Dla wielu z nas pewnie jest zaskoczeniem, że Arkadiusz Piech wrócił do Polski. Znajdą się i tacy, którzy są bardziej niż zaskoczeni tym, że nie gra w Ruchu. Realia są jednak dziś takie, że Ruchu nie stać na zawodnika tej klasy, ba nawet działacze nie mogą tego zrobić. Na klubie ciąży restrykcja zatrudnienia zawodników z maksymalnym pułapem zarobków na poziomie 15 tys. zł. W podobnej sytuacji jest Widzew, tyle że limit płacowy jest tam jeszcze niższy, bo na poziomie 5 tys. zł. Mimo to w sposób w pełni legalny udało się obejść ten zakaz, a wszystko przez ogromną miłość jednego z kibiców RTS-u.
Poniżej za portalem Weszlo.com zamieszczamy wywiad z
Grzegorzem Waraneckim, który sfinansował kontrakt Eduardsa Visnakovsa. Kibicowanie to coś więcej niż zwykła pasja. Wierzymy że tekst będzie inspirującym i kto wie może sami doczekamy się zaangażowania ze strony kibica, kibiców na podobnym poziomie.
Trzeba powiedzieć wprost – gdyby nie pan, Eduardsa Visnakovsa nie byłoby dziś w Widzewie.
- No dokładnie, nie byłoby go tutaj.
Satysfakcja, duma?
- Czuję satysfakcję z sześciu punktów, które zdobyliśmy. Jeżeli prasa pisze o biznesie, o zysku... Ja jestem widzewiakiem od 35 lat, na pierwszy mecz poszedłem jako 7-latek. Tego nie da się przełożyć na pieniądze.
Zysk też może przyjść.
- Ale jaki zysk? Ja to robię, bo jestem widzewiakiem! Słyszę, że pan Bugajski w Canal Plus mówi, że Visnakovsem złamaliśmy zakaz transferowy. Przepraszam bardzo, ale jeżeli będę chciał zrobić imprezę i zapłacę panu Bugajskiemu 20 tysięcy złotych na umowie-zlecenie za przyjście, to on na tę imprezę przyjdzie. Nie bądźmy zakłamani. Wielu ludzi skazuje Widzew na porażkę i pewny spadek. Ja się na to nie godzę.
Gdyby nie piłkarz, na którego sprowadzenie klub nie mógłby sobie pozwolić, pewnie inaczej byśmy rozmawiali o Widzewie.
- To jest zasługa tylko i wyłącznie Radka Mroczkowskiego. Nie moja, nie pana Cacka, tylko Mroczkowskiego. On Visnakovsa wypatrzył i uznał, że jest to piłkarz, który uratuje Widzew. Ja w ten temat wszedłem tylko dlatego, że Radek mnie o to poprosił.
W innych krajach prywatni inwestorzy wykładają swoje pieniądze na zakup piłkarzy, a potem zarabiają na kolejnym transferze. I zyskuje na tym też sam klub.
- W Norwegii pewien człowiek wygrał na loterii duże pieniądze i kupił zawodnika dla swojego ukochanego klubu. Nie zrobił tego charytatywnie, tylko z chęci zysku. A ja robię to czysto charytatywnie. Jeżeli pojawi się zysk, to też będę chciał przeznaczyć te środki na Widzew. Kocham ten klub, żyję nim.
A Sylwester Cacek umniejsza pana zasługi, stara się o panu nie wspominać słowem. Pewnie nie tego pan oczekiwał.
- Nie będę tego komentował. Myślę, że nadejdzie dzień, w którym Sylwek – bo jesteśmy na ty, był na mojej czterdziestce – mi podziękuję. Nie chcę poruszać tego wątku i mówić, że jest między nami konflikt. Nie, to bzdura. Cieszę się z tych sześciu punktów, one wynagrodziły mi wszystko. Liczę, że po sobocie będzie dziewięć. Wierzę w Eduardsa, że z Górnikiem przełamie barierę i zamiast dwóch goli strzeli teraz trzy.
Wysoko wiesza pan poprzeczkę.
- Zawsze taki byłem, tylko w ten sposób mogłem zajść do czegoś w życiu. Chciałbym, żeby Visnakovs zaszedł dalej, niż Robert Lewandowski.
Teraz ma pan pomóc w transferze obrońcy, tylko musi na mecz przyjść określona liczba kibiców. Potwierdza pan?
- Potwierdzam, niezależnie czy na meczu będzie komplet, czy trzy tysiące ludzi. Chcemy pokazać, że stać nas nie na utrzymanie, a na miejsce w pierwszej ósemce. Albo razem tworzymy siłę, albo tylko narzekamy i mówimy, że jesteśmy widzewianami, a nie chodzimy na mecze. Najwięcej głosu na forach zabierają kibice, którzy na meczu nigdy nie byli. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że chcę pomóc Widzewowi, a nie obrażać się na innych. Chciałbym, byśmy byli pierwsi w Polsce, którzy stworzą klub biznesu i wspólnymi siłami powrócimy do Widzewa z lat 80. Do czasów Waligóry, Smolarka i Bońka, którzy walczyli z Legią, biorącą ludzi do wojska.
Pan ma prawo głosu przy wyborze obrońcy?
- Nie, nie mam żadnego wyboru, jestem tylko kibicem. Zdaję się na Radka Mroczkowskiego, on jest największym atrybutem i złotem tego klubu. Nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszego trenera. Mroczkowski dla Widzewa jest i będzie, jak Ferguson dla Manchesteru.
Od dawna sporym problemem – i to nie tylko Łodzi, choć przede wszystkim – jest brak zainteresowania biznesmenów piłką. Odsunęli się od niej, nie chcą mieć nic wspólnego, nie widzą żadnych korzyści...
- Odsunęli się przez korupcję i inne czynniki. Ja mam tylko nadzieję, że nie będę wzywany do CBA, że kupiłem Widzewowi dwa mecze, bo sprowadziłem Visnakovsa. To śmieszne. Co do biznesmenów, to kilka osób już do mnie dzwoniło i myślę, że się zdecydują, np. poprzez fundusz inwestycyjny. Mam mnóstwo kolegów, którzy chcą pomóc i są zainteresowani. Teraz czterech moich znajomych chce się zrzucić na kontrakt Phibela... Aha, i powiedzmy sobie jedną rzecz – nie ma czegoś takiego, że omijamy przepisy.
Moglibyśmy na ten temat dyskutować.
- Visnakovs w Widzewie ma tyle, ile może mieć. Jeżeli ja go zatrudnię u siebie w firmie, to przecież może u mnie pracować, prawda? Ja mu nawet nie muszę płacić, wystarczy, że dam mu np. procent od przyszłego kontraktu.
Tylko, że Widzew nie został ukarany przez jakiś kaprys w PZPN.
- Zgadzam się, z niczego się to nie wzięło. Nie ja mówiłem, że będzie Wielki Widzew. Nie ja zatrudniłem Pawła Janasa w miejsce Waldka Fornalika, który jest znakomitym trenerem, płacąc nowemu szkoleniowcowi trzy razy więcej. Sorry, do mnie pan nie może mieć pretensji.
Nie mam.
- Ja bym tylko chciał, żeby Widzew nie zniknął z mapy. Jeżeli my w tym roku spadniemy z Ekstraklasy, to już nas nie ma.
Wywiad przeprowadzony przez portal
weszlo.com opublikowany 7 sierpnia 2013.
Marco FC K-ce
[email protected]