- Zawód trenera wymaga silnego charakteru, ale szczerze przyznaję, że nie było ani przyjemne, ani poważne to, co o mnie wypisywała nie tylko lokalna prasa. A "kierunek" był jeden - zlinczować go, zlikwidować, wyrzucić z klubu! - mówi trener "Niebieskich", Jacek Zieliński.
Zdaniem 52-letniego szkoleniowca wiele osób ponosi winę za ostatni katastrofalny sezon. - Ojców sukcesu jest wielu. Porażka zawsze obcuje z samotnością. My, trenerzy, musimy zdawać sobie z tego sprawę. Wybrano mnie na kozła ofiarnego i z mojej perspektywy to krzywdząca dla mnie opinia, ponieważ zawiedliśmy wszyscy, nie tylko piłkarze i trenerzy. Ale trudno. Wziąłem całą winę na swoją klatę - zauważa w rozmowie z dziennikiem "Sport".
O ile Jackowi Zielińskiemu udało się zachować posadę, to już jego asystent, Marcin Węglewski musiał się pożegnać z Cichą. - Wyrządzono wielką krzywdę Marcinowi pisząc, że został poświęcony na ołtarzu słabego sezonu Ruchu. Przykro czytać i komentować tego typu opinie, bo prawda jest taka, że Marcinowi skończył się kontrakt w klubie i choć ja widziałem go nadal w roli mojego asystenta, to działacze uważali, że w sztabie szkoleniowym Ruchu w nowym sezonie powinno się znaleźć więcej ludzi z tego regionu, którzy doskonale znają realia klubowe. Dlatego podziękowano Marcinowi, a jego rozstanie z Ruchem nastąpiło w sposób kulturalny, cywilizowany. Na koniec podano sobie ręce dziękując za współpracę - zapewnia Zieliński.
- Zawiedliśmy wszystkich, więc nie uniknęliśmy zasłużonej krytyki. Nowy sezon powinien dać jednak podwaliny pod nowy Ruch. Będzie papierkiem lakmusowym, na co stać będzie Ruch w przyszłości. Mogę obiecać, że w każdym meczu Ruch będzie walczył na maksimum swoich możliwości - twierdzi szkoleniowiec Ruchu.
źródło: Sport / Niebiescy.pl