- Po meczu z Lechią było wszystko. Złość, bezsilność mieszała się z rozpaczą. Także ogromny żal, bo mogliśmy już mieć wszystko w zasadzie poukładane - wzdycha Pavel Sultes, który strzelił gdańszczanom dwie bramki.
Gdy mecz zakończył się wynikiem 4:4, zamiast świętowania zwycięstwa z kibicami, były nerwy, pretensje i wiele zarzutów. - Fani coś do nas krzyczeli. Koledzy mówili, że mieli pretensje o brak ambicji. Nie wiem, czy o to rzeczywiście chodziło, ale jeśli tak, to sorry, ale chyba byliśmy na innym meczu. Gdyby kibice powiedzieli nam, że jesteśmy frajerami, to bym się zgodził, bo tak akurat było. Ale ambicji nam nie brakowało. Walczyliśmy, graliśmy z dużym zaangażowaniem i poświęceniem. Zostawiliśmy na boisku mnóstwo zdrowia, schodziliśmy do szatni z rozciętymi głowami jak Igor Lewczuk, czy jak "Baszczu" z groźną kontuzją - wskazuje "Szulti".
Co ciekawe, czeski napastnik był bliski opuszczenia zimą Cichej. - Chciała mnie Mlada Bolesław, ale do niczego nie doszło. W Chorzowie mam jeszcze rok ważny kontrakt, więc nie myślę na razie o zmianie barw klubowych - zapewnia w rozmowie z dziennikiem "Sport".
źródło: Sport / Niebiescy.pl