięta on chyba na długo. Chorzowianie do 90 minuty prowadzili 4:2, a mecz zakończył się... remisem. Mało brakowało, a znad morza na Cichą nie przyjechałby ani punkt. Dodatkowo swoją karierę zakończył Marcin Baszczyński, a raczej zakończyła ją jego kontuzja. Zerwanie więzadeł w kolanie sprawiło, że były piłkarz m. in. "Białej Gwiazdy" może wrócić do Ruchu, ale w roli komentatora telewizyjnego.
Piłkarskie odkrycia
Osłodą rundy wiosennej był tylko Filip Starzyński. Nazywany prywatnie "Figo" decydował o ofensywnej sile Ruchu, a jego podania często ze szwajcarską precyzją trafiały pod nogi kolegów. Co potwierdzają statystyki - 8 asyst i 3 bramki. Teraz Starzyński szuka swojej dawnej dyspozycji w rezerwach, jednak w Chorzowie po cichu liczą na jego triumfalny powrót.
Jednak życie nie znosi próżni i powrót na "stare śmieci" dobrze zrobił temu piłkarzowi. Łukasz Surma biega, walczy i strzela, jakby cała kariera piłkarska była przed nim, a przecież ma ponad 400 meczów "na karku". Wyłączając ostatni mecz z Lubinem, to właśnie Surma skupiał na sobie najwięcej uwagi swoją dobrą grą.
Nietrafione gwiazdy
Przyjście na Cichą Marcina Kikuta wywołało lawinę komentarzy. Z jednej strony w Chorzowie do formy wrócił chociażby Andrzej Niedzielan, z drugiej forma "Kikiego" staczała się po równi pochyłej od dawien dawna. W Zabrzu stało się to, co stać się musiało - po pół godzinie gry, opuścił plac gry z czego najbardziej niezadowoleni byli piłkarze rywala. Kikut grał wtedy jako ich 12 zawodnik. Podobnie sytuacja wyglądała z Panką, który nieco z musu trafił na Cichą. Litwin dał jednak kibicom kilka powodów do radości, strzelając bramki grając jako "Joker" w talii Zielińskiego.
Na osłodę Puchar Polski
Nieudanemu zeszłemu sezonowi, trochę smaku dodała rywalizacja w Pucharze Polski. I choć Jacek Zieliński nie traktował tych rozgrywek priorytetowo, to jego piłkarze poradzili sobie bardzo dobrze. Przeszkodą nie do przejścia w półfinale okazała się być warszawska Legia, jednak w tych rozgrywkach chorzowianie wykazywali się sporą walecznością. W tym sezonie "Niebieskich" w PP już nie zobaczymy, a szkoda, bo to dobry grunt na łagodzenie zszarganych ligą nerwów.
źródło: Niebiescy.pl