Po meczu z Legią Warszawa bardzo wiele pochwał zebrał Krzysztof Kamiński, bramkarz, który trafił na Cichą z Wisły Płock.
- Wystarczyła mi jedna godzina. Nawet pół godziny. Tyle to trwało na pierwszych naszych zajęciach i już wiedziałem, że mam do czynienia z bardzo utalentowanym bramkarzem - opowiada o Kamińskim trener bramkarzy, Ryszard Kołodziejczyk. - Koordynacja ruchowa, skoczność, znakomita technika, ambicja, pracowitość. Właściwie wszystkie elementy bramkarskiego rzemiosła były takie, jakie być powinny. No i przede wszystkim Krzysiek miał to, co powinien mieć dobry bramkarz, czyli opanowanie i spokój - dodaje.
Kamińskiego polecił Ruchowi jego były piłkarz, Ariel Jakubowski, który grał z nim w Płocku. Działacze "Niebieskich" od razu przystąpili do obserwacji i szybko ściągnęli zawodnika na Cichą. "Kamyk" już teraz jest nazywany przez niektórych... Casillasem, ale zapewnia, że: - Twardo stąpam po ziemi. Jeszcze niczego nie pokazałem, to był dopiero pierwszy oficjalny występ w barwach Ruchu. Cieszę się z pozytywnych ocen, ale się nie podpalam. Spokojnie robię swoje. A ten Casillas? Nie wiem, jak się z tego przydomka wytłumaczyć, by jakoś głupio nie zabrzmiało. To wielki bramkarz, ale mnie chyba jednak bliżej jest do Artura Boruca i ligi włoskiej, nie hiszpańskiej, której jestem wielkim sympatykiem - mówi skromnie Krzysztof Kamiński.
źródło: Sport / Niebiescy.pl