Czesław Michniewicz (trener Podbeskidzia):
- Zwykło się mówić, że po tlen jeździ się nad morze albo w góry. My go szukaliśmy dziś w Chorzowie i jakąś dawkę znaleźliśmy. Zagraliśmy przyzwoite zawody, byliśmy konsekwentni, zagraliśmy trzy bramki na wyjeździe, mieliśmy kilka składnych i szybkich akcji. Ruch również stworzył kilka okazji, ale dopisało nam szczęście. Straciliśmy taką bramkę, że jak będzie konkurs na pięć najgłupszych straconych goli, to my zajmiemy cztery pierwsze miejsca. Cieszę się bardzo, że gra, którą zaprezentowaliśmy przyniosła trzy punkty. Nie była porywająca, nie była taka, gdy ręce same składają się do oklasków. Myślę jednak, że budziła respekt i szacunek mnie jako trenera, moich współpracowników i wszystkich tych, którzy byli na boisku. Była oparta na dużym zaangażowaniu, poświęceniu, dyscyplinie. Mieliśmy trudny moment, bo w święta uciekł nam jeden trening, a później spadł śnieg. Trenowaliśmy bardziej jak siatkarze, w hali. Okazało się, że tak też można wygrywać mecze w polskiej lidze. W tym peletonie dalej jesteśmy daleko, ale jest szansa, że będziemy go gonić, wygrywając kolejne spotkania. Może wtedy uda się powalczyć o przyzwoitą końcówkę. Nie wiem, czy te punkty na koniec sezonu będą istotne, czy dadzą nam utrzymanie. Dla nas liczy się tylko ta chwila, która jest dzisiaj. A później będzie kolejna, kolejna... Na koniec policzymy punkty i zobaczymy, które zajmiemy miejsce.
Jacek Zieliński (trener Ruchu):
- Przegraliśmy bardzo ważny mecz, przegraliśmy w złym stylu. (westchnięcie) Sam zastanawiam się, co się stało. Tak na gorąco za wcześnie jeszcze, żeby coś powiedzieć. Po całkiem niezłym spotkaniu w Lubinie minęły cztery dni i dzisiaj zespół wyglądał zupełnie inaczej. Musimy naprawdę się nad tym zastanowić, zdiagnozować, bo wyglądało to źle po prostu.
Mieliśmy ograniczone pole manewru w defensywie. Można było wracać do ustawienia z Djokiciem, które w meczu z Lechem nie wypaliło. Postawiliśmy na Lewińskiego i Stawarczyka. Wyszło jak wyszło, ale to była moja decyzja. jeśli mówimy o sprawach winy, to ja biorę ją na siebie. To ustawienie w tym meczu nie wypaliło.
W drugiej połowie wprowadziliśmy Jakuba Smektałę za Łukasza Janoszkę, żeby wpuścić szybszego zawodnika. Zakładaliśmy, że trzeba będzie atakować, a Smektała dał dobrą zmianę w Lubinie. Trudno było w tej sytuacji wpuścić obrońcę... "Ecik" za dużo w ofensywie nie zrobił, a trzeba było gonić wynik. Tym była spowodowana ta zmiana.
źródło: Niebiescy.pl