strona główna Forum Kibiców Fan Page Niebiescy.pl Twitter Niebiescy.pl Stowarzyszenie Wielki Ruch Typer Foto TV Niebiescy w Youtube Relacje LIVE
Wspomnienia Grzybka. Awans z Ruchem do ekstraklasy (cz. 2)
  • Data: 24.04.13; 13:12  Dodał: Wojciech Grzyb
Jeżeli jeszcze nie przeczytaliście pierwszej części historii awansu z Ruchem do ekstraklasy, to koniecznie to zróbcie, zanim zabierzecie się do drugiego etapu. Oto kolejna część spisanych przez Wojtka Grzyba wspomnień.

» Wspomnienia Grzybka. Awans z Ruchem do ekstraklasy (cz. 1)

W przerwie zimowej sezonu 2006/07 dotarła do nas dobra informacja o tym, że Zawisza lub Hydrobudowa (jak wielu kibiców nazywało ten twór) Bydgoszcz wycofuje się z rozgrywek i nie dokończy sezonu. Wydawało się wówczas, że wymarzona ekstraklasa jest już na wyciągnięcie ręki, ale trzeba było rozegrać jeszcze 16 spotkań i odpierać ataki pozostałych drużyn z czołówki. Na inaugurację rundy wiosennej wymęczyliśmy skromne 1-0 z Polkowicami (Jezier), ale później przytrafiło się nam kilka słabszych występów m.in. 0-2 z Polonią, bezbramkowe remisy w Chorzowie z Piastem i Zagłębiem czy też wyjazdowe porażki 0-1 we Wrocławiu ze Śląskiem oraz w Białymstoku. Wciąż byliśmy jednak głównym kandydatem do awansu i osiągnęliśmy nasz upragniony cel cztery kolejki przed końcem sezonu w meczu wyjazdowym ze Stalą Stalowa Wola, gdzie zremisowaliśmy 0-0.

To była środa 23 maja 2007 r. Dzień, w którym AC Milan mierzył się w finale Ligi Mistrzów z Liverpoolem. Ale dla mnie, choć jestem fanem "The Reds", liczył się tylko pojedynek ze "Stalówką" i to, czy uda nam się przypieczętować awans? Pamiętam, że kiedy po śniadaniu wyszliśmy na krótki spacer trenerzy po kilku minutach zawrócili nas do hotelu. Był niesamowity jak na tą porę roku upał. Dosłownie nie było czym oddychać. Jeden jedyny raz w życiu byłem w Stalowej Woli i zapamiętam tylko ten niewiarygodny upał, tłumy robotników huty Stalowa Wola pijących piwo pod PRLowskimi budkami z piwem (obraz żywcem wycięty z minionej epoki) oraz oczywiście mecz bez historii i bez goli, który dał nam upragniony awans do "nieba". Mieliśmy w tym spotkaniu swoje okazje, m.in. dwie setki "Mikiego", ale "Stalówka" też coś tam mogła ukłuć. W jednej sytuacji któryś z piłkarzy gospodarzy przelobował już "Miodka", ale piłka na tyle długo zmierzała do bramki, że zdążyłem dogonić ją zanim do niej wpadła i wyekspediować daleko w aut. Po ostatnim gwizdku sędziego byliśmy tak wyczerpani, że nie mieliśmy sił, by cieszyć się na miarę sukcesu jaki właśnie stał się faktem. Zresztą nasi kibice też wykazywali dosyć umiarkowany entuzjazm w okazywaniu swej radości. Cóż, im pewnie też upał dał się we znaki, a nasza gra nie rzucała w tym dniu na kolana. A może powód był zupełnie inny? Nieważne. Ważne było tylko to, że dopięliśmy swego i jesteśmy w ekstraklasie.


Po meczu w Stalowej Woli.

No może jeszcze to, że warto by było uczcić to jakimś szampanem albo przynajmniej zimnym browarem. Nie pamiętam, czy w szatni był szampan, ale piwo z całą pewnością się znalazło. W drodze powrotnej wypiliśmy pewnie po jednym, góra po trzy. Niektórzy może i więcej, bo po drodze zatrzymaliśmy się na kolacji, oglądając przy okazji wspomniany finał LM. Trener pozwolił nam napić się po małym piwku do kolacji, ale że mecz długi, a niektórym pić się chciało trochę bardziej, "Bonczek" zagadnął po cichu kelnera czy nie dało by rady wystawić przy tylnym wyjściu zgrzeweczki piwa, a jeden z nas miał tam podejść, odebrać i przetransportować ją cichaczem do autobusu. Nie wiem dlaczego, ale padło na "Pulka", który zanim wyszedł dostał od "Bonczka" banknot 10 zł, ponieważ tyle trzeba było dopłacić kelnerowi. Do dziś nie wiemy jak to możliwe, ale na odcinku 20 metrów jakie Michaś musiał pokonać by dostać się na tyły budynku, dał radę zgubić tą dyszkę i zamiast załatwić sprawę, wrócił do środka z głupią miną i niedowierzaniem "jak to się mogło stać?". Ostatecznie zapewne "Bonczek" wziął sprawę w swoje ręce i ją załatwił, a "Puluś" jak zwykle był bohaterem żartów przez całą drogę powrotną, bo jakby tego było mało, kiedy zbieraliśmy się już do odjazdu wpadł w popłoch, że razem z tą feralną dychą zgubił gdzieś też swój telefon. Na jego szczęście ktoś mu szybko przypomniał, że przecież parę chwil wcześniej podłączył go do ładowarki. Ot cały "Pulo". Jednym słowem - typowy Cajmer. Na boisku też często bywał nieco "zagubiony". Grzesiu Bonk uspokajał go wtedy mówiąc: "Puluś nic się nie bój. Ty mosz ino odebrać im bala i grać do najbliższego. Czyli do mnie".

Co by jednak nie mówić, Michał był niezmiernie barwną i ważną postacią w naszej szatni. Jak na rdzennego Warszawiaka całkiem dobrze radził sobie ze śląską gwarą i często się nią posługiwał. Poza tym jest osobą, która ma do siebie duży dystans i potrafi się z siebie śmiać. Ostatnio miał co prawda do mnie mały żal, że na antenie Canal+ stwierdziłem, iż nigdy nie był wielkim piłkarzem ale szybko to sobie wyjaśniliśmy. No bo z drugiej strony, kto w tej naszej zgranej ekipie był wielki? Może jedynie Tomek Sokołowski, który przyszedł do Ruchu już u schyłku swojej kariery. Może "Miki", który strzelił w swej karierze sporo bramek i dla Ruchu też całkiem dużo, ale grając na Cichej myślał już raczej o tym, co będzie robił w niedalekiej przyszłości. Może jeszcze Grzesiu Bonk - pamiętam, że w młodości zapowiadał się na świetnego zawodnika, ale w Ruchu to już był gracz po przejściach, choć piłkarsko był wciąż wiodącą postacią. Młodzi "Pepe" i "Ecik" dopiero nabierali seniorskiego doświadczenia. Byliśmy wtedy zespołem bez gwiazd, a naszą największą siłę stanowił kolektyw, który rodził się w szatni. A Michaś to całkiem fajny karlus jak na gorola. Człowiek orkiestra.

Powrót ze Stalowej Woli do Chorzowa był niezwykle wesoły, bo inny być nie mógł. Dotarliśmy na miejsce grubo po północy, a tam o dziwo czekała na nas jakaś telewizja z gotową do nagrywania kamerą. Nie mam pojęcia jakim cudem zgodziłem się wtedy, by udzielić im wywiadu "na gorąco" zaraz po wyjściu z autobusu. Żeby było ciekawiej... o tym, że go w ogóle udzieliłem dowiedziałem się następnego dnia na treningu, kiedy jeden z chłopaków zapytał, o co mnie pytali ci z "TV" w tym nocnym wywiadzie? No cóż, musiałem być wtedy mocno zmęczony, a przy tym pijany ze szczęścia oczywiście. Do dzisiaj nie wiem, czy ten wywiad został w ogóle wyemitowany i co ja tam ciekawego nagadałem.


Na tyłach autokaru z Wojtkiem Myszorem i "Klakierem".

Wspominałem już, że w drodze do ekstraklasy mieliśmy kilka trudnych chwil, z którymi udało nam się poradzić i w efekcie wyjść obronną ręką z całej pierwszoligowej rywalizacji. Jednym z takich momentów był mecz w Legnicy z Miedzią. Z różnych powodów narastało wówczas niezadowolenie kibiców i ich niechęć w stosunku do naszego pierwszego trenera. Doszło do tego kilka meczów bez zwycięstwa i właśnie w Legnicy nasi fani dali wyraz swojej frustracji, głośno jadąc po Wleciałowskim przez całą pierwszą połowę zamiast wspierać nas swoim dopingiem. Tym bardziej, że dosyć szybko straciliśmy bramkę i do przerwy zupełnie nic nam nie wychodziło.

Na drugą połowę wyszliśmy jednak mocno zmobilizowani i odwróciliśmy losy spotkania po bramkach "Pepego", mojej z pierwszego w Ruchu rzutu karnego oraz "Jeziera", który jak się wkrótce okazało zdobył 2000 gola w historii Ruchu. Farciarz. Po meczu w dowód solidarności z trenerem co prawda podeszliśmy podziękować kibicom, ale zrobiliśmy to dosyć ostentacyjnie z połowy boiska, co im się najwyraźniej nie spodobało, gdyż zaczęli na nas gwizdać. Nie było mi łatwo pogodzić się z takim obrotem sprawy tym bardziej, że zdobyliśmy bardzo istotne trzy punkty, nie mniej jednak ten zgrzyt nie pozwolił nam w pełni cieszyć się z tego zwycięstwa. Zaraz po meczu w jednym z wywiadów dla portalu Niebiescy.pl krótko wyjaśniłem nasze stanowisko oraz zadedykowałem to zwycięstwo Gerardowi Cieślikowi, który dokładnie tego dnia obchodził swoje urodziny.

W drodze powrotnej do Chorzowa zatrzymaliśmy się na kilka minut, by uzupełnić płyny i w związku z urodzinami legendy Ruchu udało się uprosić naszego coacha, aby pozwolił napić się po małym z soczkiem. Kiedy wszyscy zaopatrzyli się już w chłodne napoje zabrałem głos i wzniosłem toast słowami: "No to zdrówko Pana Gerarda!", na co momentalnie zerwał się ze stołka nasz klubowy kamerzysta, który swego czasu jeździł z nami na wszystkie mecze i również na imię miał Gerard. Powiedział: "ależ dziękuję bardzo panowie, nie trzeba...", a wszyscy po krótkiej chwili konsternacji wybuchli gromkim śmiechem. Poczciwy Pan Gerard nie wiedząc, że jego nieco słynniejszy imiennik obchodzi właśnie urodziny pomyślał, że ten toast to pewnie w ramach naszej wdzięczności za jego żmudną i wyczerpującą pracę za kamerą heh. Co by jednak o nim nie mówić, sympatyczny pan kamerzysta był zawsze do naszej dyspozycji i jeździł z nami na każdy wyjazd. Złośliwi twierdzili, że dzieje się tak, ponieważ na takim wyjeździe mógł sobie fajnie pomaszkecić, a znany był m.in. z tego, że jako pierwszy musiał dostać torbę z prowiantem. Zawodnik, trener czy masażysta mógł się nie załapać, ale Pan Gerard musiał bezwzględnie dostać swój paket.


Świętowanie zwycięstwa w Gliwicach.

Ostatni mecz w pamiętnym, jakże radosnym dla Ruchu sezonie 2006/07 rozgrywaliśmy przy Cichej z Podbeskidziem Bielsko Biała. Na trybunach nadkomplet- nie pamiętam, kiedy widziałem na tym stadionie tylu ludzi. W powietrzu atmosfera wielkiego święta. Na boisku koncert w naszym wykonaniu. "Górale" zostali zmieceni 4-0, pogratulowali i szybko uciekli do szatni tym bardziej, że szalony tłum na trybunach już szykował się do wtargnięcia na murawę, choć ustalenia były takie, by tego nie robić i spokojnie poczekać na pomeczową fetę. Ostatecznie nam również udało się zejść do szatni, by przebrać się w okazjonalne koszulki, a w międzyczasie pocieszyć się odrobinę we własnym gronie i towarzystwie kilku butelek szampana oraz cygara, które specjalnie na tą okazję przygotował "Sokół".

Później była wielka feta. Konferansjerzy (Bogdan Kalus i Wojciech Krzystanek) wywoływali nas po kolei na specjalnie przygotowaną scenę, a ludzie każdemu zgotowali owację. Brylował oczywiście "Hetman", który dla każdego miał przygotowaną krótką przyśpiewkę w stylu: "Michał Pulkowski najlepszy pomocnik Polski..." itp. Więcej szczegółów z tego dnia nie pamiętam poza tym, że późnym wieczorem przenieśliśmy się do jednego z katowickich klubów i świętowaliśmy do rana. I tutaj muszę przyznać, że ta zgrana ekipa potrafiła nieźle grać w piłkę, ale tworzyła świetny kolektyw również poza boiskiem. Przynajmniej raz w tygodniu (najczęściej w czwartek) zdecydowana większość drużyny jechała w wybrane miejsce, by zjeść wspólnie obiad i przy okazji pożartować, pogadać o zbliżającym się meczu, a czasem też o innych pierdołach. To był bez wątpienia jeden z elementów, który scalał tą drużynę od środka. Razem wygrywaliśmy, razem dostawaliśmy po dupie i razem się bawiliśmy. Wychodziliśmy z założenia, że po dobrze wykonanej robocie mamy prawo do wspólnego wyjścia w miasto, a że ekipa była wyjątkowo świadoma istoty dobrej atmosfery zazwyczaj nie było większego problemu, by po wygranym meczu zebrać 8-10, a czasem nawet więcej chętnych osób.


Okazje do radości mieliśmy wtedy po wielu meczach.

Nie chodzi mi w tej chwili absolutnie o to, aby pisać o Bóg wie jakich sensacjach. Nic z tych rzeczy. Chcę tylko podkreślić, że ten awans był wywalczony i tworzony nie tylko na boisku, ale w dużej mierze i poza nim. Byliśmy ekipą do tańca i do różańca, a właściwie rzecz nazywając potrafiliśmy docenić osiągane sukcesy i odpowiednio się nimi cieszyć. Dlatego z tego miejsca jeszcze raz chciałbym wszystkim jej członkom podziękować za wspólnie spędzony, wyjątkowy czas. To był dla mnie ogromny zaszczyt móc kapitanować takiej drużynie i żal jedynie tego, że te czasy już nie wrócą. I nawet jeśli znajdzie się teraz jeden lub drugi malkontent, który zapyta "cóż to za był za wielki sukces ten nasz awans? Jak można go porównać chociażby do ostatniego tytułu mistrza Polski lub zdobytego Pucharu Polski?". Odpowiem, że oczywiście nie można. Wiedząc jednak o tym, jak blisko ten klub był degradacji do trzeciej ligi, oraz jak w stosunkowo krótkim okresie czasu zdołał się podnieść i awansować do Ekstraklasy, nie sposób nie docenić tego wyniku i nie traktować go jako ogromnego sukcesu tak sportowego jak i organizacyjnego.

Nie można nie wspomnieć o ludziach, którzy pomogli powstać naszemu Ruchowi z kolan, czyli o Mariuszu Klimku, Marku Nowaku, Krzysztofie Ziętku, o Mariuszu Śrutwie i śp. trenerze Wyrobku nie wspominając. Mariusz czasem wspomina jak to wspólnie, niejednokrotnie w egipskich ciemnościach (w klubie nie było prądu), ustalali plan działania, czyt. ratowania Ruchu. Za sukcesem sportowym stał sztab trenersko-medyczny, w którym oprócz wspomnianego już Marka Wleciałowskiego terminowali jeszcze jego asystent Tomek Fornalik, trener bramkarzy Rysiek Kołodziejczyk, śp. dr Wielkoszyński, dwaj masażyści, czyli nieoceniony Paweł Larysz i Tomek Mrochen oraz dr Jacek Sypniewski. Wszyscy oni mieli swój duży wkład w sukces końcowy, ale siłą rzeczy na pierwszym miejscu jest zawsze trener. I muszę przyznać, że mam mieszane uczucia jeśli chodzi o jego osobę. Z jednej strony byłem mu wdzięczny za to, że znając dobrze moją zdrowotną sytuację zgodził się na to, abym dołączył do tworzonej przez niego drużyny i spokojnie wrócił do pełnej sprawności. Mało tego, stawiał na mnie od początku mojego pobytu w Chorzowie mając świadomość, że moja dyspozycja nie była jeszcze optymalna. Od czasu do czasu konsultował ze mną pewne istotne kwestie dotyczące drużyny, a kiedy zostałem kapitanem byliśmy niejako skazani na częsty kontakt.


"Wleciał", "Gucio" i ja.

Marek to porządny człowiek, profesjonalista w każdym calu, ale moim zdaniem czasem brakuje mu przysłowiowego luzu. Nie potrafię sobie przypomnieć jakiegokolwiek żartu lub anegdoty, której byłby autorem. Poważny do bólu. Niektórzy dziennikarze przewrotnie żartują, że to prawdziwy showman. Nie zawsze mieliśmy takie samo spojrzenie na pewne tematy. O nieoczekiwanej i kontrowersyjnej decyzji dotyczącej "odpalenia" z szatni Ruchu "Super Mario" już było. Ja osobiście pamiętam, jak zabolało mnie jego stwierdzenie na jednej z przedmeczowych odpraw podczas zimowego zgrupowania w Grecji, że: "... trzeba być taktycznym debilem, kiedy jako boczny pomocnik świadomie wchodzi się do środka pola..." lub coś w ten deseń. Myślę sobie wtedy: chyba treneiro ze mną tak jedzie, bo przecież zdarza mi się czasem zejść ze skrzydła do środka i pomóc kolegom w rozegraniu piłki. Wydawało mi się, że to dobre zachowanie, a tu nagle okazuję się, że jestem debilem taktycznym. Tego samego dnia w meczu kontrolnym, w którym pokonaliśmy bodajże Panionios Ateny strzeliłem bramkę po zejściu do środka pola i wykończeniu fajnej indywidualnej akcji "Sokoła". Gdybym ślepo wykonywał wytyczne trenera i został na skrzydle, nie strzeliłbym tej bramki, "Sokół" musiałby sam kombinować i najpewniej strzelać z bardzo ostrego kąta.

Podobna sytuacja wydarzyła się kilka tygodni później w inaugurującym rundę rewanżową meczu z Polkowicami na Cichej. Nie szło nam w tym meczu wybitnie i w przerwie trener miał do mnie pretensję, że nie trzymam szerokości i wchodząc zbyt często do środka zamykam granie sobie oraz innym. Pewnie nie byłem zadowolony z tych uwag, ale w tamtym przypadku miał rację. Jedna z pierwszych akcji po przerwie przyniosła nam zwycięskiego gola. Zostałem na skrzydle, dostałem podanie prostopadłe i unikając spalonego wycofałem piłkę spod końcowej linii do wbiegającego na 11 metr "Jezierka", który dostawił odpowiednia stopę i trafił do siatki. Jakież było moje zdziwienie, kiedy kilka minut po tej akcji robimy zmianę, a na tablicy widzę numer 6! "Co jest kurwa?". Spoglądam na "Omegę", a tam raptem 65 minuta. Czy komuś przypadkiem sufit na głowę się nie... zwalił? Moja ambicja została mocno podrażniona, ale cóż, trzeba schodzić skoro trener tak zdecydował. Na szczęście wygraliśmy ten mecz 1-0 i skończyło się pewnie jedynie na moim chwilowym fochu. Bo przecież podobno kapitan schodzi ostatni... Nie tym razem.

Tak swoją drogą, teraz sam jako trener wymagam od swoich skrzydłowych, by starali się "trzymać szerokość" i zbyt wcześnie nie zawężali do środka. Proza życia i inna optyka na to samo zagadnienie. Najważniejsze, że szczęśliwie dobrnęliśmy do końca sezonu, ale już kilka dni później gruchnęła wieść, że Wleciałowski rozstaje się z Ruchem i nie poprowadzi go w ekstraklasie. Jak już wspominałem, do dzisiaj nie znam powodów tej decyzji, choć słyszałem różne wersje. Dzisiaj nie ma to już żadnego znaczenia. Na dobrą sprawę wtedy również nie miało. Skoro klamka zapadła i Ruch zaczął szukać nowego szkoleniowca, nie widziałem sensu bardziej tego roztrząsać i zaprzątać sobie tym głowy. Ważniejsze było to, kto przyjdzie na jego miejsce? Co prawda w niedalekiej przyszłości wszyscy przeżyliśmy prawdziwą huśtawkę nastrojów związaną z licencją na grę w ekstraklasie i jej chwilowym brakiem, ale to już jest temat na zupełnie inną okazję.


Odbieram puchar za awans od Rudolfa Bugdoła, prezesa Śląskiego Związku Piłki Nożnej.

Wracając do Marka Wleciałowskiego, kilka miesięcy temu kolejny raz bardzo mnie zaskoczył. W corocznym wigilijnym turnieju halowym organizowanym w Częstochowie przez Krzyśka Kołaczyka obecny asystent selekcjonera wystąpił w drużynie Trenerów. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że "Wleciał" prezentował się na parkiecie wyśmienicie i był chyba najlepszym strzelcem swojego zespołu. Nigdy nie widziałem u niego tyle luzu. To strzelił bramkę piętką, to technicznym lobikiem. Przecierałem oczy i nie dowierzałem. Za partnerów i rywali miał takie nazwiska jak Citko, Wędzyński, Probierz, Brzęczek, Hajto, Gilewicz, Kobylański, Węgrzyn i kilku innych bądź co bądź lepszych technicznie zawodników, ale to on wyglądał jakby urodził się w Brazylii i autentycznie tego dnia w tej Częstochowie zupełnie niechcący skradł wszystkim show.

Gdy dochodziłem do tego wniosku momentalnie przypomniał mi się jeden z meczów przyjaźni w hokeja na lodzie Ruch - Naprzód (III edycja), w którym nie kto inny jak słynny "Pulo" tak niechcący stał się postacią nr 1 tego wydarzenia. Najpierw podczas przedmeczowej prezentacji na kilka sekund zniknął wszystkim z pola widzenia, nie spodziewając się, że przy wejściu na lód jest sporej wysokości stopień i w ten sposób bliżej zapoznał się z taflą, a później całkowicie nieświadomie udowodnił wszystkim niedowiarkom, że kask hokejowy można założyć tyłem na przód. Na załączonej fotce widać doskonale, że jednak można.


Cały "Pulek"!

Trenerowi Wleciałowskiemu mimo wszystko sporo zawdzięczam. Choć zapewne często i gęsto miał on nieco inne od naszego spojrzenie na tworzenie atmosfery w szatni i jestem pewien, iż z trudem przechodził do porządku dziennego nad tym, że po wygranym meczu czasem wypiliśmy po piwie, a nawet próbował z tym walczyć. Bezskutecznie zresztą. Mieliśmy w związku z tym kilka niespecjalnie miłych rozmów, a w sytuacji kiedy zastał nas po jednym z meczów w baseniku z piwem urodzinowym w ręce, prawie eksplodował. Zapytał: "co to za piwo?". Mariusz, który wtedy był jeszcze z nami, otwierając butelkę odpowiedział: Żywiec. Napijesz się? Chwilowa konsternacja i pytanie, co na to trener? "Wleciał" o dziwo wziął piwo i nawet pociągnął łyczka, ale za moment bez słowa szybko się oddalił. Można tylko gdybać, czy ta sytuacja nie wpłynęła na późniejsze "odpalenie" Śrutka. Czasem zdarzało się też, że nie do końca zgadzaliśmy się z założeniami taktycznymi trenera na niektóre mecze, jednak mimo tych wszystkich mniejszych lub większych przeszkód wspólnie dobrnęliśmy do celu, jakim był AWANS i tego tak jemu, jak i nam nikt już nie zabierze. Koniec. Kropka.

WOJCIECH GRZYB

fot. Archiwum Wojciecha Grzyba / Niebiescy.pl

» Na komentarze czekamy na profilu Niebiescy.pl na Facebook'u



3:1 z Miedzią. Druga wygrana z rzędu
REKLAMA
OSTATNI MECZ
16. kolejka I ligi - 07.11.2025 r. godz. 17:00, Chorzów
Relacja LIVE »
Czas na szpil »
Relacja z meczu »
Relacja z trybun »
Konferencja »
Wypowiedzi »
P. Manowski »
D. Sobociński »
D. Grabiński »
Skrót meczu »
Wideo »
3:1
RUCH - MIEDŹ LEGNICA
 Kolar 33'
 Szwedzik 44'
 Mezghrani 67'
 Stanclik 13'
REKLAMA
NASTĘPNY MECZ
RUCH CHORZÓW - ZNICZ PRUSZKÓW
ul. Katowicka 10, Chorzów
23.11.2025 r. godz. 12:00
:
TV NIEBIESCY
REKLAMA
PLAN PRZYGOTOWAŃ
17.06 - 29.06 - treningi w Chorzowie
28.06 g. 17:00 - sparing: Ruch 0:0 Warta Poznań
30.06 - 06.07 - zgrupowanie w Busku-Zdroju
05.07 g. 16:00 - sparing: Pogoń 1945 Staszów 0:4 Ruch
06.07 g. 15:00 - sparing: LKS Wisła Wielka 0:7 Ruch
07.07 - 20.07 - treningi w Chorzowie
09.07 g. 12:00 - sparing: Ruch 1:1 Puszcza Niepołomice
12.07 g. 11:00 - sparing: Wisła Kraków 2:0 Ruch
21.07 g. 19:00 - 1. kolejka I ligi: Puszcza Niepołomice - Ruch
* Więcej informacji o sparingach można zobaczyć po najechaniu na
TRANSFERY
PRZYCHODZĄ
Tomasz Bała (Stal Rzeszów)
Piotr Ceglarz (Motor Lublin)
Kacper Dyduch (junior)
Bartłomiej Gradecki (Wisła Płock)
Kajetan Klaja (junior)
Marko Kolar (HNK Gorica)
Aleksander Komor (GKS Katowice)
Maciej Krzempek (rezerwy)
Nikodem Leśniak-Paduch (Skra)
Shuma Nagamatsu (Korona Kielce)
Patryk Szwedzik (Chrobry Głogów)
Przemysław Szymiński (Frosinone)
Maciej Żurawski (Warta Poznań)
ODCHODZĄ
Jakub Adkonis (Pogoń Grodzisk)
Bartłomiej Barański (Lech Poznań)
Filip Borowski (Piast Gliwice)
Jehor Cykało (FK Teplice)
Miłosz Kozak (Śląsk Wrocław)
Wojciech Łaski (Rekord Bielsko)
Łukasz Moneta (Olimpia Grudziądz)
Jakub Myszor (Teuta Durres)
Soma Novothny (Kisvarda FC)
Maciej Sadlok (Sparta Kazimierza)
Filip Starzyński (?)
Martin Turk (GD Estoril-Praia)
STRZELCY - TOP 5                         ASYSTY - TOP 5
   Patryk Szwedzik7
   Piotr Ceglarz5
   Marko Kolar3
   Mateusz Szwoch2
   Denis Ventura2
   Denis Ventura4
   Piotr Ceglarz3
   Tomasz Bała2
   Nikodem Leśniak-Paduch2
   Shuma Nagamatsu2
ŻÓŁTE KARTKI
   Patryk Szwedzik3
   Szymon Szymański3
   Denis Ventura3
   Tomasz Bała2
   Nikodem Leśniak-Paduch2
   Mo Mezghrani2
   Shuma Nagamatsu2
   Mateusz Szwoch2
   Maciej Żurawski2
   Szymon Karasiński1
REKLAMA
NA SKRÓTY
  • Terminarz meczów Ruchu
  • Runda jesienna
  • Runda wiosenna
  • Kadra Ruchu
  • Sztab szkoleniowy Ruchu
  • DOŁĄCZ DO NAS!
    REKLAMA
    REKLAMA
    TABELA
    1. Wisła Kraków 38
    2. Pogoń Grodzisk Mazowiecki 32
    3. Chrobry Głogów 28
    4. Śląsk Wrocław 28
    5. Polonia Bytom 27
    6. Ruch Chorzów 24
    7. Stal Rzeszów 24
    8. Miedź Legnica 24
    9. Wieczysta Kraków 23
    10. Polonia Warszawa 23
    11. Odra Opole 22
    12. Pogoń Siedlce 21
    13. ŁKS Łódź 21
    14. Puszcza Niepołomice 18
    15. Stal Mielec 13
    16. GKS Tychy 12
    17. Górnik Łęczna 10
    18. Znicz Pruszków 10
    REKLAMA
    REKLAMA
    REKLAMA
    TV NIEBIESCY
    BUTTONY
    90 Minut Widzew To MY
    UKS Ruch Chorzów Elana Toruń
    Kibice.net
    Copyright by Niebiescy.pl © 2005-2025 | Polityka prywatności